Się ma. Po W201, które zaprowadziło mnie na forum kupiłem E38, którym nastukałem już 100 000 km. Jako, że ostatnio miało trochę za dużo humorów naszło mnie na rozsądne auto typu kombi, więc szukałem kompromisu. Obejrzałem W210 E430 4Matic. Pomyślałem, że nie będę samolubem i napiszę o wrażeniach. Moderatora proszę o przeniesienie do odpowiedniego działu, jeśli uzna za stosowne. Chyba, że jest właścicielem komisu
Auto to W210 E430 4Matic 1999 (niby 2000), kombi, butelkowa zieleń i jasny środek, stoi na wsi pod Kielcami. Nie będę podawał linka, nie chcę nikomu zrobić zbyt dużej przykrości. Zainteresowani znajdą ogłoszenie na otomoto lub na giełdzieklasyków.
W ogłoszeniu same superlatywy, deklarowany brak rdzy (przez telefon trochę się jej jednak doszukałem). Mimo to pojechałem, bo miało być nieźle. Ogólnie auto właściwie ma sporo zalet. Całkiem możliwe, że przebieg autentyczny, rzeczywiście nie ma jakiejś grubej przeszłości wypadkowej, natomiast odbiega jednak od igiełki z ogłoszenia.
Blacharka jest rzeczywiście niezła, bo mało zjedzona. Problem jest natomiast taki, że jak się zacznie zrywać dywaniki, to ogniska korozji są rozsiane po całym aucie dość gęsto, w różnych miejscach i nie ma możliwości, żeby nad tym zapanować inaczej, jak tylko wybebeszając całe auto i zabezpieczając każdy z punktów, których znajdzie się kilkanaście (jak nie kilkadziesiąt). Jeśli nic z tym nie zrobić, to za dwa/trzy lata auto będzie zjedzone, jak każde "podchmurkowe" 210. Śruby mocowań foteli i podobne również przeżarte.
W aucie czuć porządnie wilgoć, w bagażniku znalazłem pleśń. Efektem tego są pewnie posklejane przyciski na panelu klimy (na początku nie chciały się dać wcisnąć, potem puściły, ale działały, jakby były czymś zalepione). Na panelu klimy kilka błędów, ale już nie pamiętam. Chłodziła, ale mało wydajnie.
Silnik chodził równo, ale było słychać chrobot - nie w rytm obrotów, na moje ucho raczej w rytm pętli łańcucha rozrządu. Sama komora silnika wyglądała imponująco czysto i tam akurat bez rdzy.
Przejażdżka: Sprzedający uprzedzał, że tylne hamulce są trochę przestane, ale może się "rozruszają". Tarcze były zjedzone przez rdzę, przód też. Hamowało mocno bijąc i bardzo nieskutecznie. Nie podjąłem próby sprawdzania ABSu.
Silnik zdecydowanie ładnie przyspieszał. Za to na ostatnie prostej po depnięciu (nawet nie w partii największej mocy, czy momentu) coś walnęło w napędzie i zaczęło strasznie chrobotać z tyłu. Wbicie biegu z 'N' na 'D' od tego momentu było też z porządnym stukiem. Sprzedający stwierdził, że krzyżak padł i chętnie to naprawi, ale podziękowałem bez targowania.
Jak na moje, auto może i bezwypadkowe, z niedużym przebiegiem, ale na pewno nie gotowe do jazdy bez wkładu i nie warte ceny. W kraju jest od dwóch lat, niesprzedane. Obstawiam, że większość tego czasu stało pod chmurką, co tłumaczyłoby nieduże, ale liczne ogniska korozji. Może to być dobra baza do zrobienia auta, które posłuży, ale trzeba mieć czas i pieniądze.
Może komuś przyda się moja przygoda i oszczędzi sobie czasu, albo pojedzie, ponegocjuje i kupi sobie zabawkę do poskładania. Pozdrawiam wszystkich Forumowiczów.
Prezes.