Kiedyś już o tym wspominałem, dla posiadaczy 116tki to normalne, ale
rozbierając esKę do gołego byłem pod wrażeniem stopnia zaawansowania sposobu montażu i ilości elementów wnętrza. Sam fotel składa się z kilku dodatkowych elementów wykończeniowych. Solidniejszy jest tunel środkowy, dolne, welurowe elementy deski, obudowanie ramek drzwi itd. Niby nic, a w porównaniu do 115/123 w klasie S jest tego sporo więcej i inaczej pomyślane, przez co całość sprawia wrażenie bardziej solidnego, komfortowego, bezpiecznego i takie zapewne jest. Innymi słowy luksus S-Klasy przejawia się oprócz komfortowego zawieszenia takze w przepastnym i wygodnym wnętrzu.
Ze względu na mnogość wzorów i kolorów tapicerek, jeśli wszystko ma być zachowane w oryginalnym klimacie, każdy brak lub poważne uszkodzenie, czy zmęczenie, będzie sporym problemem.
eSka od spodu, jak na 30-letnie auto przystało, pokazała, że podwozie żyje swoim życiem. Nie ma siły, jeśli nie jest to wyjątkowo traktowane auto lub auto w stanie dziewiczym, czyli bez remontu (najczęściej takie pochodzi z importu) to spód skrywa ślady napraw blacharskich przykrywanych za każdym razem kolejną warstwą bitumiczną. Dotyczy to praktycznie całej podłogi, progów od spodu, okolic otworow lewarkowych i jak w każdym Mercedesie z nadwoziem typu "limo" - dna kieszeni bagażnika.
W 116 podobnie jak w 126 koroduje na potęgę wewnętrzna strona drzwi w okolicy trójkątnej szybki. Nie wiem co jest tego powodem, ale zaawansowane wżery i braki w blasze sięgają często kilkunastu cm w stronę uchwytu do zamykania drzwi.
Na temat siników V8, zresztą M110 także, w 30 letnim samochodzie, który przyjechał do PL w latach 90-tych lub wcześniej mam wyrobione zdanie i twierdzę, że nie ma prawa chodzić dobrze, doprowadzenie do stanu używalności jest kosmicznie drogie, podobnie jak auta, które długo nie jeździło. Żeby brać się za bary z takimi motorami trzeba samemu mieć wiedzę i sprytne palce lub chociaż znać kogoś mądrego. Nie wyobrażam sobie jeżdżenia po warsztatach z książki telefonicznej z dużymi benzynami z lat 70-tych, gdyż skończy się to na wymienieniu wszystkiego po kolei bez gwarancji sukcesu. Bawić to się można w Kadecie C, który ma silnik z gaźnikiem i 4 kable WN. Wyobrażam sobie też, że prawdziwa przyjemność z powożenia autem tej klasy jest wtedy, gdy wszystko działa jak należy. Sznurkiem i drutem można ratować się w osiołku 200D, który jest fajny bo przejechał już milion. Jak to ładnie ktoś napisał kiedyś na forum: S - klasa zobowiązuje.
Jeśli mogę coś zasugerować, to warto moim zdaniem w artykule traktującym o W116 rozprawić się z wciąż żywym w społeczeństwie mitem, jakoby była to amerykańska wersja 123, czy Mercedesa w ogóle.