MB/8 Club Poland - Klub i forum miłośników samochodów Mercedes-Benz

Forum dyskusyjne klubu właścicieli i miłośników samochodów marki Mercedes-Benz
Dzisiaj jest pn lip 28, 2025 9:31 am

Strefa czasowa UTC+02:00




Nowy temat  Ten temat jest zamknięty. Nie można w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 25 ]  Przejdź na stronę Poprzednia 1 2
Autor Wiadomość
Post: ndz sie 05, 2012 1:23 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Za nami 3.291 km

Z rana zwiedzaliśmy Murmańsk. Malowniczo położone miasto, wśpród wzgórz spływających skałami do morza, a właściwie długiej, wąskiej zatoki, składające się jednakże niemal wyłącznie z radzieckich blokowisk. Taka mała próbka, z okolicy gdzie przespaliśmy noc.
Obrazek

Aż zaskakujące, że w tym mieście, gdzie na dodatek prawie przez pół roku jest bez przerwy noc, ludzie są sympatyczni i optymistyczni, jak na przykład siedząca na przystanku kobieta, którą Krzysztof zapytał o drogę. Nawet powiedziała, że jej się podoba, czym Krzysztof był szczerze zadziwiony, bo przecież widział się w lustrze przed wyjazdem :P

Po wyjeździe z hotelu odwiedzilśmy Aloszę, czyli pomnik obrońców polarnych z lat II Wojny. Robi wrażenie.
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek

Tak jak wspominałem wcześniej, było muzeum motoryzacyjne i lotnicze, więc do kompletu zostało nam morskie. I morskie muzeum ziściło się w postaci statku-muzeum w Murmańsku, czyli pierwszego lodołamacza o napędzie atomowym, o nazwie (a jakżeby inaczej) Lenin. Zbudowany w 1959, pływał do 1989 roku, po czym rdzewiał przez następne 20 lat. Staraniem kapitana, który nim dowodził przez prawie cały czas (tylko przez pierwsze trzy lata był inny kapitan), został ostatecznie wyciągnięty z doku i przekształcony na statek-muzeum.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Oczywiście, skoro statek nosi imię wodza rewolucji, nie mogło Go wszędzie zabraknąć :)
Obrazek

Jeszcze lokalny akcent, podczas oczekiwania na otwarcie szlabanu na przejeździe kolejowym niedaleko dworca morskiego...
Obrazek

... i odwiedziliśmy jeszcze bardziej przygnębiające miasto, czyli Zapolarnyj. Prowadzi do niego droga w standardzie rosyjskiej północy, czyli gruntowa (główna droga idzie obwodnicą ponad miastem).
Obrazek Obrazek

Tutaj to chyba bez wodki nie razbieriosz ani jednego dnia.
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Przed granicą czekały na nas jeszcze dwa szlabany, aż w końcu wróciliśmy do Norwegii. Robiło się coraz zimniej, więc zanim Krzysztof zamienił się w sopel lodu, skorzystaliśmy z norweskiej gościnności, a właściwie skandynawskiego zwyczaju nazywanego "prawem każdego człowieka" (norw. allmannsrattan), czyli prawem do nieograniczonego korzystania z przyrody z poszanowaniem jej i praw innych ludzi. Rozbiliśmy zatem namiot pośrodku niczego.
Obrazek

Plan na dziś: Nordkapp i przynajmniej 550km, żeby nadrobić jeden stracony dzień.


Na górę
 
Post: pn sie 06, 2012 12:27 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Na liczniku 3.881 km

Nordkapp został osiągnięty około 17:30. Ale na początku jeszcze dwie reminiscencje z Rosji.

Stojąc na krótkim postoju przed Zapolarnym, zatrzymał się przy nas samochód z Rosjaninem w środku, który (Rosjanin) pytał o dziewczynę, która mu się zgubiła. Zgubiła – 20 km od najbliższego miasta, to trzeba mieć talent. Ponieważ nie mogliśmy mu pomóc, zawrócił z powrotem w kierunku Zapolarnego. Za chwilę z przeciwnego kierunku nadeszła dziewczyna rozmawiająca przez komórkę, najpewniej z owym kierowcą. Pomimo, że oferowaliśmy pomoc, minęła nas i poszła dalej, a za chwilę znów nadjechał ten samochód i wsiadła. Ruszyli z powrotem w kierunku Zapolarnego, a po kilku kilometrach minęliśmy ich, jak stali na parkingu i się kłócili. Ciekawi ludzie ci Rosjanie.

Druga wspominka jest ze sklepu wolnocłowego na granicy rosyjsko-norweskiej. Ponieważ został nam wolny limit alkoholu, weszliśmy żeby dokupić trochę płynów rozweselających i zobaczyliśmy rzeczywistość z PRL z lat 80-tych, czyli puste półki. No prawie, były fajki i kosmetyki, natomiast z alkoholi tylko wino i koniak po 150EUR za butelkę. Panie pokładały się ze śmiechu na naszą reakcję, my zresztą też. Pierwszy raz widzieliśmy sklep wolnocłowy, w którym zabrakło gorzały. Ponoć Rosjanie wszystko wykupili.

Dzień przywitał nas deszczem, więc znów ubranko kosmiczne poszło w ruch.
Obrazek

Jeszcze pamiątkowa fotka z noclegu nad rzeką, która jest granicą między Norwegią a Finlandią.
Obrazek

Droga na Nordkapp po skręcie z E6 jest fascynująca. Najpierw, jeszcze na E6, biegnie brzegiem fiordu, czy też raczej zatoki, gdzie z jednej strony są wysokie na kilkaset metrów skały, a po drugiej szeroko rozlane wody. Po skręcie na Nordkapp napięcie rośnie, ponieważ krajobrazy są jeszcze bardziej widowiskowe, natomiast sama droga jest wąska i kręta, biegnąca nasypem nad samym morzem. Nordkapp jest na wyspie, do której prowadzi 7-kilometrowy tunel pod dnem morskim i jest jak w rollerocoasterze. Najpierw zjazd w dół na 212 metrów poniżej poziomu morza, a potem równie ostro w górę. Blondyna ledwie jechała na dwójce 40 km/h, ale dała radę. Za tunelem są kolejne serpentyny, żeby wspiąć się na ponad 300-metrowy klif. A tam już tylko widoki. Reniferów też nie zabrakło.

Ale na początek kilka ujęć z trasy.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Nordkapp
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek

Z informacji praktycznych – wjazd kosztuje 235 NOK od osoby, natomiast restauracja nie jest kosmicznie droga, tak jak cała Norwegia. Za dwa gulasze z renifera, dwie kawy i ciastka zapłaciliśmy około 320 NOK, czyli bez przegięć.
Po Nordkappie droga E6 odrywa się od wybrzeża, i wiedzie przez stały ląd. Krajobraz uległ dramatycznej zmianie, i zamiast lasów są pagórki porośnięte niską roślinnością.

A wysoko w górach wciąż leży śnieg.
Obrazek

I jazda, jazda...
Obrazek

Na noc znów skorzystaliśmy z prawa każdego człowieka i rozbiliśmy namiot pośrodku niczego, czyli wśród zielonych wzgórz. Fotkę dam jutro z rana.

Powoli nadrabiamy stracone kilometry, jeżeli jutro damy radę osiągnąć Narvik, będziemy znów zgodnie z planem.

Jeszcze jedna uwaga z północnej Norwegii – stacje paliw są co około 150-200 km, więc trzeba często tankować, żeby nie zostać bez paliwa na pustkowiu.

Druga uwaga – niezwykle cennym zakupem okazała się pompka elektryczna do materaca. Oszczędza czas i płuca.
Obrazek


Na górę
 
Post: wt sie 07, 2012 11:41 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Na liczniku 4.435 km.
W poniedziałek był bardzo długi przelot, ponieważ po drodze nie było nic specjalnego do zwiedzania i chcieliśmy nadrobić czas stracony przez zabawy z rosyjską wizą. Poza tym oba cele Eskapady zostały już osiągnięte i w sumie to już chcielibyśmy do domu :)
Widok na nasz wczorajszy biwak trochę mi przypomina sławną tapetę Windows :)
Obrazek

Potem była już tylko jazda i widoki. Żadne słowa ani zdjęcia nie są w stanie tego opisać. Surowe skały opadające stromo wprost do morza, śnieg przystrajający szczyty białymi łatami, fiordy wrzynające się głęboko w ląd czy też chmury spływające zboczami w dół. (Niezła grafomania, hihi :) )
A do tego wszystkiego droga, biegnąca raz brzegiem morza, a czasami przecinająca na skróty ląd wcinający się w morze. Droga wymagająca dla kierowcy i pojazdu, bo poza nielicznymi prostymi odcinkami po płaskim, w większości są ostre zakręty i strome podjazdy. Blondyna sprawiła się dzielnie, choć większość podjazdów musiała pokonywać na trójce nie osiągając czasami więcej niż 60 km/h. Na dodatek droga nie jest najlepszej jakości, są ubytki (choć nie tak duże jak w Polsce), poprzeczne i podłużne uskoki (te ostatnie najbardziej niebezpieczne dla Krzysztofa na moto).
Niech więc przemówią zdjęcia.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Były też eko-domki z trawnikami na dachu.
Obrazek Obrazek

Do Narviku wjeżdża się efektownym mostem.
Obrazek

Dziś jechaliśmy osobno, ponieważ po pierwsze, Krzysztof męczył się za Blondyną słabującą na podjazdach, a po drugie lepiej dla niego robić częste postoje dla rozgrzania się. Dzięki temu odwiedził Muzeum Bitwy o Narvik. A Norwegowie dobrze pamiętają o Polakach z tego okresu. Miłe.
Obrazek Obrazek Obrazek

Nie mogło oczywiście obyć się bez reniferów.
Obrazek

Bogowie wikingów byli dla nas bardzo łaskawi, ponieważ w ogóle nie padało. Chyba poskutkowało to, że zwyczajem żeglarzy zawsze wieczorem odlewamy dla nich miarkę trunków spożywanych przez nas na rozgrzanie i rozweselenie :)

Jeszcze celna uwaga Krzysztofa – nawet w najmniejszych wioskach jest mnóstwo ludzi uprawiających sport. Bieganie, rower, rolki, nartorolki. Zdrowy naród :)

A moja obserwacja – sporo ludzi pochodzenia nie-nordyckiego. I to w miastach za kołem podbiegunowym. Jak ci przybysze z ciepłych krajów radzą sobie w noc polarną pozostaje dla mnie zagadką.

Na koniec dostaliśmy w Narviku pokój z widokiem na morze.
Obrazek Obrazek


Na górę
 
Post: śr sie 08, 2012 1:46 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Za nami 4.859 km. Do domu około 1.700 km

Dzisiejszy dzień przypomniał, że nieubłaganie wracamy do rzeczywistości. Zaczął się od godzinnej telekonferencji z firmą, a wieczorem przekroczyliśmy powtórnie (powrotnie?) koło podbiegunowe.

Ale na dzień dobry zwiedziliśmy jeszcze Muzeum Wojenne w Narviku. Znów bardzo pochlebnie piszą o Polakach i ich udziale w kampanii norweskiej 1940 roku. Ja natomiast byłem zaskoczony tym, że poza kampanią morską m.in. w Narviku, trwała kilka miesięcy wiosną 1940 roku wojna górska, w trakcie której Norwegowie wspierani przez aliantów dali Niemcom łupnia, i byliby ich wyparli do Szwecji albo gdzie indziej, tyle że w międzyczasie padła Francja i alianci wycofali swoją pomoc. Czyli klasycznie, jak to w tej wojnie bywało, zostawili sojuszników na lodzie (dosłownie).
Obrazek Obrazek

Sam Narvik to małe i sympatyczne miasteczko.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Rosną tu grzyby - mutanty, które nie dość, że przetrwały noc polarną, to jeszcze są na tyle silne, że przebijają asfalt.
Obrazek

Poza widokami atrakcją dnia była przeprawa promowa niedaleko za Narvikiem.
Obrazek Obrazek Obrazek

Jak widać praca na promie nie jest na tyle ciężka, żeby nie mogły jej wykonywać nordyckie damy.
Obrazek Obrazek

Zamiast reniferów były znów eko-domki.
Obrazek

Do Fauske (mniej więcej w połowie dzisiejszej trasy) znów był rollercoaster po fiordach, potem droga wiodła brzegiem rzeki więc było nieco spokojniej. Ale tylko do czasu. Tak na marginesie, to właśnie w Fauske jest półmetek drogi E6, która biegnie od Kirkenes w Norwegii, poprzez zachodnie wybrzeże, aż do granicy norwesko-szwedzkiej na trasie Oslo-Goeteborg. Niestety, fotki z tego miejsca nie będzie, ponieważ zabrakło czasu - musiałem gonić Krzysztofa, który załapał się na wcześniejszy prom. Ale za to były inne widoczki.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Po kilkudziesięciu kilometrach płaskiej, acz widokowej jazdy wzdłuż rzeki...
Obrazek

... droga E6 zaczyna wspinać się na płaskowyż pod lodowcem Saltfjellet, największym lodowcem w Norwegii. Niemal na szczycie tego płaskowyżu (max. 692 m) przekroczyliśmy powrotnie koło podbiegunowe.
Obrazek

I jeszcze rzut oka (kamery) na lodowiec. Te małe kopczyki na pierwszym planie są ustawione z tyłu za centrum polarnym przy kole podbiegunowym, ale nie wiem do czego służą ani co mają symbolizować. Po prostu są.
Obrazek

Mimo, że przez opóźniony start w dniu dzisiejszym (praca, muzeum i kebab w centrum Narviku) wyjechaliśmy bardzo późno (nasz rekord jak do tej pory, po 15), to udało się praktycznie wykonać cały plan trasy na dzisiejszy dzień. Jutro wybieramy się do Trondheim (co najmniej), a po drodze wstąpimy jeszcze do piekła.

A na kempingu znów spotkaliśmy Polaków, tym razem jadących w drugą stronę - z Łodzi, przez Karlskronę i Oslo na Lofoty a potem przez Szwecję na dół. Była miła wymiana doświadczeń z północy i południa.


Na górę
 
Post: czw sie 09, 2012 12:31 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Za nami 5.331 km. Przed nami około 1.200 km.

Dzisiaj definitywnie opuściliśmy fiordy i zanurzyliśmy się w krajobraz przypominający bardziej alpejskie doliny aniżeli Norwegię.
* w alpejskich dolinach nie byłem, znam je tylko z reklam Milki :P
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Krzysztof podsumował (domki) - niewymuszone piękno. I to jest kwintesencja Norwegii.

Blondyna ciągnie już resztą sił, dziś była pierwsza awaria na trasie - pękła sprężynka powrotna przy pompie wtryskowej. Byłem przygotowany na taką awarię, bo już mi się dwa razy przytrafiła, więc wprawa czyni mistrza, i wymiana sprężynki na nową nie zabrała nawet 10 minut.
Przy okazji wymiany sprężynki na parkingu na granicy Norlandu, spotkaliśmy wycieczkę z Polski, jadącą z Poznania na Nordkapp. Opowiedzieliśmy wrażenia, dostaliśmy zasłużone gratulacje za tak długą drogę za nami, i ogólnie było bardzo sympatycznie. Główna atrakcja dzisiejszego dnia [zlosnik]

Tak się jakoś składa, że niemal codziennie spotykamy Polaków.

Kilkanaście kilometrów dalej była kolejna przerwa techniczna. Okazało się, że popychacz od pedału gazu obciera o wąż nagrzewnicy. Kilka ściągaczy załatwiło sprawę.
Obrazek

Po drodze trafiliśmy jeszcze na norweskie roboty drogowe, które miejscami wyglądały gorzej niż rosyjskie.
Obrazek

A tuż przed Trondheim trafiliśmy w końcu do piekła :P
Obrazek Obrazek

A tak wygląda panorama piekła w wydaniu norweskim:
Obrazek

Krzysztofowi spodobała się lokalna muzyka ludowa
Obrazek

A mnie tajemnicze konstrukcje wznoszone przez trolli albo krasnoludy
Obrazek

Mamy już kupione bilety na prom z Karlskrony, więc jeżeli nie wydarzy się katastrofa, to w niedzielę o 8 rano będziemy już w Polsce. Ale po drodze jeszcze Oslo - jutro.


Na górę
 
Post: czw sie 09, 2012 11:46 pm 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Na liczniku 5.846 km. Do domu około 700 km.

Trzynasty dzień nie zaliczył się niczym pechowym. Dziś była właściwie tylko jazda. Ponieważ z rana padał deszcz, więc odpuściliśmy Trondheim i ruszyliśmy w drogę; Krzysztof oczywiście w kosmicznym ubranku. Na szczęście po niecałej godzinie przestało padać.

Dzisiaj z widoków była dalsza część dolin alpejskich. Jadąc z Trondheim do Oslo skręciliśmy z po 100 km z E6 na drogę nr 3 licząc na to, że będzie mniejszy ruch i mniej miejscowości. Nie mamy porównania, więc nie wiem czy na E6 byłoby inaczej. W każdym razie droga nr 3 zafundowała nam sporo ładnych widoków, choć dość monotonnych w klimacie. A ruch, to fakt, był nieduży, jak na przelotową drogę dużego bądź co bądź państwa. Dodać jeszcze należy, że miejscami droga jest dość wąska, więc wymijanie się na zakrętach z rozpędzonymi miejscowymi TIR-ami (które nierzadko ścinają zakręty) powoduje wzrost adrenaliny. W sumie to takie atrakcje zaczęły się już mniej więcej na południe od Fauske.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek

Dotarliśmy w końcu do Oslo. Dotarliśmy to dobre określenie, ponieważ po drodze była obskurna stacja Esso, gorsza nawet niż większość po rosyjskiej stronie granicy. A jazda po Oslo jest wymagająca, bo miasto pocięte jest tunelami i robotami drogowymi oraz pozamykanymi sezonowo (z okazji różnych imprez na wolnym powietrzu) ulicami, dzięki czemu trafienie do hotelu zabrało nam dużo czasu błąkania się po mieście. Szczęśliwie ruch był nieduży, choć brakowało nieraz czwartego oka (pierwsze trzy zostały zagospodarowane patrzeniem się na drogę, w nawigację oraz na Krzysztofa w lusterku; a czwarte przydałoby się na podziwianie pięknych nordyckich dam, których w Oslo nie brakuje [zlosnik]).

W Oslo czekała na nas niemiła niespodzianka, ponieważ praktycznie wszystkie kuchnie w lokalach zamykają o 22. Ciekawy kraj, w sklepach nie ma alkoholu (czasem jest piwo mocniejsze niż bezalkoholowe), na stacjach benzynowych w ogóle, a w stolicy po 22 nie ma co zjeść. Na szczęście niezawodni okazali się Hindusi, którzy ponad zasady przedkładają obsługę klienta (czytaj: chęć zarobienia pieniędzy), dzięki czemu nie idziemy głodni spać.
Najlepsze jest to, że dziś po raz pierwszy od niemal tygodnia śpimy w łóżku (w jednym, ale pod osobnymi kołdrami, żeby nie było :P).

Fotki z Oslo będą jutro, zrobione w świetle dnia.


Na górę
 
Post: pt sie 10, 2012 11:16 pm 
Offline
Swoja BABA
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw cze 05, 2003 9:12 pm
Posty: 726
Lokalizacja: Warszawa
Marpie....no dojedź w końcu:) bo komentowanie zakazane, ale ja już nie mogę wytrzymać:)ta opowieść jest znakomita..piękna wariacka podróż i prowadzony dziennik... jestem pod wrażeniem humoru i sposobu w jaki to robisz..wiekie brawa:)))

_________________
Małgosia
Skarbnik MB/8 Club Poland

W114 250 '71 Amelka:)
Yariska AMG:) 1.4 '10


Na górę
 
Post: pt sie 10, 2012 11:38 pm 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Na liczniku 6.236 km. Do domu około 300 km.

Do Małgosi – jutro ostatni dzień podróży. O 20 odbijamy promem z Karlskrony do Gdyni, ostatnia relacja będzie w niedzielę.

Obiecanych fotek z Oslo dziś nie będzie, ponieważ nocujemy na kempingu w lesie, gdzie z oczywistych względów zasięg jest marny. Z te też powodu relacja będzie pisana i krótka.

Dzień w Oslo zaczął się mało przyjemnie, ponieważ służby miejskie wykazały wczoraj nadzwyczajną sprawność i półtorej godziny po naszym przybyciu wystawiły mi mandat za zaparkowanie Blondyny zbyt blisko przejścia dla pieszych. 500 NOK.

Potem okazało się, że na ulicy gdzie mieszkamy, parkowanie (płatne) dozwolone jest tylko przez 2 godziny, więc zwiedzanie siłą rzeczy musiało być krótkie. Pałac Królewski, port, City lokalne, skądinąd bardzo przyjemne, i trzeba było uciekać. Chcieliśmy zrobić maksymalnie dużo kilometrów, żeby w sobotę do Kalrskrony jechać już spokojnie żeby zdążyć na prom bez stresu. Po drodze zwiedziliśmy jeszcze Muzeum Muncha (tego od obrazu "Krzyk"). Ciekawe doświadczenie, z większości jego obrazów wyziera straszny smutek. Sam "Krzyk" ulokowany jest w otoczeniu dwóch innych obrazów z tego samego krajobrazu i tonacji – samotna postać na moście a za nią grupa ubranych na czarno osób. Ucieleśnienie przerażenia i manii prześladowczej.

Po wjeździe do Szwecji krajobraz zmienił się diametralnie (po raz kolejny). Doliny alpejskie ustąpiły miejsca płaskim jak stół nizinom południowej Szwecji, głównie rolniczym. Okazało się też, że kempingi w tej okolicy stanowią rzadkość, więc choć wyrywałem się żeby jechać jak najdłużej, z uwagi na spadającą temperaturę zostaliśmy na nocleg w leśnym kempingu bo nie chcieliśmy ryzykować jazdy przez kolejną godzinę. Rzadkością w tej okolicy są również miejsca do biwakowania na dziko, ponieważ albo jedzie się wśród pól uprawnych, albo przez ogrodzony las. Parkingi są co prawda często, ale w postaci zatoczek przy drodze, sporadycznie trafiają się większe, takie gdzie można biwakować.

A na kempingu pierwszy raz od dwóch tygodni widzieliśmy gwiazdy.


Na górę
 
Post: sob sie 11, 2012 6:32 pm 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Na liczniku 6.502 km. Do domu już tylko skok przez morze

Na początku jeszcze obiecane fotki z Oslo. Na początek mandat za złe parkowanie.
Obrazek

Kontrast na ulicy.
Obrazek

Pocztówki z Oslo.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Przed ratuszem stoją posągi rzemieślników....
Obrazek Obrazek

... a przed bydynkiem Teatru Narodowego dwóch smutnych panów.
Obrazek Obrazek Obrazek

W mieście jest bardzo dużo małych rzeźb, szczególnie w okolicach portu.
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

W drodze powrotnej z portu przeszliśmy przez lokalne City, jak wspominałem.
Obrazek Obrazek Obrazek

A to wytwór lokalnej ponoć, norweskiej czy szwedzkiej motoryzacji.
Obrazek

Na stacji benzynowej spotkaliśmy mini spot starych Mustangów.
Obrazek Obrazek

Tradycyjne zdjęcie przejścia granicznego. Wjeżdżamy do UE.
Obrazek Obrazek

Szwedzi lubują się w starych amerykańskich samochodach, głównie wielkich krążownikach z lat 50-tych i 60-tych. Tutaj mała próbka.
Obrazek Obrazek Obrazek

Po wjeździe do Szwecji zrobiło się już całkiem nudno. Płaskie rolnicze tereny, i tak było aż do samej Karlskrony.
Obrazek

W Karlskronie pojawiły się już znajome drogowskazy. Miłe.
Obrazek Obrazek

Jeszcze kilka pocztówek z Karlskrony…
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Niektórzy Szwedzi bardzo dbają o swoje samochody.
Obrazek

… i już czekamy na prom.
Obrazek Obrazek

Ostatnia relacja i podsumowanie będzie jutro. Na teraz mogę powiedzieć, że wyjazd okazał się pełnym sukcesem. Osiągnęliśmy wszystko, co sobie zaplanowaliśmy, pojazdy praktycznie bezawaryjnie dojechały do mety. Praktycznie – bo Krzysztof na ostrym skandynawskim asfalcie zdarł prawie do zera tylną oponę, a Blondyna dojechała prawie na ostatnim oddechu – już w Tallinie zaczęła zapalać na 3 cylindry, a w Narviku padł automat do świec (za krótko grzał), wobec czego rano trzeba było bardzo długo kręcić. Na dodatek miałem wrażenie, że w ogóle osłabła na fiordach, przez co ostatnie dwa dni odliczałem już kilometry do mety. 500-490-480-…-15-14-… Ale ostatecznie jesteśmy już na przystani promowej i odprawieni na prom. Czekamy na wjazd, ostatnie whisky na wyjeździe i znów normalne życie...


Na górę
 
 Tytuł: Etap 16: Epilog
Post: ndz sie 12, 2012 3:54 pm 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Wykąpany, ogolony, ciepło [zlosnik]

Na deser jeszcze garść nostalgicznych fotek. Żegnamy Karlskronę...
Obrazek Obrazek Obrazek

... gościnną Skandynawię...
Obrazek Obrazek Obrazek

... ostatnie piwo na promie...
Obrazek

... renifery...
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

... i szczęśliwy powrót do Polski
Obrazek

Załapał się na podróż nawet zwierz ze Skandynawii, szkoda że pośmiertnie.
Obrazek

Jeszcze kilka doświadczeń praktycznych:
- poza hotelem w Murmańsku i niektórymi automatami do tankowania w Finlandii, gotówka okazała się niepotrzebna - nawet na największym zadupiu można płacić kartą
- sieć komórkowa w Skandynawii jest WSZĘDZIE, włącznie z transmisją danych - nawet w północnej Norwegii, pośrodku niczego
- zabraliśmy ze sobą dwie butle gazowe 3kg, które przywozimy nienaruszone - na nasze gotowanie codzienne i kawę wystarczyła kupiona na stacji puszka 0,5 kg
- śpiwór polarny, taki do -5 stopni, to podstawa - bywało, że było mi zaledwie dostatecznie ciepło; ponadto polecam mumię - ma kaptur na głowę [zlosnikz]
- na stacjach brak jest oleju mineralnego - tylko syntetyki i pół-syntetyki, oraz praktycznie nie ma LPG (sporadycznie w Pribałtyce)
- Norwegia jest ZAJEBIŚCIE droga - to powiedzieli nam nawet Niemcy spotkani w Narviku - trzeba wziąć ze sobą dużo jedzenia
- materac dmuchany i pompka elektryczna to podstawa - na karimacie możnaby zamarznąć a płuca wypluć dmuchając co dzień materac [zlosnikz]
- wszędzie w Skandynawii mówią po angielsku
- wszędzie można spotkać Polaków - czasami turystów, a czasami pracujących (bywało tak, że się nas bali - bo myślieli, że przyjeżdżamy jako konkurencja [zlosnikz])

Ale ogólnie było mniej strasznie, niż się spodziewałem. Rozpoczęliśmy podróż na rolniczo-leśnych równinach Żuław i Pribałtiki, poprzez zalesione i reniferowe równiny Finlandii, księżycowy krajobraz półwyspu Kola, strome góry fiordów i alpejskie doliny w Norwegii aż do rolniczo-leśnych równin Szwecji. Krąg został zamknięty.

Odwiedziliśmy niezwykłe miejsca. Zachwycające surowością skał i morza, bogate roślinnością i fauną lasy, piękne w swej prostocie domki na pustkowiach północnej Norwegii i Finlandii, perełki architektury zwłaszcza w nadmorskich stolicach krajów nadbałtyckich, mieszkanie Świętego Mikołaja. Ale też porażające swoją brzydotą i zniszczone rabunkową gospodarką. Mimo to wszędzie spotykaliśmy przyjaznych i otwartych ludzi (poza rosyjskimi i litewskimi urzędnikami, spuśćmy na nich zasłonę milczenia).

Czym była dla mnie ta podróż? Nordkapp tlił się gdzieś w tyle głowy od dawna, dzięki Krzysztofowi udało się to urzeczywistnić, i to z nawiązką (Murmańsk). Co prawda nie udało się do końca uciec od rzeczywistości, jak wskazywałaby nazwa - Eskapada, niemniej jednak było to fantastyczne doświadczenie. Zrealizowaliśmy wszystkie stawiane przed sobą cele, pokonaliśmy wszystkie przeszkody, zwłaszcza w pierwszym tygodniu, poznaliśmy na trasie wspaniałych ludzi, przywozimy ze sobą ponad 800 zdjęć i niezapomniane wrażenia na opowieści w długie zimowe wieczory. Choć było wielu przed nami i wielu jeszcze będzie. Ale to są nasze doświadczenia.

W innym momencie swojego życia i w innym towarzystwie pewnie by mi się to nie udało. Teraz, po odpoczynku, czas na nowe wyzwania. Za rok, być może.

I jeszcze podziękowania:
- Krzysztofowi, za inspirację, cierpliwość, wytrwanie w zimnie na trasie i wspaniałe wspólne dwa tygodnie - udało się tak doskonale, ponieważ daliśmy sobie bardzo duży margines tolerancji, dla swoich słabości, zachcianek, pomysłów, ale też wspieraliśmy się bezwarunkowo w każdej sytuacji
- Agacie, żonie Krzysztofa - za tolerancję i wyrozumiałość dla pomysłów męża
- Pawłowi - za Blondynę :)
- Dorianowi - za wsparcie przy zakupie Blondyny i jej reaktywacji
- Maćkowi - za reaktywację Blondyny
- elektromechanikowi z Elbląga - za doskonałą i szybką naprawę, (prawie) po godzinach pracy w sobotę
- wszystkim ludziom spotkanym na trasie - za niezwykłą otwartość i cierpliwość na nasze opowieści dziwnej treści :)
- wszystkim, którzy wspierali nas duchem - za to wsparcie właśnie
- bogom wszelakim, którym zawsze odlewaliśmy porcję napojów rozrywkowych - za opiekę na trasie
- wszystkim, którzy czytali ten wątek - za cierpliwość :)
- moderatowi - za jego prośbę o niekomentowanie, dzięki czemu łatwiej mi się pisało ;)
- wreszcie, last but not least, Blondynie - za to, że zniosła tak wiele, dowiozła nas bezawaryjnie (bo czym jest sprężynka za 10 zł nie licząc alternatora?) i była nie tylko środkiem lokomocji, ale dla mnie trzecim towarzyszem podróży - bo bez gwiazdy nie ma jazdy. Krzysztof twierdzi, że rzeczy nie mają duszy. Stare Mercedesy mają. A teraz na koniec świata i jeszcze dalej [zlosnikz]

Licznik Eskapady zatrzymał się na 6.560 km.

KONIEC


Na górę
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat  Ten temat jest zamknięty. Nie można w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 25 ]  Przejdź na stronę Poprzednia 1 2

Strefa czasowa UTC+02:00


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Limited
Polski pakiet językowy dostarcza phpBB.pl