Ja z racji pracy badam od czasu do czasu strukturę cen paliw (ostatnie badanie na koniec 2011):
37% ropa - na to nie ma żadnego wpływu, bo cena ropy i kurs USD wynika z rynku (choć nie jest to czysta podaż i popyt, ale to niżej)
15% - marża rafinacyjna, hurtowa i koszt zapasów obowiązkowych - z czegoś trzeba sfinansować modernizację rafinerii (dzięki czemu m.in. paliwa są czystsze a produkcja mniej szkodliwa dla środowiska), zapłacić innym ludziom pracującym w sektorze oraz zmagazynować paliwo na wypadek gdyby mówiąc populistycznie ruscy zablokowali rurociąg (inna sprawa to wielkość zapasów obowiązkowych, która jest relatywnie duża - zdaje się 90 dni obecnie; tylko gdyby to Państwo miało utrzymywać zapasy, to oczywiście z podatków więc wyszłoby na to samo)
2% - logistyka, rzecz pomijalna
4% - marża detaliczna - tu podobnie jak w przypadku rafinerii, każdy (powiedzmy) chce tankować na stacji czystej, oświetlonej, z miłą obsługą itp. (a ludzie na stacjach zarabiają bardzo mało), do tego dochodzą znów przepisy ekologiczne (na czym wszyscy korzystamy, jak opary się nie ulatniają w powietrze a paliwo z dziurawych zbiorników nie zanieczyszcza gleby); koszt zbudowania stacji paliw jest tak duży, że marża w granicach 25gr/litr praktycznie jest na granicy opłacalności zwrotu kapitału z budowy stacji - zauważcie, że przez ostatnich kilka lat praktycznie budują się tylko stacje koncernowe, bo to wymaga tak dużego kapitału
23% - akcyza i opłata paliwowa
19% - VAT (bo liczę "od tyłu" i dlatego jest 19% a nie 23%)
Tak jest (było) dla ON, w benzynie ropa ma mniejszy udział, za to więcej podatków.
Tak na marginesie, jakby wcale nie było podatków, to ON kosztowałby około 2,40 zł mniej (licząc VAT, akcyzę i CIT), więc to co piszą w tamtym artykule na onecie, że samo paliwo kosztyje 2,70 to bzdura.
Wysokość podatków w cenie paliwa jest więc znacząca, ale nie łudźmy się, że można obniżką podatków doprowadzić cenę paliw do podobnej proporcji do zarobków co w "starej" UE, bo za dużo jest kosztów tzw. globalnych. Na przykład środki transportu, czy materiały budowlane - jeżeli ktoś może to sprzedać za drożej, to nie sprzeda taniej specjalnie dla Polaków - a jak widać wyżej te koszty mają też bardzo duży wpływ.
Odrębna sprawa, to cena ropy i kursy walut. Tutaj moim zdaniem nie rządzą czyste reguły podaży i popytu, ponieważ zarówno na ropie jak i na walutach zarabia mnóstwo pośredników, głównie finansowych. Czyli podmioty, które nigdy nie zamierzały faktycznie handlować ropą ani używać walut do regulowania własnych transakcji, a handlują tzw. indeksami towarowymi wyłącznie w celach spekulacyjnych (czytaj: w celach zarabiania na chwilowych wzrostach i spadkach cen). Wg różnych badań stosunek transakcji czysto finansowych do transakcji powiązanych z faktyczną dostawą towarów lub walut ma się jak 17:1 - 5:1. I tu jest duże pole do manewru, ponieważ moim zdaniem deregulacja tzw. rynków finansowych poszła za daleko, i mamy taki efekt, że jak Orban na Węgrzech coś powie, to złotówka traci na wartości, choć nie ma żadnego racjonalnego uzasadnienia. A dzieje się tak, że jak pisałem wyżej, walutami handlują w większości spekulanci (z braku lepszego określenia), dla których Węgry i Polska to jeden koszyk walut, więc złotówka i forint idą w parze, mimo że rzeczywista sytuacja gospodarek jest inna. Nie wiem ile mogłaby wynosić cena ropy, gdyby nie było handlu tzw. indeksami walutowymi, ale wg ekonomistów rzeczywisty kurs PLN/EUR odzwierciedlający siłę gospodarki polskiej względem unijnej powinien być w okolicach 3,00-3,20. Z USD podobnie. Resztę dokładają spekulanci. Ale to temat na osobną dyskusję.
Inna sprawa, że w Polsce i tak jest najtaniej z okolicy, bo w Czechach, na Litwie czy w Chorwacji paliwo jest droższe, a ludzie tam z tego co wiem zarabiają mniej.
Podsumowując, moim zdaniem protesty nic nie dadzą, bo nie ma co liczyć na obniżkę podatków. Jedyne, co może pomóc, to dbanie o wzrost gospodarczy, żeby płace doszły do poziomu "starej" UE. Czyli trzeba zapier...
