bartekmw pisze:
...Ty wiesz, że do takiego rozpadu auta potrzebna jest znacznie większa prędkość niż 50 km/h, ja to wiem, wiedzą to pewnie wszyscy pozostali użytkownicy tego forum, ale dopóki nie będzie oficjalnych wyników badań, które jednoznacznie i naukowo potwierdzą, że prędkość wynosiła XXX km/h, to nikomu nie wolno mówić / pisać, że była ona nadmierną, tak jak również iż prowadził Zientarski, bo na to też jeszcze nie ma dowodów. Takie jest nasze prawo: zasada domniemania niewinności. tylko dla tego burzę się, jak ktoś pisze tu, że Zientarski jechał 200 km/h.
Szanowny BartekMW'u (oj, strasznie ciężko się Twój pseudonim odmienia)
uważam, iż pomijając formalną hiperpoprawność prawną, która prawdopodobnie (wszak nie jestem prawnikiem) i tak nie może być przenoszona wprost ze sfery stanu prawnego na sferę stanu faktycznego, to pewne fakty są niepodważalne i przez to nie muszą podlegać uprawomocnieniu sądowemu. Tak jak stwierdzenie, że jabłko spada na Ziemię nie wymaga osobnego dowodu, tak i fakt rozerwania samochodu na strzępy wskazuje (na podstawie wiedzy nabytej poprzez doswiadczenie przez każdego kierowcę o jakimś doświadczeniu) na ogromoną energię uderzenia czyli prędkość (lub fatalny stan techniczny pojazdu, ale to raczej odpada w przypadku opisywanego Ferrari).
Ponieważ, jak sam piszesz: "Ty (czyli ja

) wiesz, że do takiego rozpadu auta potrzebna jest znacznie większa prędkość niż 50 km/h, ja (czyli Ty

) to wiem, wiedzą to pewnie wszyscy pozostali użytkownicy tego forum" więc.... dajmy sobie spokój z czczą kazuistyką (przynajmniej w swoim gronie) i pewne oczywistości nazywajmy po imieniu.
Wydaje mi sie krzepiące, iz pomimo różnych, mniej czy bardziej wyważonych (i
niewypażonych

) wypowiedzi, w naszej dyskusji chyba nikt nie ma pretensji do kierowcy pojazdy jako
osoby (z jakimś imieniem, nazwiskiem, peselem, a przy okazji z pewnością miłego młodego czlowieka) ale właśnie do kierowcy jako
kierowcy.
Pozdrawia serdecznie Leopold