Witam. Sporo czasu już nie pisałem na forum o problemie z własnym autem, ale jak trwoga to do Boga. Dzisiejsza sytuacja mnie do tego sprowokowała, czyli zgon kombiaka na drodze i pchanie prawie dwutonowego kloca do najbliższej zatoki coby nie robić zatoru na krajowej 19tce w mieście stołecznym wschodu - Lublinie.
Pokrótce co się stanęło. (Auto to S210 270CDI z podpisu)
Od miejsca startu przejechałem jakieś dwa kilometry. Stojąc w korku zapaliły się kontrolki BAS/ESP/ABS. W sumie nic sobie z tego nie zrobiłem, bo po wymianie czujnika pod pedałem hamulca (jakieś półtora roku/dwa lata temu) takie cuda się już nie działy. Przejechałem kilkadziesiąt metrów w korku. Zapaliła się kontrolka SRS. Tego to już za mojej kadencji powożenia tym autem nie było, ale też się nie przejąłem, a raczej nie przejąłbym się, gdyby silnik nie zaczął kulawo chodzić (jakby brakło paliwa). Wtedy pomyślałem o restarcie (zgaszenie silnika, wyjęcie kluczyka, otwarcie/zamknięcie drzwi i ponowny rozruch - nie wiem, czy to prawidłowa metoda, ale ktoś mi tak kiedyś podpowiedział i przynajmniej problem z kontrolkami od hamulców się na trochę rozwiązywał). No to próba restartu, wyłączyłem paścia, próbuję go zapalić i już ni hu hu. Kontrolki dziwnie przygasły (najbardziej trójkąt od ESP), terkocze przy stacyjce, awaryjnych nie mogę włączyć, nawet skrzynia po przełączeniu na P nie chce mi się przełączyć na neutral. Wyjąłem klucze, poruszałem trochę klemami, pobawiłem się stacyjką - awaryjne się włączyły, dało się przełączyć na neutral więc po trudach zepchnąłem dziada w boczną ulicę i czekałem na przyjazd holownika Jeepa (nie mam pojęcia, czy te moje "manipulacje" coś dały, bo gdy holownik przyjechał, znowu zniknęły awaryjne, nie dało się włączyć N, a dopiero pod domem po kilkunastu minutach "uaktywniły" się awaryjne mrygając przygaszone w dziwny sposób, w sekwencjach po trzy mrugnięcia i przerwa - już myślałem, że mam jakiś fabryczny alarm

).
No ale do rzeczy, co może być przyczyną takiego faux pas ze strony kombiaka?
-słaby akumulator (założony używany, bo oryginalny wyzionął ducha, a wolałem używany oryginał od noname'ów, słabo przyjmował prąd przy ładowaniu, po dłuższym postoju długo musiał kręcić, no i jest mniejszej pojemności - powinno być bodajże 110Ah, a jest 90 albo 90 parę. Samochód stał ostatnio prawie miesiąc w garażu, potem był już normalnie użytkowany i nic złego się nie działo.)
-coś z głównym przewodem prądowym? (pierwsze co mi przyszło na myśl, o ile bym nie wiedział o słabym akumulatorze)
-jakaś inna usterka elektryki tudzież elektroniki
Nie znam się na elektryce/elektronice i w żadnym aucie nie zgłębiałem tego tematu, ale w W124 z OM603 wiedziałem chociaż, gdzie może być problem, a tutaj to nawet nie chcę zgadywać, bo i tak nie zgadnę.
Nie sprawdzałem jeszcze miernikiem akumulatora, nie bawiłem się w całkowite odłączanie klem i nie podmieniałem akumulatora, to zrobię dopiero w niedzielę, bo nie było na to czasu.
Ale za rozwiązanie problemu zdalnie, pierwszemu wybawcy stawiam dobrą flachę, bo wstydu się dzisiaj wystarczająco ojadłem i chyba park maszyn zostanie ostatecznie postarzony o co najmniej 8 lat
Z góry dzięki za wszelkie sugestie i pozdrawiam.