mój ojciec tez miał ladę 2107 i o ile ja ja wspominam z sentymentem o tyle ojciec mówi ze nie było dłuższej trasy bez awarii
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
a ze był to czas gdzie robił specjalizacje to często jeździł do wawy (mieszkam pod łodzią) i na trasie zaraz za łodzią był warsztat od ład, wiec tam już go w drzwiach poznawali, poza tym ona miała jakiś feralny gaźnik, ale z jeszcze większym sentymentem wspominam pierwsze nasze autko, Wartburga 353w czy jakoś tak
![[zlosnikz]](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
2 sów, za sobą zostawiał niebieska chmurkę, jak go sprzedawaliśmy to ojciec się cieszył ze ktokolwiek go chciał, przez ponad 100.000km nie było w nim nic robione, i o ile silnik dawał rade to skrzynia bez przerwy padała (była skręcona taka długa śruba która często wpadała jakoś do środka i się mieliła w trybach skrzyni) ale na szczęście skrzynia w warczyburgu była pod maska wiec naprawa była prosta, z układu wydechowego pozostał szkielet a tylne błotniki ojciec kleił żywica epoksydowa i włóknem szklanym do jachtów bo na zewnątrz nie było rdzy ale od bagażnika to było przeżarte do lakieru
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
później był lanos a teraz ojciec jeździ omega C wiec niestety te auta już nie maja tego czegoś, są takie jakieś... bezduszne, dlatego ja jeżdżę w123 300D
