Witam,
Jak niektorzy wiedza od kilku lat walcze z remontem/restauracja mojej kochanej W115 ( zapraszam do linku w podpisie ).
Od poczatku:
W maju 2006 roku samochod rozebralem i sama kaste zaprowadzilem do "znajomego" ( sasiad ze „wsi” ) mi blacharza/lakiernika. Czlowiek to jest taki, ze do tej pory zrobil mi blacharke i lakier w dostawczym transitcie i polakierowal zajebiscie zabytkowy motocykl, wiec sprawe 115stki rowniez chcialem mu powiezyc. Przyprowadziłem woz, dalem kilka dni aby ocenil zasieg i koszty roboty ( blacha i lakier ) oraz termin kiedy go odbiore. Umówiliśmy się na odbior na koniec roku (2006). Oczywiście jak to z takimi ludzmi bywa samochod wylakierowany odebrałem dopiero 12 grudnia 2007 roku w stanie do polerowania. Na moje pytanie dlaczego samochod nie zostal wypolerowany usłyszałem, ze mi go wypoleruje jak wrzuce sobie silnik, elektryke i wnetrze i przyjade do niego wtedy na polerke, bo lakier lepiej się ulozy. Ze skladaniem z roznych względów zeszlo mi do czerwca 2009 roku, kiedy podjechałem ( pierwsza podroz ) dokończyć temat. Okazalo się ze po przepolerowaniu lakieru, było w nim za malo pigmentu i pomimo kilku warstw lakieru, przeswituje ( ja się na tym nie znam, powtarzam tylko co mowil mi lakiernik). Decyzja padla taka, ze kupie porcje nowego innego lepszego lakieru, a on mi go za darmo polakieruje z zewnatrz ( poprzedni lakier kupilem w sklepie który on polecal wiec się poczuwal do poprawek, starego lakieru nie miałem co reklamowac, bo po pierwsze zgubiłem na niego rachunek a po drugie od kiedy kupilem lakier minelo sporo czasu. ).
Samochod polakierowany i już przepolerowany odebrałem 4 stycznia 2010 roku ( Pol roku od kiedy go przyprowadziłem ) i nogi mi się ugięły….
Popekana szpachla, morka na polowie auta, przednie błotniki już koroduja (sic!) i caly samochod oprocz dachu, maski i klapy bagażnika to jedna wielka fala ( wstaje lakier i siada szpachla ). Po za tym nie zapala, przy okazji pryśnięty na czerwono również mój pieknie wypolerowany i odnowiony silnik, czesc uszczelek, zarwane linku od recznego, pourywane korbki w drzwiach itp. Tłumaczenia lakiernika polegaly na tym ze on już się narobil nad tym samochodem, wsadzil w to duzo pracy i gowno wyszlo, bo stara szpachlowka weszla w reakcje z nowa i starym lakierem i taki jest tego efekt, sprawa go przerosła, jakby wiedział ze to się tak skonczy to nawet by się za to nie zabieral…. Uwierzcie mocno się broniłem przed tym żeby mu nie zaje..ac, ale się powstrzymałem. Mój kochany mercedes wyglada na chwile obecna jak przyslowiowa kupa i z 20 metrow nie idzie na niego patrzec. Po wymianie zdan w podniosłej atmosferze zaproponowal mi żebym od nowa rozebral samochod na czesci pierwsze, wypiaskowal bude, a on go za wlasne pieniadze jeszcze raz przygotuje i polakieruje. Majac na uwadze czas w jakim spieszno mu było mi go zrobic i widzac efekt jego roboty delikatnie go wyśmiałem i zastraszyłem sadem. Poszedłem na drugi dzien do radcy prawnego, okazalo się ze mogę walczyc sadownie o odszkodowanie, czy kwote jaka musze teraz wydac na poprawe tego auta w porządnym zakładzie plus koszty OC za okres w który mnie wywiązał się z terminow plus koszty czynszu garazu kiedy stal pusty w ww. okresie. Oczywiście ciezko będzie cokolwiek udowodnic ile ja mu zapłaciłem za usługę, gdyz na nic nie mam rachunkow, ale radca prawny powiedział ze może to ustalic biegly sadowy na podstawie cennika innych zakładów które by się podjely takiej naprawy blacharsko lakierniczej. Ogolnie żeby nie przedłużać, sprawa jest do wygrania, tak on twierdzi, ale wiadomo dla niego – jest sprawa=jest praca, będzie się ciągnęła przynajmniej półtora roku i będzie duzo kosztow. Samochod przez ten czas będzie musial stac nieruszany itp.
Aha, w samochod ( prowadze zeszyt ze wszystkimi kosztami ) a w zasadzie sam remont wsadziłem na chwile obecna ponad 12 tysiecy zlotych i mnóstwo pracy. Nadmienie jeszcze ze aby wszystko było zrobione porzadnie sam czyściłem podwozie z rdzy, piaskowałem itp. Itd. Samochod praktycznie gdyby nie ten lakier bylby w super stanie, tak jak w watku o jego restauracji jest napisane, wszystko jest po renowacji na naprawde wysokim poziomie, a wisienka na torcie w przypadku każdego takie projektu jest ladny lakier co tutaj się nie sprawdza.
Samochod jest w takim stanie ze nawet nie chce mi się na niego patrzec i odeszla mi ochota na dalsza prace przy nim. Jestem zalamany bo przez jednego ch…ja ogrom pracy za która nikt mi nie zwroci zostalem pozbawiony marzen o jezdzie własnoręcznie odrestaurowana 115stka.
Rozmawiałem ponownie i już na spokojnie z „lakiernikiem” i zaproponowałem mu ugode czyli odda mi pieniadze za wszystkie koszta jakie poniosłem przy lakierowaniu samochodu ( zakladam ze blacharka w jego wykonaniu zostala zrobiona dobrze i tak to wyglądało przed lakierowniem ) i ja wtedy sobie go polakieruje w innym zakładzie. Czekam na decyzje z jego strony ale zapewne się nie zgodzi, bo woli sam go jeszcze raz zrobic ( nie pytajcie, chory człowiek ).
Zapytacie pewnie czemu jak za pierwszym razem odebrałem od niego samochod z lakieru to nie zwróciłem uwagi na te „fale”? Otoz samochod posiadal na sobie tak duza morke ze nie było tego widac, na dowod tego ze zostal polakierowany dobrze miałem wypolerowane pol maski, która swiecila się jak psu jaja i wyglądała naprawde swietnie.
Zapytacie pewnie również czemu nie zabralem samochodu po umowionym terminie od niego ( grudzień 2006 ) za to ze nie wywiązał się z umowy? Otoz osoba ta była mi znana i potrafila w taki sposób mnie przekonywac, ze „ jeszcze miesiąc i odbierasz gotowy” ze ulegalem, tym bardziej ze było widac ze cos tam przy 115sce robi. Po za tym skoro zrobil moje dwa projekty dobrze to dlaczego z tym miał sobie nie poradzic?
W związku z przydluga historyjka mam kilka pytac i proszę aby osoby zorientowane w podobnych sytuacjach się wypowiedzialy.
Jeśli ten człowiek nie pojdzie na ugode to mam:
1. zaczepic mu na gire linke holownicza, przeciagnec go pare kilometrow za samochodem i zmusic/zastraszyc do oddania kosztow?
2. wypiaskowac mu ten samochod jeszcze raz, dac do lakierowania i ludzic się ze zrobi to w terminie i dobrze? – nie wchodzi w gre ale słucham waszego zdania.
3. skierowac sprawe do sadu, oczekiwac na wyrok w tej sprawie minimum rok i nie wiedziec co z tego będę miał?
4. przyjąć jego propozycje ( 3000pln które zadeklarowal się ze mi może odda, ale jeszcze się zastanowi ) i połamać mu przy okazji rece żeby się już zadnej takiej roboty nie tykal. Samochod sprzedac w całości lub na czesci i MOŻE wyjsc chociaz finansowo czesciowo z tej sprawy z twarza?
Licze na wasze zdanie, bo gdyby nie forum MB/8 to w renowacji 115stki popełnił bym wiele trudnych bledow, których dalo się uniknąć, ale jak widac nie wszystkich.
Postaram się jak tylko będzie to możliwe o informowanie co dalej z ta sprawa i jak to się zakończy. Z waszej strony licze o zdanie co robiec dalej. Sadze ze raczej mój woz już nie ujrzy swiatla dziennego w moich rekach. Niech to będzie przestroga jak wielkim wyzwaniem jest restauracja oldtimera.
Pozdrawiam, Lukasz.
_________________ Ex: MB W 115 240D '75 - Babcia Miecia - niedokonczony remont... Ex: MB W 115 200D '73 - Arbiesowy dawca dla Mieci Ex: MB W 124 300CE '88 - Wnuczka Obecnie: W124 200E '89
|