mojojojo13 pisze:
nie ma czegoś takiego jak Milicja
Oj, obawiam się, że jeszcze znalazłbyś kraj, w którym Milicja jeszcze jest.
Cytuj:
Powiem tylko tyle -na swięta warszawiacy wyjeżdzają do domów i Warszawa pustoszeje...
A ci, co pozostali w Warszawie, jeżdżą jak kodeks drogowy przewiduje.
Maksio pisze:
i jeszcze jedna taka mała uwaga: kiedy człowiek wjeżdza do WWA i tamtejsi kierowcy widzą, że nie bardzo się orientuje w tym całym zamieszaniu to trąbią jak dzicz jakaś z lasu, wielcy cwaniacy...
Odnoszę wrażenie, że chyba często łamiesz przepisy, bo ja staram się być tolerancyjny widząc obce blachy, a i nie widzę również, żeby jakoś specjalnie kierowcy trąbili na ulicach, a jeżdżę po Warszawie po kilkanaście godzin na dobę.
Cytuj:
serio jezdzisz tak jak cie uczyli na kursie?! wg.mnie nikt tak nie jezdzi
To się mylisz. Ja też jeżdżę tak, jak uczyli na kursie (przeważnie)
sobolini pisze:
Ja juz sie nauczylem ze jezdzac po Polsce Warszawiaka nigdy nie przepuszcze, nie zjade na bok bo wiem ze on by tego nie zrobil.
SUPER. Podaj jeszcze numery swojego auta, to jak Cię zobaczę u siebie, to też zachowam się jak ostatni cham.
Ale nie przejmujcie się (to do tych z poza Stolicy): Jak byłem na Pomorzu, to cieszyłem się jak dziecko, że jeszcze nie przerejestrowałem auta i jeździłem na Śląskich blachach, bo wstydziłem się za Warszawiaków na każdym skrzyżowaniu. Nie obraźcie się, ale ci najgorsi (najbardziej chamscy) kierowcy, to ci, którzy na stałe, lub jeszcze niedawno mieszkają/mieszkali daleko poza Warszawą, przyjechali tu do pracy i dostali służbowe auta, lub zarejestrowali swoje nowe nabytki na nowym adresie. Ci ludzie uważają, że jak już jeżdżą po Warszawie, to są Bogami, są najważniejsi na świecie, bo przecież do Stolicy sie przeprowadzili. Jak się rozjadą na święta, czy długie weekendy do domów (najczęściej gdzieś na malutkie wioski, gdzie są 3 samochody na krzyż), to w Warszawie na ulicach jest spokój i pełna kultura. A poza tym Prawdziwi Warszawiacy od dawna mieszkają na obrzeżach Warszawy. Ci, co mieszkają w Warszawie, to imigranci, których faktycznie trudno polubić. Rodowitych Warszawiaków, którzy mieszkają w samym mieście przepraszam - stanowicie wyjątek, który potwierdza regułę.
Policja: Oni nie pilnują porządku. Oni szukają miejsc, gdzie najłatwiej złapać kogoś na łamaniu prawa. Nie po to, żeby było bezpieczniej, tylko żeby zdobyć jak najwięcej kwitów. Tak, jakby grali w grze, w której wygrywa ten, kto lepiej przechytrzy drugiego. Przykład:
Duża ulica, skrzyżowanie z małą, światła. Na małej - korek jak sk... Na jednej zmianie świateł przejeżdżają 3 samochody. W pewnym momencie jakiś samochód omija całą tą kolejkę i trafiając akurat na zielone wypada na tą dużą ulicę. W tym samym momencie, na sygnałach wyjeżdża z bramy tuż przy skrzyżowaniu Policja. Jak tylko Policja opuściła swoje stanowisko obserwacyjne, cały korek nagle się ruszył i w ciągu 10 minut się rozładował. Co się okazało? Otóż jak Policja obserwowała skrzyżowanie, to nikt nie śmiał wjechać na pomarańczowym, a jak Policjanci znikli, to ludzie zaczęli przejeżdżać przez skrzyżowanie na pomarańczowym, a nawet na czerwonym. Na tej dużej ulicy korka nie było, a światła były tak ustawione, że nawet jak 3 samochody z tej małej ulicy przejechały już na czerwonym, to na dużej nadal było czerwone, wiec wszystko odbywało się bezpiecznie. Policjanci zamiast stanąć na skrzyżowaniu i rozładować korek, to stwierdzili, że nałapią tu trochę tych, co to nagięli przepisy.
