Witam,
Dzisiejszy dzień to pasmo porażek, nigdy nie myślałem o sprzedaży swojego auta, ale dzisiaj taka myśl mi zaświtała. A wszystko za sprawą dyfra. Przejawiał oznaki zużycia (co mnie bardzo denerwowało) dziwne stuki, uderzenie przy redukcji biegów więc pomysł wymiany mógł się dokonać. Wyszukałem dyferencjał od w123 240D (odpowiednie przełożenia 3,69) płacąc 100 pln i ochoczo umówiłem się na wymianę. Będąc przewidującym kupiłem dodatkowo komplet uszczelniaczy w ASO za cenę 95 pln., bo przecież może cieknąć, a w arbiesa aucie i innych /8 to nie przystoi. A i od razu wymieniłem poduszke dyfra – cena 150pln (Febi). Koszt całej robocizny to 100 pln.
Jest godzina 20.30. Mam brudne łapy, jestem głodny (bez obiadu), mam brudne jeansy (żona mnie zabije), wsiadam odpalam i jadę! Nie ma stuków myślę jest git, dodaję gazu a tu jak nie zacznie napier…. . Wyje 10x głośniej niż stary i to już od 40 km/h! Myślałem, że się zrzygam. Do tej pory jesetm tak wpieniony, że mam ochotę to wszystko pieprznąc.
Perspektywa zakupu innego dyferencjału też nie jest różowa. Możliwość sprawdzenia takiego dyfra na sucho jest praktycznie żadna. I co? Pozostaje mi tylko loteria, tylko ile razy będę rzucał kostką… .
A tak żeby było ciekawiej na zakończenie zostawiony klucz pod maską (w rynience po wycieraczkami) wypchnął mi kawał blachy.
Będąc pod wpływem mega destrukcji psychicznej zdobyłem się jeszcze na zrobienie kilku fotek z akcji. Pooglądajcie sobie a ja idę walnąć sobie Żywca może mi przejdzie do rana.
PS
Ktoś powiedział, że jak mi dyfer zbyt hałasuje to mam podkręcić głośniej radio – może to jest wyjście
