Wykąpany, ogolony, ciepło
Na deser jeszcze garść nostalgicznych fotek. Żegnamy Karlskronę...

... gościnną Skandynawię...
... ostatnie piwo na promie...

... renifery...

... i szczęśliwy powrót do Polski

Załapał się na podróż nawet zwierz ze Skandynawii, szkoda że pośmiertnie.

Jeszcze kilka doświadczeń praktycznych:
- poza hotelem w Murmańsku i niektórymi automatami do tankowania w Finlandii, gotówka okazała się niepotrzebna - nawet na największym zadupiu można płacić kartą
- sieć komórkowa w Skandynawii jest WSZĘDZIE, włącznie z transmisją danych - nawet w północnej Norwegii, pośrodku niczego
- zabraliśmy ze sobą dwie butle gazowe 3kg, które przywozimy nienaruszone - na nasze gotowanie codzienne i kawę wystarczyła kupiona na stacji puszka 0,5 kg
- śpiwór polarny, taki do -5 stopni, to podstawa - bywało, że było mi zaledwie dostatecznie ciepło; ponadto polecam mumię - ma kaptur na głowę
- na stacjach brak jest oleju mineralnego - tylko syntetyki i pół-syntetyki, oraz praktycznie nie ma LPG (sporadycznie w Pribałtyce)
- Norwegia jest ZAJEBIŚCIE droga - to powiedzieli nam nawet Niemcy spotkani w Narviku - trzeba wziąć ze sobą dużo jedzenia
- materac dmuchany i pompka elektryczna to podstawa - na karimacie możnaby zamarznąć a płuca wypluć dmuchając co dzień materac
- wszędzie w Skandynawii mówią po angielsku
- wszędzie można spotkać Polaków - czasami turystów, a czasami pracujących (bywało tak, że się nas bali - bo myślieli, że przyjeżdżamy jako konkurencja
![[zlosnikz]](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
)
Ale ogólnie było mniej strasznie, niż się spodziewałem. Rozpoczęliśmy podróż na rolniczo-leśnych równinach Żuław i Pribałtiki, poprzez zalesione i reniferowe równiny Finlandii, księżycowy krajobraz półwyspu Kola, strome góry fiordów i alpejskie doliny w Norwegii aż do rolniczo-leśnych równin Szwecji. Krąg został zamknięty.
Odwiedziliśmy niezwykłe miejsca. Zachwycające surowością skał i morza, bogate roślinnością i fauną lasy, piękne w swej prostocie domki na pustkowiach północnej Norwegii i Finlandii, perełki architektury zwłaszcza w nadmorskich stolicach krajów nadbałtyckich, mieszkanie Świętego Mikołaja. Ale też porażające swoją brzydotą i zniszczone rabunkową gospodarką. Mimo to wszędzie spotykaliśmy przyjaznych i otwartych ludzi (poza rosyjskimi i litewskimi urzędnikami, spuśćmy na nich zasłonę milczenia).
Czym była dla mnie ta podróż? Nordkapp tlił się gdzieś w tyle głowy od dawna, dzięki Krzysztofowi udało się to urzeczywistnić, i to z nawiązką (Murmańsk). Co prawda nie udało się do końca uciec od rzeczywistości, jak wskazywałaby nazwa - Eskapada, niemniej jednak było to fantastyczne doświadczenie. Zrealizowaliśmy wszystkie stawiane przed sobą cele, pokonaliśmy wszystkie przeszkody, zwłaszcza w pierwszym tygodniu, poznaliśmy na trasie wspaniałych ludzi, przywozimy ze sobą ponad 800 zdjęć i niezapomniane wrażenia na opowieści w długie zimowe wieczory. Choć było wielu przed nami i wielu jeszcze będzie. Ale to są nasze doświadczenia.
W innym momencie swojego życia i w innym towarzystwie pewnie by mi się to nie udało. Teraz, po odpoczynku, czas na nowe wyzwania. Za rok, być może.
I jeszcze podziękowania:
- Krzysztofowi, za inspirację, cierpliwość, wytrwanie w zimnie na trasie i wspaniałe wspólne dwa tygodnie - udało się tak doskonale, ponieważ daliśmy sobie bardzo duży margines tolerancji, dla swoich słabości, zachcianek, pomysłów, ale też wspieraliśmy się bezwarunkowo w każdej sytuacji
- Agacie, żonie Krzysztofa - za tolerancję i wyrozumiałość dla pomysłów męża
- Pawłowi - za Blondynę

- Dorianowi - za wsparcie przy zakupie Blondyny i jej reaktywacji
- Maćkowi - za reaktywację Blondyny
- elektromechanikowi z Elbląga - za doskonałą i szybką naprawę, (prawie) po godzinach pracy w sobotę
- wszystkim ludziom spotkanym na trasie - za niezwykłą otwartość i cierpliwość na nasze opowieści dziwnej treści

- wszystkim, którzy wspierali nas duchem - za to wsparcie właśnie
- bogom wszelakim, którym zawsze odlewaliśmy porcję napojów rozrywkowych - za opiekę na trasie
- wszystkim, którzy czytali ten wątek - za cierpliwość

- moderatowi - za jego prośbę o niekomentowanie, dzięki czemu łatwiej mi się pisało

- wreszcie, last but not least, Blondynie - za to, że zniosła tak wiele, dowiozła nas bezawaryjnie (bo czym jest sprężynka za 10 zł nie licząc alternatora?) i była nie tylko środkiem lokomocji, ale dla mnie trzecim towarzyszem podróży - bo bez gwiazdy nie ma jazdy. Krzysztof twierdzi, że rzeczy nie mają duszy. Stare Mercedesy mają. A teraz na koniec świata i jeszcze dalej
Licznik Eskapady zatrzymał się na 6.560 km.
KONIEC