To ja odgrzeję temat. Na forum bywałem krótko i to zaraz po rejestracji (jakoś w 2005). Ale dzięki temu forum i jego użytkownikom dowiedziałem się o guru renowacji mercedesów; Panu Sebastianie.
Terminy przyjęcia aut były takie jak oczekiwanie na rezerwację w najlepszych londyńskich restauracjach. Pochwałom na forum nie było końca. Klientela zadowolona i skora polecać warsztat z deklarowaniem obcinania własnych rąk włącznie...
Długo szukałem jakiegoś miejsca w okolicach Warszawy, które kompleksowo odrestaurowałoby mi 107kę. Nie tylko blacharsko ale i mechanicznie, i wnętrzarsko... Po niezbyt miłych wspomnieniach z ówczesnej Topolowej, skontaktowałem się z panem Rzepeckim w Jabłonnej, który niestety (z perspektywy czasu) zbywał mnie wykręcając się zajętością. Trzeba było być upartym. Ech...
Ale ja postanowiłem zaufać Oldtimer Service. Przecież setki zadowolonych użytkowników nie mogą być ślepe. No i taniej niż u Rzepeckiego...
W końcu nadszedł wiekopomny dzień: zgodzili się łaskawie przyjąć mój samochód. Przyjechała laweta i za niemałą kwotę zabrała moje zmęczone już trochę wiekiem cudo pod Wrocław, do Trzebnicy. To był luty... 2008 roku.
Prace rozpoczęły się na jesieni. Na początku wszystko wyglądało obiecująco. Przelewałem kolejne zaliczki, w zamian (raz szybciej, raz wolniej) dostawałem w miarę aktualną dokumentację fotograficzną prac. Okazało się, że samochód jest przegniły od spodu, że silnik nadaje się do remontu i ogólnie, "stan idealny", to owszem był, jak go Niemiec kupował w salonie w 1980 roku... We wszystkie te rzeczy akurat byłem gotów uwierzyć, a i dokumentacja (o ile rzeczywiście przedstawiała mój samochód) - zdawała się to potwierdzać.
Później współpraca zaczęła się psuć... A to pan domagał się kolejnych zaliczek, a po wpłacie okazywało się, że akurat to konto było zajęte przez komornika... A to miał za dużo zleceń a za mało kasy i tracił płynność finansową... A to nie odbierał telefonów a potem dzwonił i pytał kiedy zrobię kolejny przelew... Jakiś czas później zażądałem ostatecznej wyceny pozostałych do zrobienia prac. Po jej otrzymaniu (co trwało...) wpłaciłem część wykazanej kwoty i poinformowałem pana, że resztę dostanie przy odbiorze gotowego auta (naciskany, o naiwności ma, argumentem, że bez przelewu nie da się ruszyć z pracami).
To było już lato 2011... Potem nadeszła jesień...
Kiedy rozmawiałem z nim jeszcze we wrześniu - akurat podobno był u tapicera i zamawiał obszycia do samochodów, w tym mojego. Później okazało się, że numer telefonu komórkowego od października należy już do kogoś innego a w biurze nikt nie odbiera...
W końcu udało mi się jakoś dodzwonić. W grudniu. Dostałem informację, że warsztat podupadł z powodu braku środków operacyjnych. Pan zwolnił pracowników i, cytuję: "kończy pozostałe samochody sam z kolegą".Znów prośby o przelanie kasy (sam już nie pamiętam czy znowu się złamałem czy nie...)
Potem, że sprawa się przedłuża. Nie mogą robić bo pracownik dostał zawału i jest na zwolnieniu.
I tak to się ciągnęło... a ja otrzymywałem komunikaty, że prace cały czas trwają. "Pomału robimy..." "Już nam zostało tylko złożenie i tapicerka" "Samochód już jest uzbrojony..." itp...
W między czasie znajomy z Wrocławia podjechał zobaczyć czy auto jeszcze tam stoi. Stało. Wyglądało na dobrze i starannie zrobione ale oczywiście totalnie rozgrzebane. Tak jak na zdjęciach wysłanych do mnie... z rok wcześniej... Pan Sebastian akurat był na nartach, więc nie wiedział, ze ktoś ode mnie był. Kiedy na kolejne oszustwa, że auto jest już prawie złożone, powiedziałem mu o właściwym stanie - zaczął się mętnie tłumaczyć.
W końcu wyskoczył z: "samochód będzie gotowy za dwa tygodnie". Hura. Tyle, że nie był. I za kolejne dwa, też nie... Brak kontaktu, nieodbieranie telefonu. Klasyka gatunku.
Zdarzało się, że codziennie przez dwa tygodnie wysyłałem sms o treści: "Panie Sebastianie proszę o zdjęcia z postępu prac i podanie terminu odbioru samochodu". Cisza.
Aż któregoś pięknego dnia w styczniu 2013 roku - dzwonek. Na wyświetlaczu: Sebastian Żelazko. Myślałem, że usiadł na telefonie...
A on, łamiącym się głosem (naprawdę było mi go szkoda) mówi: Musi pan szybko zabrać samochód. Niestety zbankrutowałem i za chwilę wejdzie komornik. Może zatrzymać pana auto do wyjaśnienia"
Na szybko znalazłem nowy warsztat. Żeby daleko nie ciągać samochodu - pod Katowicami. Swoją drogą polecam - tanio nie jest, ale jak na razie jestem zadowolony (tak, tak samochód wciąż nie jest gotowy...)
Na szczęście większość części dojechała razem z autem. Brak było oczywiście kilku elementów Ale trudno. Brak było również tapicerki. Pamiętacie - tej, co to była robiona u tapicera jak dzwoniłem we wrześniu 2011... Po moim telefonie - o dziwo odebrał - zdecydował się sam - UWAGA - osobiście - przywieźć ją do Będzina. I przywiózł. Nie zrobioną. Za to lekko spleśniałą i zgniłą...
Brak pewnych elementów oraz stan innych skłonił mnie do zakupu kolejnej 107ki na części. Prace trwają. Kiedy wylezie fuszerka z Trzebnicy? Trudno powiedzieć. Mam nadzieję, że może mój zrobili w miarę porządnie... A robili też kompletny remont silnika...
Może jestem naiwny ale dopóki nie przeczytałem tego wątku, wierzyłem, że to gość, który chciał dobrze ale nie wyszło, i nie miał odwagi przyznać wprost, że nie daje rady. Teraz widzę, że jednak klasyczny oszust...
Nie mieliśmy żadnej formalnej umowy, większość opłaconych prac została prawdopodobnie wykonana (i to według nowego warsztatu - na pierwszy rzut oka w miarę porządnie i sumiennie - choć znalazło się parę kwiatków...), szansa na odzyskanie czegokolwiek w stosunku do czasu jaki trzeba by poświęcić - mizerna. Chyba, że jakiś pozew zbiorowy?
Trochę w tym mojej winy, bo rzeczywiście ze względu na dużą odległość, nigdy nie pofatygowałem się osobiście do pana oraz po jakimś czasie przestałem wpłacać kasę na każde życzenie...co definitywne zastopowało jakiekolwiek prace. Może to i lepiej, bo zdaje się, że ci, którzy pracowali u niego przez ostatnie dwa lata, nie bardzo znali się na robocie...
Nie oceniajcie mnie jednak zbyt negatywnie: po reklamie na forum, bardzo dobrym wrażeniu przez pierwszy okres (maile, zdjęcia, wyliczenia) naprawdę wydawało się, że jest to w pełni profesjonalny i godny zaufania człowiek. No i prezes Klubu w końcu. Organizator zlotów. Itp... W tym czasie przebudowywałem dom, rozwijałem biznes, rodziły się kolejne dzieci, kupowałem samochody do jazdy na co dzień... Wiele się działo. Mercedes nie był priorytetem. Raz miałem trochę kasy żeby przelać raz nie. Więc też trochę czułem się winny, nie chciałem naciskać i tak dalej...
Teraz już wiem, że to co powinno zostać zrobione i zamknięte w maksimum dwa lata - nie zostało i po pierwszym momencie zrywu prace zostały wstrzymane a kasa, która szła od tamtej pory trafiała zupełnie gdzie indziej...
Dodam, że można by za nią kupić całkiem fajne nowe auto...
_________________ "You tell me I'm free then you want me to compromise..."
280 SLC '80
|