Nie, nie złamałem zasad i włamałem się do swojego. Wczoraj dobrze po północy zostawiłem pierwszy raz w życiu kluczyki w stacyjce na amen. Wyjąłem torbę z tylnego siedzenia, odruchowo i na skróty wcisnąłem guzik i benz!
Otwarcie awaryjne auta kosztuje u mnie w mieście 120 zł. Nie pomagają żadne tłumaczenia, że auto ma 20 lat i nie jest to VOLVO z elektroniką za 200 tys. zł.
Nie znając żadnych patentów i uzbrojony w drut, sznurek, kombinerki 4 śrubokręty i jedną sympatyczną anorektyczkę przystąpiłem do pracy.
Cienki ze mnie złoczyńca, bo całość zajęła mi 2 godziny. "Normalnie" to trwa chyba jakieś 30 sekund z alarmem i immobiliserem

. Generalnie mi nie szło, a jak chciało iść, to szkoda mi było chromowanego materiału i uszczelki zgarniającej. Drut okazał się za miękki, a grubszy ograniczał manewry. Okleiłem sobie szybę taśmą, żeby nie rozprysła mi się po chodniku i w końcu udało mie się ją obniżyć o kilka mm. I tak przez godzinę szpara powiększona została do takich rozmiarów, że poproszona przechodząca akurat pani z baaardzo długimi nogami i takimi samymi rękoma uzbrojona w śrubokręt zdołała cofnąć uchwyt klamki, co nie jest rzeczą wcale prostą zważywszy na fakt, że dwóch chłopa wisi na szybie, a cała trójka musi się zmieścić przy jednych drzwiach.
Podkreślić należy zaangażowanie społeczności lokalnej w sprawę, która już po 45 minutach od początku akcji zatelefonowała pod 997 i w ten sposób przyłapany zostałem po kolejnych trzech kwadransach na gorącym uczynku z narzędziem w ręku i w kombinezonie z gwiazdą, wzbudzając przy tym ogromną sensację.
Mam nadzieję, że opis nie ułatwi nic nikczemnikom. Profesjonaliści zamiatają szybciej i inaczej, amatorom zajmie to dwie godziny, a mi chodzi o czas reakcji stróżów prawa i fakt, że społeczeństwo obywatelskie ciągle w budowie, ale widac już pierwsze jaskółki.