MB/8 Club Poland - Klub i forum miłośników samochodów Mercedes-Benz

Forum dyskusyjne klubu właścicieli i miłośników samochodów marki Mercedes-Benz
Dzisiaj jest czw cze 19, 2025 10:52 am

Strefa czasowa UTC+02:00




Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 12 ] 
Autor Wiadomość
Post: pn sie 17, 2015 10:51 pm 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Lato bez wyprawy ekipy z Trójmiasta jest latem straconym, czyli żeby tradycji stało się zadość wyruszamy ponownie klasycznym Mercedesem na podbój kolejnych krajów.
Na ten rok wpadła nam Białoruś, mimo że od lat była planowana Ukraina. Ale że nasze żony, matki i kochanki, tudzież filiżanki i MSZ odradzają podróż w tym kierunku, trzeba było zapewnić sobie erstatz, czyli kraj sąsiedzki, lecz również poradziecki. Jako że duży nie jest, to powinniśmy obrobić się w niecałe dwa tygodnie i około 3 tys. km. Liczymy na białoruską gościnność i łagodne traktowanie przez lokalną inspekcję drogową o jakże znamiennej nazwie DAI czyli Drogowaja Awtomobilnaja Inspekcja :)
Skład: znana z ubiegłego roku Siwucha W124 (już na zabytkowych numerach) oraz znany z 2012 roku skład czyli Marek i Krzysztof. Tym razem w jednym pojeździe, co stanowi dodatkowe wyzwanie.
Pierwszym progiem do pokonania było uzyskanie wizy. Na Białoruś nie można pojechać ot tak sobie, trzeba mieć zaproszenie. Można je dostać przez agencję turystyczną, ale ja wybrałem drogę przez zaprzyjaźnioną firmę, notabene zbliżoną do Ministerstwa Transportu Białorusi, żeby nie było że jakieś kmioty. I oczywiście zaproszenie było złe, bo zaadresowane na Ambasadę Białorusi, a nie na Konsulat w Gdańsku, oraz moje zdjęcie (wymagane do formularza) było za stare, ale w drodze wyjątku (tudzież powołania się na znajomość z Radcą Handlowym) dokumenty zostały uznane. Welcome to world of homo sovieticus. Lżejsi o 350 zł opłaty wizowej, wyruszamy jutro na podbój Kresów. Mamy nadzieję, że jak zwykle dostarczymy wielu wrażeń :)
Jak zwykle prosimy o powstrzymanie się od komentarzy, chyba że w przypadku zagrożenia życia :)


Na górę
Post: śr sie 19, 2015 1:55 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 1: Gdańsk - Suwałki, 481 km

W sumie nie co opowiadać, bo to tylko przelot po trasie. Czyli wystartowaliśmy...
Obrazek Obrazek

...potem stara trasa (znajdź XXX szczegółów, którymi różnią się te dwa/trzy obrazki...
2012:
Obrazek
2015:
Obrazek
bonus:
Obrazek

...a na koniec wylądowaliśmy w zajefajnym hotelu Loft w Suwałkach, zbudowanym na starych carskich koszarach z 1898 roku (taka jest nazwa hotelu: Loft 1898). Karma trwa... Zdjęcia jutro, bo dotarliśmy po zmroku (co widać...).
Obrazek Obrazek
Jutro już atakujemy Kresy: Kowno i Wilno.


Na górę
Post: czw sie 20, 2015 12:05 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 2: Suwałki-Wilno, 223 km

Miało być jeszcze Kowno, ale zabrakło czasu...
Zaczęło się od tego, że w koszarach nie było pobudki, a że story skutecznie odgradzały nas od światła słonecznego, wstaliśmy w porze, kiedy już zaczęto sprzątać po śniadaniu... Rzutem na taśmę udało się wyrwać zimną jajecznicę i takież same naleśniki. Na szczęście kawa była jeszcze gorąca. Mimo wszystko, biorąc pod uwagę standard pokoi i ogólne wrażenie jakie wywarł na nas ten hotel, to śniadanie d... nie urwało, i nie chodzi o temperaturę tylko asortyment. No, ale hotel działa dopiero od czerwca, może jeszcze się wyrobią.

kilka fotek hotelu...
Obrazek Obrazek Obrazek

...i okolic (Aqua Park).
Obrazek
Mimo wszystko polecam.

Później trzeba było dokonać kilku zakupów interwencyjnych (m. in. celem uzupełnienia apteczki na zgodność z instrukcją z przewodnika - jodyna, walidol, opaski uciskowe etc.), wymiany walut (w pierwszym kantorze nie było USD, a w żadnym rubli białoruskich), tak że ostatecznie wyjechaliśmy z Suwałk dopiero przed 15. Wobec tego zrezygnowaliśmy z Kowna i pocięliśmy prosto na Wilno.

Zaraz za polską granicą, w Kalwarii, zjechaliśmy z głównej drogi i skierowaliśmy się początkowo na drogę 131, a następnie (nie bez problemów, bo oznakowanie nie było dostatecznie precyzyjne) na 220 w kierunku Troków. Tam zjedliśmy obiad (nie mieli zeppelinów :( ) i dzida do Wilna.

Jeżdżąc głównymi drogami pribałtika wydaje się pusta, ale na tych bocznych to już w ogóle. Bywało tak, że kilometrami nie było żadnego auta, a w mijanych (z rzadka) miejscowościach nikogo na ulicy. Jedynie w większych ktoś się pojawiał. I sporo starych, drewnianych, opuszczonych chałup. Wydawać by się mogło, że jak jest dużo ziemi a mało ludzi, to gospodarstwa powinny być duże i bogate - ale wale tak nie wyglądało, a wręcz odwrotnie. Trochę dziwnie...

Zajeżdżamy na parking, a tam...
Obrazek Obrazek Obrazek
...krążownik z Radomia na zabytkowych blachach. Jak będzie jeszcze rano stał, to zrobię lepsze foty.

Później jeszcze krótki spacer po Starówce (mieszkamy w hotelu Panorama, niecałe 300m od Ostrej Bramy, 55EUR za nocleg z parkingiem), i udało się dopaść zeppeliny :) (dla niewtajemniczonych: to wydłużone pyzy o kształcie cygara, stąd zeppeliny, nadziewane mielonym mięsem). Że było ciemno, to nie ma zdjęć, ale z rana poprawimy wycieczkę i będzie trochę pocztówek :)

A potem Daugavpils, i forsowanie granicy białoruskiej...


Na górę
Post: pt sie 21, 2015 1:36 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 3: Wilno-Daugavpils-Witebsk 483 km

Dzień rozpoczęliśmy od powtórki wczorajszej wieczornej wycieczki, czyli zwiedzanie Wilna w dzień. Ale najpierw obiecane fotki krążownika za dnia - okazało się, że jest to największa wersja Cadillaca Eldorado 8,2 litra, co prawda w stanie lekkiego rozkładu... Ale z daleka nie widać.
Obrazek Obrazek Obrazek

A na parkingu obok nas zameldował się ziomal :)
Obrazek

Ponieważ mieszkaliśmy (prawie) na dworcu, nie mogło zabraknąć parowozu.
Obrazek

U już dochodzimy do Ostrej Bramy spoza murów miejskich...
Obrazek
... i widok od środka.
Obrazek

Kilka kolejnych pocztówek z Wilna.
Obrazek Obrazek Obrazek

Dawny Ratusz z Krzysztofem i bez Krzysztofa.
Obrazek Obrazek

Przyszły budynek polskiej ambasady - dawny pałac Paców (z tych, co to wart pałac Paca, a Pac pałaca...) ... ups nie ma zdjęć pałacu, tylko same tabliczki... ale jest wielki i piękny.
Obrazek Obrazek

Na jeden z kominów wspinały się koty (szkoda, że blaszane)
Obrazek

I jeszcze rzut oka na dziedziniec Uniwersytetu Wileńskiego.
Obrazek

Zasiadłszy na kawce zagadnęliśmy kelnerkę po polsku - okazało się że rozmawia bardzo ładnie, i nawet pojawił się szczery uśmiech, a nie profesjonalnie uprzejmy. Powiedziała, że zawsze trzeba próbować, bo dużo ludzi w Wilnie zna polski język. A jak zaczynamy po angielsku to ona się dostosowuje. Nauczka na przyszłość (wkrótce sprawdzona).

Na deser widok z 5 piętra hotelu - teraz wiadomo, dlaczego nazywa się Panorama. My mieliśmy widok na dworzec.
Obrazek Obrazek Obrazek

Na wylocie z Wilna w kierunku Daugavpils (Dyneburga) wszystko dobrze szło, dopóki nie wjechaliśmy za Ucianą na drogę A6. Przez kilkanaście kilometrów ciągnęły się remonty, robione tak po radziecku, czyli bez poszanowania dla użytkowników drogi. Wahadła można znieść, ale w większości przypadków jechało się po drodze z tłucznia albo podsypki. Nie wpadli na to, żeby robić pas po pasie, albo w ogóle wyznaczyć objazd czy drogę serwisową. Zdjęcia nie do końca to oddają.
Obrazek Obrazek

Po wjeździe na Łotwę...
Obrazek Obrazek

...ukazały się tak jakby znajome skądinąd obrazki (Finlandia?). I nadal praktycznie ani śladu człowieka...
Obrazek Obrazek

Daugavpils, czyli Dyneburg, to jedno z największych skupisk Polaków na Łotwie - wg Wikipedii w Dyneburgu mieszka ponad 16 tysięcy Polaków (15% populacji), tylko nieznacznie ustępujemy Łotyszom. Większość (ponad 50%) stanowią Rosjanie. Miasteczko jest przytulne, przez centrum biegnie miły deptak. Ciekawą rzeczą są tramwaje zasilane nie pantografem, tylko pojedynczą szelką (taką jak w trolejbusach). Niestety, nie zdążyłem żadnego złapać na foci :(
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek

W Dyneburgu zastosowaliśmy patent z Wilna - rozliczając rachunek zapytałem kelnerki czy rozumie po polsku - odpowiedziała że trochę (moim zdaniem więcej niż trochę) i znów był szczery uśmiech - a przez cały czas wcześniej zimna jak kawał lodu. Trzeba jednak gadać od razu po naszemu :)

I w końcu nadszedł czas forsowania granicy. Po dłuższych deliberacjach wybraliśmy przejście graniczne Silene-Urbany, jako położone na drodze niższej kategorii niż Paternieki (sprawdzić na mapie :P ). Zakładaliśmy, że droga niższej kategorii będzie mniej uczęszczana, przez co pogranicznicy przyjaźniejsi (założenia sprawdziły się częściowo).
Procedura jest upierdliwa, ale do wytrzymania. Najpierw dostaje się Kupon od pogranicznika łotewskiego, na którym zbiera się kolejne pieczątki - z odprawy paszportowej i celnej (ograniczonej do luknięcia na zawartość bagażnika). Kupon oddaje się na ostatnim szlabanie w UE, po czym na pierwszym białoruskim dostaje się kolejny kwit do zbierania pieczątek oraz kartę migracyjną. Następnym przystankiem jest kiosk odprawy celnej (śmierdzący starym potem jak na dawnych przejściach granicznych PL-DE), gdzie trzeba zgłosić przede wszystkim samochód. Zgłasza kierujący i tylko on uprawniony jest do prowadzenia pojazdu w Białorusi - jeżeli jest nim kto inny niż właściciel, to właściciel ZAWSZE musi być w aucie. Inaczej grozi konfiskata auta i grzywna (w najlepszym razie, jeżeli nie areszt). Kwity oczywiście po rosyjsku, ale białoruscy pogranicznicy byli nad wyraz uczynni i pomagali wypełnić, nawet w niektórych przypadkach sami uzupełniali brakujące "ptaszki". Kontrole ograniczyły się do zajrzenia do bagażnika, ale bez otwierania bagaży - tyle że każdy z funkcjonariuszy musiał wykonać własne zajrzenie. Ciekawość wzbudziły też żółte tablice - ale wystarczyło wyjaśnienie, że jak auto ma więcej niż 25 lat to można wybierać czy chce się mieć żółte czy białe.
Do wyjazdu z Białorusi trzeba pilnować kart migracyjnych i zbierać na nich pieczątki z hoteli (bez meldunku można przebywać 3 dni) oraz kwitu celnego. Inaczej wracamy na piechotę. Ostatnim przystankiem jest szlaban wjazdowy, gdzie zdaje się Kupon, i wio. Upierdliwe i czasochłonne (razem gdzieś około godziny, mimo że nie było tłumu), ale dzięki wsparciu pograniczników do przejścia. Z kolei nasze założenia co do małego ruchu się nie sprawdziły - na szczęście w drugą stronę. Z kierunku białoruskiego stała kolejka ciężarówek i osobówek, i ledwo się ruszała. Odnieśliśmy wrażenie, że to raczej Łotysze trzepią.
I jedyna niefajna rzecz, to łotewski pogranicznik na ostatnim szlabanie, który nas opieprzył, że zatrzymaliśmy się przy szlabanie a nie na linii 5m wcześniej - przez co nie mógł wyjść z kiosku i nas pokierować (utrata atrybutów władzy). Nawet chciał nas cofnąć za linię, ale skończyło się tylko na pomstowaniu.

W Białorusi w końcu zrozumieliśmy co znaczy lebensraum - pola po horyzont i bezludzie.
Obrazek Obrazek

Po drodze był jeszcze MOP w budowie (?)
Obrazek Obrazek Obrazek

Drogi nadzwyczaj dobre - lepsze niż w Polsce z czasów sprzed budowy autostrad. Bez kolein i bez nadmiernego ruchu. Białorusini jeżdżą nadzwyczaj poprawnie, nie przekraczają szybkości, respektują znaki pierwszeństwa itp. Policji na drogach brak (jak dotąd). Oznakowanie czytelne, nie da się zgubić, tyle że oczywiście pisane cyrylicą.

Witebsk zaskoczył nas pozytywnie po raz kolejny. Piękne miasto (na tyle na ile zobaczyliśmy po ciemku), czyste i zadbane. Mieszkamy na kwaterze, czyli w trzypokojowym mieszkaniu tuż obok Starego Miasta za 49USD - o dziwo obok są dwa wielkie hotele, ale żaden z nich nie ogłasza się na znanym portalu boo...com ;) (bez kryptoreklamy). Pomimo, że przyjechaliśmy dobrze po 22, właściciel przyjął nas nadzwyczaj ciepło, i po spisaniu umowy (a jakże, wszystko legalnie i z pieczątkami) oprowadził nas po starówce w poszukiwaniu restauracji (byliśmy głodni). W końcu trafiliśmy na otwartą - gdzie zajadaliśmy się pielmieni i innymi specjałami lokalnymi popijając ciemne piwo, które smakowało jak jasne.
Obrazek

Na jutro już mniejsza trasa, a na dobry początek dnia zwiedzanie Witebska.

Po tym co widzieliśmy, jesteśmy pełni apetytu na to, co jeszcze nas spotka. Jak dotąd Białoruś zaskakuje nas wyłącznie pozytywnie. Jest czysto, bezpiecznie, drogi równe, miejsca ładne, ludzie sympatyczni. Tylko do waluty trzeba przywyknąć, za kolację zapłaciliśmy ponad 300 tys. rubli - a to zaledwie niewiele ponad 50 zł :)


Na górę
Post: sob sie 22, 2015 8:14 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 4: Witebsk-Lenino-Mohylew, 280 km - od startu 1.467 km

Dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania starego miasta w Witebsku, śladem wczorajszej nocnej wycieczki. Jak zwykle kilka pocztówek bez opisu.
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek

Pomnik księcia Olgierda, z ptaszyskiem myśliwskim na ręku.
Obrazek Obrazek

Perspektywa ulicy Suworowa - ładny i zadbany (jak wszystko) deptak, ale mało zagospodarowany.
Obrazek Obrazek

Ratusz...
Obrazek

...cmentarz bohaterów Związku Radzieckiego...
Obrazek

...Most Kirowa (główny most w mieście)...
Obrazek

...cerkiew katedralna...
Obrazek Obrazek

...i schody do niej od strony teatru...
Obrazek

...i wspomniany teatr miejski.
Obrazek

W międzyczasie staliśmy się milionerami, bo wymieniliśmy walutę na BYR po kursie 16.650 BYR za 1 USD - czyli mamy ponad 1,5 miliona w kieszeni :) Było to kolejnym wyzwaniem, bo w dwóch wcześniej odwiedzonych bankach kolejki były absurdalne, a obsługa powolna. Za trzecim razem trafiliśmy do banku z austriackiej grupy R...Bank, i poszło sprawniej, choć i tak zeszło nam z pół godziny.
Obrazek

Rzut oka na nasze mieszkanie (na ostatnim piętrze na rogu) i podwórko, gdzie nocował samochód.
Obrazek Obrazek

Pojechaliśmy obejrzeć jeszcze przepiękny dworzec kolejowy...
Obrazek

...i na wylocie, zgodnie z sugestią naszego gospodarza Siegieja, zwiedziliśmy plenerową wystawę radzieckiego sprzętu militarnego. Dla tych, co uważali za czasów anciene regime'u na lekcjach, opisy po rosyjsku.

Na wstępie można sobie strzelić "za rodinu", niestety tylko z wiatrówki :)
Obrazek

BMD-1
Obrazek Obrazek

Nona-S
Obrazek Obrazek

BTR-60
Obrazek Obrazek

BRDM
Obrazek Obrazek

Mi-24
Obrazek Obrazek

Mi-8
Obrazek Obrazek Obrazek

Armata D-44
Obrazek Obrazek

Armata ZiS 76mm
Obrazek

Armatohaubica D-30
Obrazek Obrazek

T-34 produkcji wojennej (widać po chropowatym odlewie wieży - wtedy liczyła się ilość czołgów, a nie ich jakość)
Obrazek Obrazek

SU-100
Obrazek Obrazek

Po drodze jeszcze focia Wołgi (na życzenie Krzysztofa)
Obrazek

i sypialni Witebska - wygląda całkiem estetycznie.
Obrazek

Potem udaliśmy się w kierunku Lenino (tak, tak, tego od bitwy z udziałem Polaków 12.10.1943), które na wstępie przywitało nas reklamą fabryki opon i kołchozu.
Obrazek Obrazek

Na miejscu znajduje się cmentarz wojenny oraz mauzoleum. Niestety było czynne tylko do 17, więc zostało nam tylko zrobienie zdjęć przez szyby. W sumie wygląda to skromnie, i wydaje się, że duży jest udział Polski w utrzymaniu pamięci tego miejsca i tej bitwy. Bo z punktu widzenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (czytaj: ZSRR i Rosji) nie miała ona żadnego znaczenia. Jedna z tysiąca innych.
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Kilka panoram okolicy każe sobie zadać pytanie - o co tu tak naprawdę walczono?
Obrazek Obrazek

Samotna na parkingu...
Obrazek

Próbowaliśmy później dojechać do granicy rosyjskiej (za Lenino nie ma przejścia granicznego, a granica znajduje się zaledwie niecałe 10km na północ) żeby zobaczyć jak wyglądają zasieki, ale na widok radiowozu daliśmy dyla z powrotem. Nawet nie zrobiłem zdjęć.

Kilkanaście kilometrów na południowy wschód od Lenino znajduje się miejscowość Horki (Gorki), gdzie postanowiliśmy spróbować lokalnej kuchni. W restauracji o nazwie nomen omen "Łakomka" ...
Obrazek Obrazek

...skierowano nas do Cafe Pielmieni, które bardziej wyglądało na lokalną mordownię. Przy jednym ze stolików siedziała grupka lokalnej młodzieży przy wódce (ich pięciu, ona jedna), ale uprzedzona przez "Łakomkę" kelnerka była uprzejma (choć widać było że chyba męczy się w tej mieścinie) a jedzenie dobre. Soljanka, pielmieni, kawa (wszystko x2) i rachunek na niecałe 25 zł.Wyjazd do Mohylewa okazał się wyzwaniem, bo w Horkim brak jest jakichkolwiek oznakowań. Po kluczeniu po mieście i kilku "językach" udało się trafić na właściwą drogę, która uraczyła nas pięknym zachodem słońca.
Obrazek

W samym Mohylewie znów małe wyzwanie, bo na ulicę Komsomolską, gdzie położony jest nasz Hotel Metropol, nie tak łatwo wjechać. Znów trzeba było kluczyć po mieście, ale przyjęcie w hotelu (znów zamówionego przez znany serwis internetowy) przeszło nasze wszelkie oczekiwania. Tego powinni zabronić :) Recepcjonistka wręczyła nam przygotowane zawczasu karty do pokoju oraz mapę dojazdu na parking. Zanim obróciliśmy samochodem z bagażami, byliśmy już zameldowani, a karty migracyjne podstemplowane (vide poprzedni post).

Zwiedzanie jak zwykle dopiero następnego dnia. Ale udaliśmy się jeszcze na piwo (5zł kufelek niefiltrowanego).

Białoruś nie przestaje nas zachwycać. Bo zaskoczenie już minęło :) Wszędzie jest czysto (nawet w takich dziurach jak Lenino czy Horki), drogi równe, chodniki zadbane, drzewa pobielone, ludzie niesamowicie przyjaźni. Kultura na drogach nieporównywalna z naszą, nawet obecnie. Dziś przez całe przedpołudnie w Witebsku, gdzie ruch nie jest wcale taki mały (miasto ma 400 tys. mieszkańców) klakson słyszeliśmy może ze dwa razy. Biedy praktycznie nie widać - jest może miejscami skromnie, ale mimo wszystko jest zadbanie. Ludzie wyglądają na zadowolonych. Samochody na ulicach nowe, w większości 8-10 letnie. Ład i Wołg prawie nie ma, Zaporożca jak dotąd nie widzieliśmy żadnego. W Witebsku i Mohylewie komunikacja miejska oparta na w miarę nowych autobusach i trolejbusach - w porównaniu do Kazachstanu, gdzie autobusy w Ałmacie trzymały się głównie na lakierze, to przepaść. Tak samo służby miejskie - starych biało-nebieskkich ZiŁ-ów (kto to jeszcze pamięta, ręka w górę) w ogóle nie ma, są nowoczesne pojazdy. Tak samo taksówki. WiFi bezpłatne jest powszechnie dostępne, w knajpach, bankach, na stacjach czy wręcz miejskie. Wszelkie stereotypy, o biedzie, wszędobylskiej i upierdliwej milicji, rozpadającej się infrastrukturze itp. są kompletną nieprawdą. Milicjantów jak dotąd widzieliśmy 5 (pięciu) - w nocy patrol w Witebsku i dziś na deptaku w Mohylewie. Łapanek drogowych brak. Czasami stoi samotny, dobrze oznakowany fotoradar.

Wczoraj spieraliśmy się, czy Białoruś przypomina Polskę z początku czy końca lat 90-tych (ja stawiałem na koniec), ale dziś skonstatowałem, że najbardziej przypomina mi Turcję europejską (poza Istambułem rzecz jasna). W stosunku do Rumunii czy Bułgarii jest daleko do przodu. A to one są w UE, a Białoruś nie jest.

A 11 października są wybory prezydenckie. I jak tu nie głosować na Łukaszenkę? ;)


Na górę
Post: pn sie 24, 2015 11:00 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 5: Mohylew-Bobrujsk-Nieśwież-Baranowicze, 396 km - od startu 1.863 km

Na dobry początek dnia poszliśmy jak zwykle trochę pozwiedzać. Po wyjściu z hotelu ukazał się przepiękny obiekt Teatru Dramatycznego
Obrazek

Mohylew zaczął się na skarpie nad Dnieprem - tam był zbudowany pierwszy zamek, jeszcze w XIII wieku. Z centrum miasta prowadzi do niego promenada Bohaterów Związku Radzieckiego - niektórych z czasów Wojny Ojczyźnianej, innych z czasów Afganistanu. Może znaleźliby się też z czasów innych operacji wyzwoleńczych Armii Radzieckiej - np. z Węgier 1956 czy Czechosłowacji 1968, ale nie chciało nam się wszystkiego czytać.
Obrazek

Obecnie na Dniepr spogląda statua z wiecznie płonącym ogniem.
Obrazek Obrazek Obrazek

Z drugiej strony plac zamyka ratusz.
Obrazek

Na chodniku poniżej wzgórza zauważyliśmy panią z kucykiem - jak się później okazało, nie ostatni raz :)
Obrazek

Wracając do centrum napotkaliśmy lokalne skupisko Ład 2107 - wyglądało jakby były częścią parku samochodowego jakiegoś urzędu.
Obrazek

Na początku promenady (oczywiście Leninskaja) napotykamy na Pałac Arcybiskupi, który w przeszłości był Żydowskim Domem Modlitwy Cukermana.
Obrazek

Sama perspektywa nie jest już tak imponująca jak w Witebsku, aczkolwiek odniosłem wrażenie że ulica jest lepiej zagospodarowana (handlowo i usługowo).
Obrazek Obrazek

W międzyczasie mieliśmy znów spotkanie z panią z kucykiem (musieli wejść chyba po schodach z niższego tarasu pod wzgórzem z Ratuszem - tam była kładka)
Obrazek Obrazek

Promenadę zamyka Pomnik Astronoma z zegarem słonecznym i szeregiem krzeseł symbolizujących znaki zodiaku.
Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Wracając do hotelu napotkaliśmy jeszcze...
Obrazek

...łuk triumfalny...
Obrazek
dokumentujący oczywiście bohaterów Wojny Ojczyźnianej...

...oraz socrealistyczne kino Czerwona Gwiazda.
Obrazek

Żeby nie było gołosłownie - próbka komunikacji miejskiej:
Obrazek Obrazek
(trolejbusy są wszędzie)

Na tyłach naszego hotelu stoi Kościół Św. Stanisława, z pomnikiem Jana Pawła II.
Obrazek Obrazek

Udaliśmy się w dalszą drogę w kierunku Baranowicz via Bobrujsk. Są tam ruiny starej twierdzy, poza tym wypadał czas na obiad. Zaraz za Mohylewem wzięliśmy na stopa parkę udającą się niedaleko nad jezioro. Byli bardzo zdziwieni po co jedziemy do Bobrujska - dziewczyna skwitowała "Przecież tam niczego nie ma". Ot, reklama :) Ale jak się okazało, niekoniecznie miała rację.

Twierdza, a właściwie jej ruiny znajduje się na wlocie od Mohylewa. Niewiele z niej zostało, natomiast najbardziej imponującym budynkiem jest porzucony przez kosmitów ich statek kosmiczny ;)
Obrazek Obrazek

Men in Black mieliby tu co robić. Ciekawe, kto z mieszkańców może być kosmitą - chyba najprędzej architekt pewnego zielonego budynku (patrz niżej) ;)

Z twierdzy pozostały pojedyncze budynki. Niektóre nawet odnowione.
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Jest też pomnik pamięci Tych, Którzy Nie Wrócili z Wojny.
Obrazek

Bliżej centrum natknęliśmy się na przepiękną cerkiew św. Jerzego...
Obrazek Obrazek

...i św. Mikołaja, w której za czasów słusznego ustroju urządzono basen pływacki. Obecne wnętrze jest więc całkowicie nowe.
Obrazek Obrazek

A oto i wspomniany zielony budynek. Oficjalnie jest to Pałacyk Kancelsona - rezydencja kupca bobrujskiego z 1912 roku. Aż dziw bierze, że ta drewniana budowla przetrwała nienaruszona okres wojny.
Obrazek Obrazek

Po drodze na obiad napotkaliśmy jeszcze budynek Rezerwy Olimpijskiej, cokolwiek to znaczy.
Obrazek

Obiad jedliśmy w Czerwonej Wieży. Był nawet drogowskaz wskazujący Warszawę.
Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Na wyższych kondygnacjach wieży znajdują się sale bankietowe, a z windy można podziwiać panoramę miasta.
Obrazek

Na centralnym rynku znany obrazek...
Obrazek

...a chwilę dalej nowoczesna zabudowa ustąpiła miejsca bardziej swojskim klimatom.
Obrazek

Kolejnym przystankiem była Nieśwież. Nazywana gniazdem rodowym Radziwiłłów, miasteczko zbudowane wokół ich imponującego pałacu. Rozmach budowli pozwala uświadomić sobie jak bogaci byli wówczas Radziwiłłowie (budowę rozpoczęto pod koniec XVI w., a ostateczny kształt zyskała w wieku XVIII). Pałac otacza ponad 100ha park. Bogactwo czerpali oczywiście z niezmierzonych pól uprawnych, przez które jedzie się dziesiątkami kilometrów. I z pracy ludzi, którzy te pola uprawiali... A my narzekamy na dzisiejsze rozwarstwienie społeczeństwa.

Już sam wjazd do miasteczka robi wrażenie.
Obrazek Obrazek Obrazek

Na rynku stoi przepiękny kościół farny.
Obrazek Obrazek

Do pałacu przyszliśmy trochę za późno, żeby go zwiedzić od środka. Ale z drugiej strony, wieczorne słońce pozwoliło na zrobienie klimatycznych zdjęć :)
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

W parku znajome klimaty.
Obrazek

W dalszą drogę udaliśmy się przez Kleck, małe miasteczko położone kilkanaście kilometrów na południe. W latach międzywojennych był siedzibą oddziałów Korpusu Ochrony Pogranicza, strzegących granicy Polski i ZSRR. Ostały się po KOP koszary, obecnie zaadoptowane na mieszkania. Koszary nie leżą niestety przy głównym wjeździe od północy, stąd też ich nie zobaczyliśmy, natomiast znienacka wyjechał na nas czołg, i trzeba było uciekać ;)
Obrazek Obrazek

Czołg to 46-tonowy IS-3, uzbrojony w 122mm długolufową armatę (co ciekawe, Wikipedia donosi, że parametrami balistycznymi dorównywała zaledwie niemieckiej 75mm z Pantery - czyli 88mm z Tygrysa musiała być lepsza). Jeden z najpotężniejszych z okresu II Wojny - pancerz wieży dochodził do 250mm. Wszedł do uzbrojenia w maju 1945 r. i załapał się tylko na Defiladę Zwycięstwa. Kilka egzemplarzy użyła Armia Radziecka przywracając jedynie słuszny ustrój na Węgrzech w 1956 r. Pozostawał w służbie czynnej do 1993, ale w zeszłym roku separatystom na Ukrainie udało się uruchomić jeden z egzemplarzy stojących na cokole w Konstantynówce na Ukrainie.

Pod wieczór dotarliśmy do Baranowicz. Hotel Horyzont przywrócił nam poczucie klimatów z czasów ZSRR. Nie było ciepłej wody, ale dostaliśmy pokój z widokiem na furę ;)
Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Przewodnik tak opisuje Hotel Horyzont - za drogi jak na swój standard, socjalistyczny dziewięciopiętrowy kloc. Niestety, polecany Hotel Komsomolskij w remoncie. W odkryciu tego pomogła nam zagadnięta na ulicy parka, z czego męska połowa mówiła po polsku. Kolejny przykład lokalnej gościnności - nadłożyli drogi, żeby zaprowadzić nas wprost to Komsomolskiego. Chłopak był trochę zdziwiony, że podoba nam się Białoruś :)

W ogóle, to im bardziej na wschód tym biedniej. Baranowicze już najbardziej zatrąca czasami minionego jedynie słusznego systemu. Ala nadal wszystko wzorowo zadbane.

W Baranowiczach nie ma co zwiedzać. Ale wszystko wynagrodziła nam kolacja w lokalu People Bar. Jak dotąd najlepsze żarkoje jakie jadłem :) (Żarkoje to kawałki mięsa, warzyw i ziemniaków zapiekane w sosie w niewielkim ceramicznym naczyniu. W wersji z Baranowicz w sosie miodowo-orzechowym - palce lizać).


Na górę
Post: pn sie 24, 2015 12:01 pm 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 6: Baranowicze-Zaosie-Nowogródek-Mińsk, 295 km - od startu 2.158 km

Niby niewiele kilometrów, a sporo się działo... Ale nie uprzedzajmy faktów.

Rejestrując się w hotelu poprzedniej nocy, pani recepcjonistka nie policzyła nam za śniadanie - powiedziała, żebyśmy rano zeszli do restauracji i zobaczyli czy nam się podoba. Po takiej zachęcie, udaliśmy się prosto z hotelu do najbliższego lokalu położonego przy centralnym deptaku - tym razem o dziwnej nazwie Sztokerau. Nawet nie warto było fotografować. W ogóle w Baranowiczach nic nie ma interesującego - może poza Pomnikiem Lenina ;)
Obrazek

Zaraz w bok od głównej ulicy klimaty lokalne
Obrazek

Starannie wyjeżdżając z Baranowicz w kierunku Nowogródka, żeby nie wpaść na płatne drogi (to osobna historia, o które dalej), dojeżdża się do wioski Kołdyczewo, gdzie w prawo jest skręt do Zaosia - miejsca gdzie urodził się Adam Mickiewicz (podobno). Drogowskazy prowadzą przez kolejne wioski i skrzyżowania...
Obrazek Obrazek Obrazek

...choć niektóre są tak dobrze ukryte...
Obrazek

...że zamiast wprost do Muzeum, wjechaliśmy do wsi Zaosie, gdzie już było całkiem lokalnie :)
Obrazek Obrazek Obrazek

Jak się okazało, miało to swój głęboki sens, ponieważ przy samym dworku wpadliśmy na wycieczkę ze Słupska, po podłączeni się do której, mieliśmy niepowtarzalną okazję posłuchać lokalnego przewodnika...
Obrazek

...który w mieszanym polsko-białorusko-rosyjskim języku wspaniale opowiedział o historii dworku i dorzucił kilka aktualnych anegdot. Mówił, że oczywiście każdy uznaje Adama Miskiewicza za swojego - Polacy, Białorusini, Rosjanie, Ukraińcy, Litwini. Ale jak kiedyś przyjechali Chińczycy, to pomyślał sobie, że jak oni jeszcze uznają Adama Mickiewicza za swojego, to chyba schowa się w kartofle :) Tym razem jednak powiedzieli, że "jest wasz".

Sama siedziba jest rekonstrukcją z lat 90-tych XX wieku, ponieważ oryginalne zabudowania spłonęły latem 1916 roku podczas wojny. Nie istnieje również lipa Mickiewiczowska, która padła ofiarą pioruna kilka lat temu. Ale wyrastają z niej już młode pędy.

I foteczki:
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek

Wróciwszy znów na główną drogę skierowaliśmy się dalej na północ do Nowogródka, odbijając jedynie na chwilę w Horodyszczach w poszukiwaniu Kamienia Filaretów. Leży on za wsią Karczowa, zgodnie z przewodnikiem - w wąwozie, do którego skręca się przy drewnianym krzyżu ;)
Obrazek

Porzuciwszy samochód...
Obrazek

...za kilkaset metrów...
Obrazek

...dotarliśmy do wspomnianego kamienia. I mimo iż leży na kompletnym uboczu, i podejrzewam że niewielu ludzi tu w ogóle trafia, jest zadbany i opisany. Zdjęcia (ryciny) Mickiewicza i Maryli wyglądają na nowe (w sensie że niedawno tu zostały położone).
Obrazek Obrazek Obrazek

Kolejnym przystankiem było Jezioro Świteź - o którym Mickiewicz pisał:

Ktokolwiek będzisz w nowogródzkiej stronie,
Do Płużyn ciemnego boru
Wjechawszy, pomnij zatrzymać twe konie,
Byś się przypatrzył jezioru.

Świteź tam jasne rozprzestrzenia łona,
W wielkiego ksztalcie obwodu,
Gęstą po bokach puszczą oczerniona,
A gładka jak szyba lodu.

Jeżeli nocną przybliżysz się dobą
I zwrócisz ku wodom lice,
Gwiazdy nad tobą i gwiazdy pod tobą,
I dwa obaczysz księżyce.


Obecnie część od drogi zagospodarowana jest na plażowisko. Choć są też miłe artefakty z fragmentami poezji Mickiewicza.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Wjechawszy do Nowogródka udaliśmy się najpierw na poszukiwania domu moich dziadków, którzy mieszkali tam przed wojną. Adres - ulica Kościelna 51, obecnie Sowiecka. I o dziwo, o ile numeracja się nie zmieniła, to pod adresem Sowiecka 51 stoi drewniany dom, który wygląda jakby był faktycznie przedwojenny.
Obrazek

Co ciekawe, i przed wojną w Nowogródku, i po wojnie w Lublinie, dziadkowie należeli do parafii św. Michała - tu nowogródzki kościół parafialny.
Obrazek

Obecnie Nowogródek jest maleńkim miastem (niewiele ponad 20 tys. mieszkańców - przed wojną było dwa razy mniej) i równie niewiele się w nim dzieje. Pierwsza restauracja o nazwie Świteź była całkowicie opuszczona (w sensie nie było żadnych gości), więc zagadnięci na ulicy chłopcy zaprowadzili nas (znów!!) do chyba jedynego czynnego lokalu, czyli Stary Dwór. Skromna pizzeria na kilka stolików, naprzeciw cerkwi św. Mikołaja, ale było żarkoje - co prawda nie na poziomie tego z Baranowicz, ale też smaczne. Chyba to będzie moja ulubiona lokalna potrawa - Krzysztof postanowił zresztą, że zaraz po powrocie zaczyna eksperymentować w tym temacie :)

Wspomniana cerkiew
Obrazek

Ryneczek
Obrazek Obrazek Obrazek

Na wylocie jest jeszcze pomnik Mendoga przed górą (kurhanem) jego imienia - było to jedyny król Litwy, koronowany w 1253 r.
Obrazek

Białoruś ma kilka dróg płatnych, w tym magistralę Brześć-Mińsk-i dalej do Moskwy, natomiast w samym Mińsku płatna jest obwodnica oraz wszystkie wlotowe odcinki głównych dróg. Trzeba się nieźle namęczyć, żeby wjechać do Mińska niepłatną drogą - bo odpłatność jest dość kłopotliwa. System jest podobny do naszego viaToll - wypożycza się pudełko, robi przedpłatę itp. Za dużo zachodu.

Dlatego też postanowiliśmy poszukać niepłatnego wjazdu. Dzięki temu skierowaliśmy się z Nowogródka na Lubcz, gdzie stoi zamek będący ponoć pierwowzorem zamku Horeszków z Pana Tadeusza. Z Zamku zostały dwie baszty i fragment murów, oraz dwa budynki z późnego XIX w. Zamek od kilkunastu lat odnawiany jest staraniami wolontariuszy z Białorusi i Polski - na miejscu pomimo niedzielnego popołudnia pracowała ekipa budowlana, a nam udało się zamienić kilka słów z jej szefem - zresztą Polakiem mieszkającym lokalnie. To właśnie on zajmuje się od lat renowacją tego, co pozostało z zamku. Imponujące...

Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek

W parku przyzamkowym znajome klimaty
Obrazek

A z wzgórza zamkowego widoczki na zakola Niemna
Obrazek Obrazek

Dalsza droga, mimo że istniała na mapie, to w rzeczywistości niekoniecznie. Pierwotna szutrówka...
Obrazek Obrazek

...ustąpiła miejsca czemuś takiemu
Obrazek

Na szczęście po około 10km i blisko godzinie jazdy udało się nam wydostać na asfaltówkę we wsi Kleciszcze. Niestety, mapa znów nas trochę zawiodła (nie używamy oczywiście GPS), bo skręcając w prawo (jak można było wywnioskować z mapy) znów trafiliśmy na szutrówkę. Mimo że chcieliśmy być twardzi i dotrzeć do następnej wsi, to coraz bardziej zarośnięta droga zmusiła nas do powrotu. Wróciliśmy znów do Kleciszcza i pojechaliśmy w przeciwną stronę, tym razem już dobrze. Klucząc po podmińskich wsiach i miasteczkach...
Obrazek

...wjechaliśmy (jak zwykle późnym wieczorem) do stolicy. I jak to zwykle bywa w stolicach (po)radzieckich, miasto imponuje rozmachem - szerokości ulic, światłami, reklamami, ruchem.

Hotel Planeta, położony około 1,5km na północ od centrum, to kolejny socjalistyczny kloc, gdzie ślady dawnego systemu są nadal obecne - w mozaikach, wystroju wnętrz, ale też i u starszych ludzi z obsługi ;)

Po odświeżeniu około 23 udaliśmy się na piwo w okolicy - jest kilka barów czynnych do późnych godzin, dość ciekawego autoramentu. My trafiliśmy początkowo do baru z sziszami (fajkami wodnymi, ale nie próbowaliśmy), a potem do zamykanej już restauracji, gdzie biesiadowali lokalsi. Ostatnia kolejka wypadła już w hotelu - gdzie nie ma baru, a tylko Kasyno, do którego wejście za okazaniem paszportu. I w ten sposób trafiliśmy najprawdopodobniej do rejestrów obyczajówki ;)

Poniedziałek dzień przerwy w jechaniu - zwiedzamy Mińsk.


Na górę
Post: pn sie 24, 2015 6:54 pm 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 7: Mińsk

Mińsk przytłoczył nas swoim socrealistycznym ogromem. Sam Hotel Planeta to ogromny socrealistyczny kloc…
Obrazek

…w sąsiedztwie którego położony jest wielopiętrowy apartamentowiec…
Obrazek

…a w okolicy jest jeszcze Obelisk Miasto-Bohater i kompleks Muzealno-Parkowy "Pobieda"…
Obrazek Obrazek

…w perspektywie kolejne kloce…
Obrazek Obrazek

…a na deser Pomnik HP ;)
Obrazek

Udając się w kierunku powiedzmy centrum miasta widać kolejny symbol przeszłości.
Obrazek

Mińsk był niemal zrównany z ziemią podczas ostatniej wojny, a odbudowa poszła w duchu socjalistycznym – wielkie i szerokie arterie, ogromne budynki. Całe szczęście, że w Warszawie nie doszli aż do tego momentu.
Na chwilę pokazały się nam starsze budynki: Dwór Gościnny, Sobór św. Ducha, Klasztor Bazylianek, Kościół Jezuitów.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Kierując się ulicą Internacjonalną w kierunku rzeki Świsłoczy napotkaliśmy jeszcze piękną pierzeję z domem Moniuszków i Wańkowiczów.
Obrazek

Dalej było już tylko gorzej. Na początek Dom Kultury Profsojuzu i Pałac Republiki, stojący na Placu Październikowym, na którym w 2006 i 2010 roku próbowano protestować po wyborach prezydenckich, co skończyło się pacyfikacją demonstrantów i wywózką niektórych do obozów pracy.
Obrazek Obrazek Obrazek

Po drodze napotkaliśmy jeszcze wspomnienia po Feliksie Edmundowiczu Dzierżyńskim – urodził się bowiem w chutorze Dzierżynowo w obwodzie mińskim.
Obrazek Obrazek

Białoruskie Muzeum Sztuki…
Obrazek

…i południowa pierzeja Prospektu Niepodległości, zgłoszonego oficjalnie przez Białoruś do UNESCO jako przykład zabudowy w stylu stalinowskiego empire’u. Ponoć z wyższej półki, niż te z Moskwy czy Kijowa.
Obrazek Obrazek

Na deser jeszcze jedna ładna pierzeja ulicy Komsomolskiej…
Obrazek

…i zamknięte na sezon Kino Pobieda.
Obrazek

Pałacu Prezydenckiego, tudzież ładnych budynków MSW i KGB, pomni przestróg z przewodnika, nie odważyliśmy się fotografować.

Po smacznym obiedzie odpuściliśmy dalsze zwiedzanie, i via Centrum Handlowe „Na Niemidze”…
Obrazek

…położone tuż obok Cerkwi św. Piotra i Pawła…
Obrazek

…udaliśmy się z powrotem. Po drodze minęliśmy dziwną płaskorzeźbę – czy tam w prawym górnym rogu nie jest napisane „Solidarity”?
Obrazek

Zmęczeni po całym dniu, na wieczór wybraliśmy ucieczkę do Kina Moskwa.
Obrazek

I jeszcze na deser kontrola drogowa.
Obrazek

A w międzyczasie dokonaliśmy wymiany waluty - od piątku rubel białoruski stracił blisko 3,5% - w Witebsku wymienialiśmy po 16.650, a dziś po 17.200. Bogacimy się :)


Na górę
Post: śr sie 26, 2015 9:47 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 8: Mińsk-Stare Wasiliszki-Grodno, 346 km, od startu 2.504 km, do domu ok. 900 km

Dziś opuściliśmy stołeczne miasto Mińsk (bez żalu) i udaliśmy się na wschód do Grodna, po drodze starannie unikając płatnych dróg. Przygotowani przez dr Googla, bezbłędnie trafiliśmy na właściwy objazd. Za Lidą skręciliśmy w prawo (po zasięgnięciu języka) na Wasiliszki, a właściwie Stare Wasiliszki, czyli miejsce urodzin Czesława Niemena, a właściwie Czesława Wydrzyckiego. Wasiliszki leżą około 10km w bok od drogi Mińsk-Grodno, a Stare Wasiliszki w ogóle nie są oznakowane - trzeba było ponownie zasięgać języka u miejscowych, którzy od razu zorientowali się gdzie jedziemy. Na miejscu okazało się, że dom jest zamknięty, i trzeba telefonować po, powiedzmy "kustosza". Po chwili oczekiwania przyjechał uroczy starszy pan w garniturze i … na skuterku :)

Obrazek

Jak się okazało, Włodzimierz S. (nazwiska nie pomnę) jest kopalnią wiedzy o tym miejscu. Opowiadał ponad godzinę, tylko dla nas dwóch (!)

Dom został zbudowany jeszcze przed pierwszą wojną światową przez dziadka Czesława N. dla dwóch synów - każdy miał własny pokój. Dom jest jak na dzisiejsze standardy niebywale skromny, dwa pokoje, wspólna kuchnia i poddasze. Tutaj urodził się Czesław Wydrzycki w 1939 roku, i tu mieszkał do 1959 roku, kiedy to jego rodzina wyjechała z Polski z ostatnią falą repatriantów. Później jego rodzice mieszkali w Białogardzie. Tuż przed wyjazdem Czesław wziął jeszcze cichy ślub :)
Ojciec Czesława był organistą w miejscowym kościele, i do tego stopnia zdolnym, że jak ostatnio robiono remont piszczałek, to wprost opadło remontującym... wszystko. Taki miał talent, który przekazał synowi.
Po wyjeździe Wydrzyckich w tym domu mieszkało lokalne małżeństwo nauczycieli, a po tym jak ich dzieci wyjechały, około 1981 r. urządzono tu sklep gminny, po którym zostały kraty w oknach. Wkrótce sklep podupadł, i około 2001 roku chciano dom zburzyć. Jednak po śmierci Niemena zaczęły się do domu pielgrzymki, i ostatecznie został zachowany jako Jego miejsce urodzenia. Co ciekawe, dom został, staraniem m.in. wspomnianego Włodzimierza, zaklasyfikowany jako klub-muzeum, ponieważ muzeum wiązałoby się z dużymi trudnościami biurokratycznymi. A ponieważ we wsi nie ma klubu, stąd można było zrobić Klub-Muzeum :)
Wewnątrz jest sporo pamiątek po Czesławie, ale też i artefaktów lokalnej społeczności.

Dom z zewnątrz
Obrazek Obrazek Obrazek

Kraty w okach z czasów, gdy był tu sklep
Obrazek

W sieni wita nas Cze… Guevara?
Obrazek

W pokoju po lewej jest wystawa lokalnych artefaktów
Obrazek Obrazek Obrazek

Izba rodziców Niemena i kuchnia
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Inne pamiątki
Obrazek Obrazek Obrazek

Akt urodzenia
Obrazek

A tu James Dean?
Obrazek

We wsi, którą wg przewodnika zamieszkuje około 30 osób, stoi ogromny kościół, z pamiątkową tablicą Niemena w środku. Niestety, kościół był zamknięty, a wejścia strzegł pies, więc szybko darowałem sobie dalsze zwiedzanie. Na ścianach tabliczki fundatorów, ale większość miała zatarte nazwiska – z obawy przed carską bezpieką.
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

W dalszą podróż udaliśmy się do Grodna. I tu czekała nas pierwsza niemiła niespodzianka, ponieważ pomimo informacji ze strony internetowej, okazało się, że trasa Szczuczyn-Grodno jest płatna, więc znów musieliśmy pojechać objazdem.

Grodno nas urzekło. Na początek, Pani na recepcji w hotelu mówiła z przepięknym wschodnio-polskim akcentem. Samo miasto to perełka. Zdjęcia tego nie oddadzą. I pomyśleć, że leży zaledwie 25 km od granicy. Główna ulica starówki, nosząca nazwę, jakżeby inaczej, Sowiecka, jest pięknie odnowiona. Podobnie jak reszta zabytkowych, niewysokich budynków. Naszła nas taka refleksja, co by szkodziło, żeby Grodno po wojnie pozostało po polskiej stronie granicy, a z drugiej strony, jakie spustoszenia poczyniłyby lata socjalizmu. Patrząc się jednak na to, co zostało zrobione ze starówkami w Lublinie, Białymstoku czy Suwałkach, a jednocześnie, że Grodno też jest niedawno odnowione (tak raczej widać), można pokusić się o pewien optymizm.

Pokoik w hotelu Slavia
Obrazek Obrazek

Pierwsza kamieniczka jeszcze czekająca na remont
Obrazek

Potem już było coraz lepiej…
Obrazek Obrazek Obrazek

Teatr Lalek…
Obrazek Obrazek

Pomnik Wodza i Wieczna Chwała Bohaterom…
Obrazek Obrazek

I widoczki z ulicy Sowieckiej i okolic…
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek

I jeszcze takie widoczki ;)
Obrazek

Język polski jest tu raczej mile widziany. Choć zawsze startuje się po rosyjsku, nie zaszkodzi spróbować później po polsku. My mieliśmy 50% trafień - w recepcji hotelowej i sklepie. W restauracji i barze już nie, choć zagadnięcie "czy rozumie Pani/Pan po polsku" w języku rosyjskim zostało mile przyjęte. Co ciekawe, chłopak z baru powiedział, że cała jego rodzina to Polacy. Ale on urodził się na Białorusi i tak się czuje. W sumie bez uprzedzeń z jego strony. Sympatyczne, choć żal tych 25 kilometrów...


Na górę
Post: czw sie 27, 2015 7:25 am 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 9: Grodno-Kamieniec-Brześć, 258 km, od startu 2.762 km, do domu ok. 650 km

Z rana poszliśmy jeszcze pospacerować po Grodnie. Na wzgórzu nad Niemnem stoi zamek, a właściwie dwa zamki – stary, z XVI/XVII wieku, ale przebudowany na koszary w XIX w. (jak widać przebudowa trwa nadal), oraz nowy z XVIII wieku, budowany przez Augusta III z myślą o miejscu, gdzie odbywałyby się Sejmy Rzeczpospolitej. I faktycznie się odbyły – w 1793 r. odbył się tu Sejm Niemy, który faktycznie oznaczał II rozbiór Polski. Po II wojnie światowej zamek został odbudowany na siedzibę partii, co widać po sierpie i młocie nad frontonem.
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Rzut oka na Monastyr Narodzenia Matki Bożej…
Obrazek

…zabudowania browaru nad Niemnem i piwiarni…
Obrazek Obrazek

…oraz straży pożarnej.
Obrazek Obrazek

Idąc dalej minęliśmy jeszcze Synagogę Główną, natomiast nie natrafiliśmy na Dawną Synagogę, mimo że miała być przy głównej ulicy. W budynku Synagogi Głównej za czasów minionego ustroju mieściła się hala produkcyjna i pracownia twórców, a gmina żydowska odzyskała budynek po 1991 roku.
Obrazek

Wracając ponownie ulicą Sowiecką natknęliśmy się na grajka, który chyba urwał się z ekupy lokalnemu Robin Hoodowi, oraz inne widoczki.
Obrazek Obrazek

Jeszcze kilka obrazków z centrum Grodna (z placu Sowieckiego): kamienica kupca Murawiewa (skrajnie po prawej)…
Obrazek

…zabudowania kościoła i klasztoru jezuitów…
Obrazek

…batorówka, czyli jeden z pałacyków Króla Stefana Batorego…
Obrazek Obrazek

…i zamykający wschodnią pierzeję Pałac Kultury.
Obrazek

Na południowo-zachodnim rogu stoją zabudowania klasztoru Bernardynów…
Obrazek

…natomiast wjazdu na starówkę strzeże czołg. Ponoć jest to pierwszy czołg radziecki, który wjechał do Grodna w 1944 r.
Obrazek

Na deser jeszcze budynek nowego Teatru Dramatycznego z przełomu lat 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku. Miejscowi nazywają go „klepsydrą”, mi jednak raczej kojarzy się z próbą wystylizowania na zamek. Efekt jednak jest daleki od doskonałości, delikatnie mówiąc.
Obrazek

W dalszej drodze do Brześcia natrafialiśmy na przepiękne cerkwie…
Obrazek Obrazek

…mniej piękny Uniwiermag, czyli supermarket…
Obrazek

…oraz wytwory lokalnego artysty ludowego, który tworzył z tego, co miał pod ręką :)
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Za Świsłoczą zaczyna się obwodnica Puszczy Białowieskiej. Podzielona jest na odcinki, których strzegą różne zwierzęta z puszczy – jak widać na mapie, są do po kolei: ryś, lis, wiewiórka, wilk, łoś, dzik, żubr i zając. Tymi znakami oznaczone są nie tylko parkingi, ale też spotykane gdzieniegdzie przystanki autobusowe.
Obrazek Obrazek

Tymczasem asfalt prowadzący przez pola po horyzont…
Obrazek Obrazek

…znienacka zmienił się w szutrówkę. A przecież jechaliśmy po drodze oznaczonej na mapie na żółto, czyli naszej wojewódzkiej. Na szczęście było to niecałe 10 km, poza tym jakość nawierzchni była bardzo dobra, więc praktycznie dalej gnaliśmy 80-90 km/h.
Obrazek

Przed Brześciem zatrzymaliśmy się w Kamieńcu. Jest tam najstarsza zachowana budowla na Białorusi – wieża obronna z 1288 roku, która była częścią zamku zbudowanego przez księcia brzeskiego Włodzimierza Wasilkowicza. Poza samą wieżą, w centrum Kamieńca jest jeszcze pomnik księcia z żubrem, oraz monumenty z czasów Wojny Ojczyźnianej.
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek

Ktoś się ładnie urządził…
Obrazek

W Brześciu trochę udało się nam pobłądzić, bo niestety z oznakowaniem krucho (zresztą nie tylko w Brześciu). Ostatecznie po dwukrotnym zasięgnięciu języka trafiliśmy do Pomnika Lenina, a następnie do hotelu, nomen omen, Młodzieżowego. Po drodze czekały nas jednak kolejne wyzwania, ponieważ większość ulic w centrum jest jednokierunkowa (czego mapa z przewodnika nie pokazywała), a na dobitkę dwujezdniowe aleje nie są drogami głównymi. Pozostało tylko odstawić auto na parking i udać się na kolację oraz zwiedzanie twierdzy i innych atrakcji Brześcia.
Brześć jest dużym miastem, ale niewiele ma do zaoferowania. Dwie główne promenady noszą nazwę (o dziwo) Mickiewicza, i (mniej dziwo) Sowiecka. Nie mogło oczywiście zabraknąć Wodza Rewolucji.
Idąc z Placu Lenina w kierunku twierdzy (do której nie dotarliśmy, bo znienacka zrobiło się ciemno) minęliśmy budynek Banku Polskiego (pierwsze foto z lewej w środkowym rzędzie) oraz ulicę, na której zbudowano w okresie II Rzeczypospolitej domy dla urzędników państwowych (dolny rząd).
Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek


Wracając natknęliśmy się jeszcze na Maserati…
Obrazek

…pomnik 1000-lecia Brześcia…
Obrazek

…oraz pomnik z kotami.
Obrazek

Twierdzę będziemy zdobywać jutro.


Na górę
Post: czw sie 27, 2015 8:19 pm 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 9: Brześć-Duchnice 236 km, od startu 2.998 km, do domu ok. 450 km

Na wstępie dzisiejszego dnia udaliśmy się na zwiedzanie Twierdzy Brzeskiej. W sumie do dzisiejszych czasów niewiele z niej pozostało. Wita nas brama Gwiazda, wewnątrz której płyną dźwięki nalotu bombowego oraz informacji o zdradzieckiej napaści Niemców w 1941 roku. Nikt nie przypomina, że od końca sierpnia 1939 r. Niemcy były sojusznikiem ZSRR, a pakt podpisany w Moskwie przez Mołotowa i Ribbentropa, poza objęciem ochroną ludów wschodniej Białorusi i Ukrainy, kładł też kres bękartowi Traktatu Wersalskiemu, jakim była II Rzeczypospolita. Ale ta wersja historii obowiązuje po naszej części Bugu.
Obrazek Obrazek

Na razie, przekroczywszy bramę, ukazuje się nam promenada wiodąca do pomników upamiętniających obronę z 1941 roku – obelisk „Męstwo” – w postaci twarzy wyrastającej z 30-metrowego betonowego głazu, 110-metrowy gwóźdź (nikt nie wie, co on symbolizuje), oraz mniejszego pomnika „pragnienie”. Na tyłach rzeźby „Męstwo” są kolejne figury batalistyczne.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

„Pragnienie”
Obrazek

Mijamy kilka militariów – jak zwykle opisy po rosyjsku, dla tych co uważali na lekcjach. Mnie trochę zadziwił czołg T-44 – będący etapem przejściowym między T-34-85 a T-54 – czyli wieża od Czterech Pancernych ustawiona na nowym kadłubie – tak na pierwszy rzut oka jakby za wysokim. Ale ostatecznie udało się na tym kadłubie ustawić większą wieżę z działem 100mm i powstał chyba jeden z najlepszych czołgów lat 50- i 60-tych.
Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek

Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Warta zwrócenia uwagi jest również Cerkiew Sw. Mikołaja…
Obrazek Obrazek Obrazek

…oraz Brama Chełmska, poznaczona śladami po pociskach jak bliznami z minionej epoki.
Obrazek Obrazek

Poza tym, w Twierdzy niewiele zostało. Sztab Obrony – obecnie siedziba Muzeum Obrony Twierdzy Brzeskiej…
Obrazek

…i kilka budynków koszarowych, oraz inne resztkowe budynki.
Obrazek Obrazek Obrazek

Oczekiwanie na granicy trwało około 2,5 godziny, ale poza kontrolami dokumentów i pobieżnym spojrzeniu do bagażnika, było bezproblemowe. I to zarówno po białoruskiej, jak i po polskiej stronie. W porównaniu do przekraczania granicy rosyjskiej (sprzed 3 lat) – lajcik.

Na deser porównanie dróg w Białorusi i w Polsce (dwa górne do Białoruś, dwa dolne Polska – jakość niby taka sama, ale ruchu więcej) :)
Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek

Konkluzje z wyjazdu:
1. Znakomita większość stereotypów upadła. Kraj ma perfekcyjne drogi, przyjaznych ludzi, wspaniałą kuchnię, pięknie zachowane i odnowione zabytki, doskonałą kulturę jazdy. Wnioskujemy tak po przejechaniu blisko 3.000 kilometrów i odwiedzeniu miejscowości zamieszkanych przez ponad 40% mieszkańców. Na wsiach widać biedniej, ale nie beznadziejnie.
2. Wschodnia Białoruś jest lepsza niż Zachodnia – nas urzekł Witebsk i Mohylew, podczas gdy Baranowicze nie miały kompletnie nic do zaoferowania, a Brześć niewiele. Wyjątkiem jest perełka Grodno.
3. Poziom cen – paliwo 50% polskich cen, restauracje (gdzie głównie się stołowaliśmy) 60-70%.
4. Z uwagi na konieczność meldowania się, pomieszkiwaliśmy w hotelach, raczej 3-gwiazdkowych, i to z oceną z (portalu internetowego) co najmniej 8,5-9,0. Ale i tak śniadania były nędzne, mimo że poziom hoteli i cen raczej dobry.
5. O Mińsku pisaliśmy, więc nie będziemy wspominać.
6. Stacje paliw są rzadko, może nie tak jak w Skandynawii, ale rezerwę paliwa na 100 km trzeba mieć. Paliwo dobrej jakości, nie odczuliśmy różnicy. Na dodatek stacje są słabo wyposażone, tzn. jest sklep, kawiarka i niewiele ponadto.
7. Zjeść można tylko w dużych miejscowościach turystycznych – poza tym albo nic nie ma, albo trzeba szukać miejscowych – z różnym wynikiem (vide Horki i Nowogródek – loteria).
8. Trzeba przyzwyczaić się do pomników Wojny Ojczyźnianej, które występują wszędzie, w ilościach niehumanitarnych. Czołgów również. Ale sorry, taka to okolica.
9. Wszyscy jeżdżą zgodnie z przepisami. Mimo, iż drogi nastrajają na jazdę "ile fabryka dała", bo jest pusto i prosto - to nikt nie przekracza szybkości. Kontroli milicyjnych widzieliśmy 3 (trzy): koło Świtezi, i dwie na trasie Grodno-Brześć, i to w miejscach faktycznie niebezpiecznych i z ograniczeniami szybkości. Kultura jazdy na najwyższym poziomie.
10. Oznakowanie dróg jest słabe. Na skrzyżowaniach jest oznaczony kierunek lewo-prawo, ale brakuje na wprost. I na dodatek lewo-prawo nie zawsze prowadzi do większego miasta, ale czasem do wioski, która jest kilka kilometrów za skrzyżowaniem. Trzeba pilnować mapy (bo my zgodnie z tradycją nie używaliśmy GPS) i nadążać z tłumaczeniem cyrylicy (na dodatek używają nazw białoruskich a nie po rosyjsku) na normalny alfabet :) W miastach nie zawsze są tabliczki z nazwami ulic i oświetlenie włączanie jest jak już jest naprawdę ciemno. Na plus natomiast można zaliczyć sygnalizatory - przeważnie są LED-owe, dobrze widoczne, i z zegarem odmierzającym czas do zmiany świateł.
11. Last but not least – jest kompletnie chill-outowo, ale doskonale bezpiecznie. Nie widać pośpiechu, ludzie są raczej szczęśliwi, okolica może miejscami skromna ale czysta – a do tego czuliśmy się niesamowicie bezpiecznie. Niezależnie, czy spacerowaliśmy po promenadzie w większym mieście, czy w zaciemnionym parku – jak wczoraj w Brześciu.
12. No i trzeba przyzwyczaić się do bycia milionerem – 100 USD to ponad 1,7 mln rubli :)

A dziś rano spotkaliśmy w hotelu parę również podróżującą przez Białoruś – odczucia podobne, ale będąc wcześniej na Ukrainie, mówili że drogi gorsze. Białoruś do UE :)


Na górę
Post: pt sie 28, 2015 4:35 pm 
Offline
Klubowicz
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw gru 13, 2007 10:02 am
Posty: 449
Lokalizacja: Gdynia
Dzień 10: Duchnice-Gdańsk, 450 km, od startu 3.448 km

THE END :)


Na górę
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 12 ] 

Strefa czasowa UTC+02:00


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 12 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Limited
Polski pakiet językowy dostarcza phpBB.pl