A moja beka nie odpaliła.
Wsiadłem, podgrzałem świece, raz, drugi - odpalam i nic.
Ledwo co pokręcił, postukał trochę i nie odpalił.
Zaglądam do chłodnicy, a tam kaszka :/ Szlag mnie trafił,
jakoś rok temu zalewałem nową chłodnicę, wydawało mi się,
że płynem. I albo rozwodniłem poprzez dolewanie,
albo płyn do niczego (pewnie jakiś marketowy),
albo jedno i drugie.
Jako, że nie spieszyło mi się zupełnie (w końcu d pracy jechałem

)
podłączyłem grzałkę, akumulator i poszedłem na ciepłą herbatę do domu.
Wróciłem po godzinie. Beka zagadała bez problemu.
Jadę szczęśliwy, wszystko wydaje się w porządku.
Po dziesięciu kilometrach patrzę na temperaturę silnika,
a tam 90C (dodam, że w największe upały nie było więcej
niż na szerokość strzałki ponad 80). Zjechałem na pobocze,
włączyłem nawiew na maksa i dawaj pod maskę.
A tam - chłodnica zimna, płyn jest...
No dobrze, myślę, 90C to nie tragedia z nawiewem dam radę przejechać,
jeśli mi coś przymarzło w chłodnicy, to się roztopi od temperatury silnika.
I rzeczywiście po kilku kilometrach temperatura spadła i utrzymywała się
dokładnie na wskazaniu 80C.
Popracowałem trochę we Wrocławiu i około 18 opuściłem, to zacne miasto.
I znów niespodzianka, temperatura 90C, znów włączyłem nawiew i zjazd na pobocze,
podnoszę maskę. Patrzę a w chłodnicy brak płynu... Dokupiłem, dolewam, wlał się litr.
Czyli płyn był, ale trochę niżej. Myślę - będzie dobrze. Siadam, jadę a tu nic się nie zmienia,
temp dalej 90 C. Pewnie chłodnica mi zamarzła i nie przepuszczała płynu dalej.
A rozgrzany płyn z silnika nie był w stanie odmrozić zamarzniętych przewodów, bo zbyt szybko się oziębiał.
No i teraz beczka stoi w garażu i odmraża się (garaż nieogrzewany i idzie to z trudem).
Zleje to cholerstwo co mi siedzi w układzie chłodzenia i wleje płynu,
który wytrzyma te 35 C po tej mniej miłej skali na termometrze.
Żona Audi odpala rano bez większysz problemów.