Dzień 6: Baranowicze-Zaosie-Nowogródek-Mińsk, 295 km - od startu 2.158 km
Niby niewiele kilometrów, a sporo się działo... Ale nie uprzedzajmy faktów.
Rejestrując się w hotelu poprzedniej nocy, pani recepcjonistka nie policzyła nam za śniadanie - powiedziała, żebyśmy rano zeszli do restauracji i zobaczyli czy nam się podoba. Po takiej zachęcie, udaliśmy się prosto z hotelu do najbliższego lokalu położonego przy centralnym deptaku - tym razem o dziwnej nazwie Sztokerau. Nawet nie warto było fotografować. W ogóle w Baranowiczach nic nie ma interesującego - może poza Pomnikiem Lenina


Zaraz w bok od głównej ulicy klimaty lokalne

Starannie wyjeżdżając z Baranowicz w kierunku Nowogródka, żeby nie wpaść na płatne drogi (to osobna historia, o które dalej), dojeżdża się do wioski Kołdyczewo, gdzie w prawo jest skręt do Zaosia - miejsca gdzie urodził się Adam Mickiewicz (podobno). Drogowskazy prowadzą przez kolejne wioski i skrzyżowania...

...choć niektóre są tak dobrze ukryte...

...że zamiast wprost do Muzeum, wjechaliśmy do wsi Zaosie, gdzie już było całkiem lokalnie


Jak się okazało, miało to swój głęboki sens, ponieważ przy samym dworku wpadliśmy na wycieczkę ze Słupska, po podłączeni się do której, mieliśmy niepowtarzalną okazję posłuchać lokalnego przewodnika...

...który w mieszanym polsko-białorusko-rosyjskim języku wspaniale opowiedział o historii dworku i dorzucił kilka aktualnych anegdot. Mówił, że oczywiście każdy uznaje Adama Miskiewicza za swojego - Polacy, Białorusini, Rosjanie, Ukraińcy, Litwini. Ale jak kiedyś przyjechali Chińczycy, to pomyślał sobie, że jak oni jeszcze uznają Adama Mickiewicza za swojego, to chyba schowa się w kartofle

Tym razem jednak powiedzieli, że "jest wasz".
Sama siedziba jest rekonstrukcją z lat 90-tych XX wieku, ponieważ oryginalne zabudowania spłonęły latem 1916 roku podczas wojny. Nie istnieje również lipa Mickiewiczowska, która padła ofiarą pioruna kilka lat temu. Ale wyrastają z niej już młode pędy.
I foteczki:


Wróciwszy znów na główną drogę skierowaliśmy się dalej na północ do Nowogródka, odbijając jedynie na chwilę w Horodyszczach w poszukiwaniu Kamienia Filaretów. Leży on za wsią Karczowa, zgodnie z przewodnikiem - w wąwozie, do którego skręca się przy drewnianym krzyżu


Porzuciwszy samochód...

...za kilkaset metrów...

...dotarliśmy do wspomnianego kamienia. I mimo iż leży na kompletnym uboczu, i podejrzewam że niewielu ludzi tu w ogóle trafia, jest zadbany i opisany. Zdjęcia (ryciny) Mickiewicza i Maryli wyglądają na nowe (w sensie że niedawno tu zostały położone).

Kolejnym przystankiem było Jezioro Świteź - o którym Mickiewicz pisał:
Ktokolwiek będzisz w nowogródzkiej stronie,
Do Płużyn ciemnego boru
Wjechawszy, pomnij zatrzymać twe konie,
Byś się przypatrzył jezioru.
Świteź tam jasne rozprzestrzenia łona,
W wielkiego ksztalcie obwodu,
Gęstą po bokach puszczą oczerniona,
A gładka jak szyba lodu.
Jeżeli nocną przybliżysz się dobą
I zwrócisz ku wodom lice,
Gwiazdy nad tobą i gwiazdy pod tobą,
I dwa obaczysz księżyce.Obecnie część od drogi zagospodarowana jest na plażowisko. Choć są też miłe artefakty z fragmentami poezji Mickiewicza.

Wjechawszy do Nowogródka udaliśmy się najpierw na poszukiwania domu moich dziadków, którzy mieszkali tam przed wojną. Adres - ulica Kościelna 51, obecnie Sowiecka. I o dziwo, o ile numeracja się nie zmieniła, to pod adresem Sowiecka 51 stoi drewniany dom, który wygląda jakby był faktycznie przedwojenny.

Co ciekawe, i przed wojną w Nowogródku, i po wojnie w Lublinie, dziadkowie należeli do parafii św. Michała - tu nowogródzki kościół parafialny.

Obecnie Nowogródek jest maleńkim miastem (niewiele ponad 20 tys. mieszkańców - przed wojną było dwa razy mniej) i równie niewiele się w nim dzieje. Pierwsza restauracja o nazwie Świteź była całkowicie opuszczona (w sensie nie było żadnych gości), więc zagadnięci na ulicy chłopcy zaprowadzili nas (znów!!) do chyba jedynego czynnego lokalu, czyli Stary Dwór. Skromna pizzeria na kilka stolików, naprzeciw cerkwi św. Mikołaja, ale było żarkoje - co prawda nie na poziomie tego z Baranowicz, ale też smaczne. Chyba to będzie moja ulubiona lokalna potrawa - Krzysztof postanowił zresztą, że zaraz po powrocie zaczyna eksperymentować w tym temacie

Wspomniana cerkiew

Ryneczek

Na wylocie jest jeszcze pomnik Mendoga przed górą (kurhanem) jego imienia - było to jedyny król Litwy, koronowany w 1253 r.

Białoruś ma kilka dróg płatnych, w tym magistralę Brześć-Mińsk-i dalej do Moskwy, natomiast w samym Mińsku płatna jest obwodnica oraz wszystkie wlotowe odcinki głównych dróg. Trzeba się nieźle namęczyć, żeby wjechać do Mińska niepłatną drogą - bo odpłatność jest dość kłopotliwa. System jest podobny do naszego viaToll - wypożycza się pudełko, robi przedpłatę itp. Za dużo zachodu.
Dlatego też postanowiliśmy poszukać niepłatnego wjazdu. Dzięki temu skierowaliśmy się z Nowogródka na Lubcz, gdzie stoi zamek będący ponoć pierwowzorem zamku Horeszków z Pana Tadeusza. Z Zamku zostały dwie baszty i fragment murów, oraz dwa budynki z późnego XIX w. Zamek od kilkunastu lat odnawiany jest staraniami wolontariuszy z Białorusi i Polski - na miejscu pomimo niedzielnego popołudnia pracowała ekipa budowlana, a nam udało się zamienić kilka słów z jej szefem - zresztą Polakiem mieszkającym lokalnie. To właśnie on zajmuje się od lat renowacją tego, co pozostało z zamku. Imponujące...


W parku przyzamkowym znajome klimaty

A z wzgórza zamkowego widoczki na zakola Niemna

Dalsza droga, mimo że istniała na mapie, to w rzeczywistości niekoniecznie. Pierwotna szutrówka...

...ustąpiła miejsca czemuś takiemu

Na szczęście po około 10km i blisko godzinie jazdy udało się nam wydostać na asfaltówkę we wsi Kleciszcze. Niestety, mapa znów nas trochę zawiodła (nie używamy oczywiście GPS), bo skręcając w prawo (jak można było wywnioskować z mapy) znów trafiliśmy na szutrówkę. Mimo że chcieliśmy być twardzi i dotrzeć do następnej wsi, to coraz bardziej zarośnięta droga zmusiła nas do powrotu. Wróciliśmy znów do Kleciszcza i pojechaliśmy w przeciwną stronę, tym razem już dobrze. Klucząc po podmińskich wsiach i miasteczkach...

...wjechaliśmy (jak zwykle późnym wieczorem) do stolicy. I jak to zwykle bywa w stolicach (po)radzieckich, miasto imponuje rozmachem - szerokości ulic, światłami, reklamami, ruchem.
Hotel Planeta, położony około 1,5km na północ od centrum, to kolejny socjalistyczny kloc, gdzie ślady dawnego systemu są nadal obecne - w mozaikach, wystroju wnętrz, ale też i u starszych ludzi z obsługi

Po odświeżeniu około 23 udaliśmy się na piwo w okolicy - jest kilka barów czynnych do późnych godzin, dość ciekawego autoramentu. My trafiliśmy początkowo do baru z sziszami (fajkami wodnymi, ale nie próbowaliśmy), a potem do zamykanej już restauracji, gdzie biesiadowali lokalsi. Ostatnia kolejka wypadła już w hotelu - gdzie nie ma baru, a tylko Kasyno, do którego wejście za okazaniem paszportu. I w ten sposób trafiliśmy najprawdopodobniej do rejestrów obyczajówki

Poniedziałek dzień przerwy w jechaniu - zwiedzamy Mińsk.