No to ja sie pochwale ze kiedys ladnie zareprezentowalem nasz kraj na obczyznie, a mianowicie na Alandach. Bawilem tam przejazdem...
![[oczko]](./images/smilies/oczko.gif)
czyli stopem rzecz jasna. Ide se, patrze se, a tu saszetka w rowie lezy se. Wszelkie dokumenty - dowod, karty, karta biblioteczna, prawko i inne takie. I pareset koron w portfelu. Za te korony (no nie wszystkie) kupilem karte, podzwonilem i udalo mi sie porozmawiac z wlascicielka (nazywala sie Denice Karlsson, do tej pory pamietam, moze ktos ja zna
![[zlosnikz]](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
, wtedy pracowala w Mariehamn). Tu najwieksze zdziwienie, bo tak jakby nie kumala o co w ogole chodzi, dopiero po dobrej minucie rozmowy przyznala, ze zgubila saszetke (a to nie moglo byc wiele wczesniej sadzoc po wpisach w kalendarzu). Byla tak zdziwiona, ze ledwie podziekowala. Nie spotkalismy sie, zostawilem jej saszetke w sklepie.
W sumie co sie jej dziwic, dzwoni nagle ktos, bleble po angielsku (coś jakby), mowi ze jest autostopowiczem z Polski (mamusiu!!! - na pewno brudas!) - totalny total...
Dodam, ze w portfelu brakowalo sumy za karte telefoniczna, a sama karte wlozylem do srodka razem z paragonem ze sklepiku.
BTW Alalndy sa bardzo piekne
![[usmiech]](./images/smilies/usmiech.gif)