Nie ma to jak przygoda z wahaczami.
Jak w temacie - wymieniałem wahacze. Próbowałem. Przeczytałem wszystkie tematy o wymianie przednich górnych wahaczy i w weekend, pełen zapału wziąłem się do roboty.
Za poradami z forum, odkręciłem nakrętkę pod maską, sprawdziłem czy da się odkręcić 2 śruby niżej - dało się. Oczywiście poległem na wyjęciu śruby pod maską. Młotowałem całą sobotę, wlałem tam więcej WD-40, niż w życiu wódki wypiłem i nic..
![[szalone]](./images/smilies/szalone.gif)
Poddałem się i postanowiłem zaprowadzić auto wczoraj rano do mechanika.
Po pracy pojechałem po odbiór samochodu. Wracając do domu, jak wpadałem w większe dziury w prawym kole coś waliło, a nie ma prawa, bo wszystko już wymieniłem.
Dziś rano sprawdziłem, co "mechanik" zrobił, bo wczoraj ciemno było, a on, cwaniak, auto pod bramą postawił, gdzie za cholerę nie było nic widać.
Oczywiście gostek musiał wyciąć wahacze, ale zrobił to tak, że mi kątówką przeorał na wylot nadkola!!!! z obydwu stron.. do tego rozwiercił dziurę na śrubę w nadkolu, założył podkładkę i zadowolony, że naprawił mi auto. (oczywiście śruby założył odwrotnie)
Przepraszał ze 20 razy i mówił, że zapomniał mi o tym powiedzieć wczoraj...
Foty wkleję wieczorem, jak będę w domu.
Byłem już u pacjenta, obiecał to naprawić, ale nie ufam gnojowi, bo jak ma to pospawać tak jak wymienił wahacze, to mu chyba łeb urwę.
Co z tym można zrobić? Czy cokolwiek można mu zrobić? (oprócz obicia mordy
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
)
P.S. Dziś mówi tak: "zaspawam, zabezpieczę, kupię
jakiś podobny zielony lakier w sprayu i zamaluję."
W mordę!!!!
Zdjęcia:
