Witam,
Parę miesięcy temu otrzymałem (w nagrodę... [zarumieniony]) torbę kosmetyków z Aral’a (podziękowania dla sponsora oraz organizatorów zlotu!). Leżała sobie owa torba w bagażniku, czekając aż skończą się używane do tej pory przez mojego Benz’a kosmetyki...
Aż w końcu nadszedł TEN dzień. Wyjąłem całkiem spore opakowanie środka „Auto Politur” firmowane przez Aral, wyczyściłem fragment bagażnika i.... pobiegłem po aparat, bo to co zobaczyłem wywołało szeroki uśmiech na moim cyferblacie (czytaj: twarzy). Ale po kolei...
Jakoś tak stworzyła mnie natura, że większą wagę przywiązuję do estetyki samochodu, niż do stanu jego mechaniki (toczę o to nieustanną wojnę z ojcem który to osobnik ma „dokładnie na odwrót” i wciąż truje mi, że to co wydaję na kosmetyki do auta mógłbym zainwestować w np. nowe amortyzatory... W końcu kiedyś je kupię... na razie z tyłu są oryginalne

). Używałem do tej pory naprawdę ogromnej ilości przeróżniastych cudów przemysłu chemicznego, począwszy od słynnego Plastmal’u i pasty „Tempo” (wyjątkowo skuteczny wyżeracz – kto używał, wie jaka jest potężna...) przez wszelkiego rodzaju „ColorMagic’i” i inne „TurtleWax’y” (odświeżacz do lakieru tej renomowanej firmy jakoś nie zdał u mnie egzaminu...). I po tych wszystkich testach mogę na dzień dzisiejszy powiedzieć, że Aral’owski „Auto Politur” zdecydowanie prowadzi w moim rankingu.
Przed „czyszczeniem chemicznym” bardzo dokładnie umyłem samochód – dobry płyn odtłuszczający i ciepła woda na wstępnie namoczony lakier (cóż... takie mam zboczenie...). Tu należy się małe wyjaśnienie – mieszkam w Katowicach, czyli w miejscu, gdzie umyte rano auto pod wieczór zmienia kolor... Białe na szare, czarne na szare, zielone na szare a czerwone... na szare. Oczywiście trochę koloryzuję, ale proces brudzenia jest znacznie przyspieszony, a do tego „brud” jest bardzo specyficznym, kleistym brudem (mnóstwo sadzy i innych lepkich paskudztw). To niestety nie jest pył piaskopochodny jak np. nad naszym pięknym morzem.
Po umyciu (przed pastowaniem), samochód wygląda jak na zdjęciu poniżej:
(niestety nie było najpiękniejszej pogody...)
Umyty Benz – przed polerowaniem.
Aha! Fotki najlepiej nagrać sobie na dysk i obejrzeć pod jakąś przeglądarką (np. AcdSee) – pod Explorer’em niestety sporo tracą na jakości i może nie być widać o co chodzi...
A tak wygląda maska po częściowym wypolerowaniu:
Widać różnicę?
I jeszcze raz... "przed":
I po częściowym wypolerowaniu:
Spieszę wyjaśnić, że powyższe fotki z cyklu „jedną połowę głowy umyliśmy zwykłym szamponem” NIE SĄ fałszowane, retuszowane ani w żaden inny sposób „naciągane” (nikt nie płacił mi za reklamę...

na razie.... ;-P ). Benz był DOKŁADNIE umyty kilka godzin przed polerowaniem (musiał wyschnąć).
Teraz odrobinę techniki dla zainteresowanych oraz dla nieuświadomionych domorosłych czyścicieli.
Szmatka, zwana bardziej elegancko ściereczką powinna być (jak wynika z mego skromnego doświadczenia) pochodzenia naturalnego, a konkretnie roślinnego. Najlepiej w tej roli sprawdza się wyeksploatowane, aczkolwiek czyste – wyprane prześcieradło, tudzież zbędne fragmenty pościeli. Kobiety mają zwykle tej substancji pod dostatkiem, jednak nie wszystkie w jednakowo bezproblemowy sposób potrafią się z nią rozstać – lepiej zapytaj zanim zabierzesz coś z szafy...
Najważniejsze przykazanie:
CZĘSTO ZMIENIAJ PODMIOT POLERUJĄCY !!! (czytaj: szmatkę)
Nawet najlepszym, najbardziej kosmicznym środkiem polerującym sp..... hm... s...chrzanisz efekt jeśli będziesz próbował wyczyścić cały samochód szmatką wielkości chusteczki do nosa (niezależnie od tego jak wielki masz nos). Najskuteczniejsza metoda jest bajecznie oczywista i prosta, ale wymaga, powiedzmy, pewnej systematyczności

Otóż poskładaną w kosteczkę szmatką czyścimy fragment karoserii wielkości 2-4 dłoni, a następnie składamy ją odkrywając kolejną czystą część... Może to co teraz piszę wydaje się lekko bzdurne, ale wierzcie mi – pozwala zaoszczędzić sporo cennych ściereczek, a ponadto możemy w ten sposób uniknąć zamazania wyczyszczonego już lakieru rozwianą, zabrudzoną szmatką (lata praktyki...

).
Odpowiedzialny za mój mini-poradnik: „Auto Politur” Aral’a.
A teraz po kolei.
1. Umyj dokładnie i osusz samochód.
2. Przygotuj sobie kilka miękkich, pościelowego pochodzenia ściereczek. Pod ręką wypada mieć dwie – jedną poskładaną, służącą do nanoszenia pasty na lakier i czyszczenia (o którym za chwilę), a drugą do końcowego polerowania – do zebrania pozostałego po czyszczeniu pyłku.
3. Na poskładaną ściereczkę nakładaj „niewielką ilość” (patrz niżej) medium polerującego (czytaj: pasty).
4. Rozłóż jednym ruchem pastę na miejscu które będziesz polerował (w miarę równomiernie) – patrz poniżej.
Jak już wspomniałem nie powinno być to jednorazowo więcej niż powierzchnia 2-4 dłoni (w zależności od stopnia zabrudzenia). Jeśli będziesz próbował za jednym razem wyczyścić pół maski – zamiast zebrać brud rozmażesz go na lakierze...
5. Fotka poniżej: Kolistymi ruchami poleruj MIEJSCE PRZY MIEJSCU, zbierając zanieczyszczenia.
6. Na koniec przetrzyj wypolerowane właśnie miejsce drugą – czystą szmatką, aby zebrać resztki pasty i pyłku powstającego przy polerowaniu.
7. Pamiętaj – czyść systematycznie – miejsce przy miejscu. Inaczej zamiast połysku zobaczysz brudne smugi...
I tyle filozofowania....
Wypolerowanie całego Benza zajmuje mi nieco więcej niż 2 x tyle czasu ile potrzebuję na jego umycie. Po takim czyszczeniu lekko zabrudzony samochód (np. po podróży w deszczu) wystarczy spłukać silnym strumieniem wody. Zwykłe mycie jest natomiast dużo, dużo łatwiejsze.
Dodać jeszcze warto, że polerowanie „Auto Politur’em” Aral’a (bo o nim cały czas piszę) jest o niebo (albo nawet dwa) lżejszą czynnością od polerowania używanymi przeze mnie do tej pory środkami – nie wymaga silnego wcierania w lakier. Po polerowaniu nie miałem po raz pierwszy odcisków na palcach...
Spróbujcie. Raczej się nie zawiedziecie. Szczerze polecam również tym, którzy twierdzą, że mają czysty lakier... możecie być mile zaskoczeni....
Pozdrawiam wszystkich fanatyków polerowania!
Grzegorz
i jeszcze kilka fotek:
