Cytuj:
I tu zastanawiam się czy jak odkręcę amortyzator od góry, który podobno jest ogranicznikiem skoku wahaczy, i podniosę auto za "ramę" to czy uda się zdjąć i włożyć sprężynę bez ściągacza?
Uda się. Akurat niedawno to trenowałem i mam zdjęcia, które zaraz wkleję z opisem tylko pierwiej pozmniejszam to w photoshopie.
Dobra no to krótki opis. Rzecz robiłem w ostatnim roku dwa razy raz w w w201 i zupełnie ostatnio w w124. Z tego co pamiętam zawieszenie w w123 nieznacznie się różni (bo 201 i 124 to jesli chodzi o procedurę to dokładnie to samo), a najważniejsza różnica to odwrócony dolny sworzeń wahacza. Musisz dokładnie sobie wykalkulować gdzie to rozłączać. Za pierwsztm razem (w w201) rozkręcałem to na kolumnie tzn. wykręcałem 3 śruby które trzymają tego niby macphersona do piasty, ostatnio (w124) rozpinałem rzecz na dolnym sworzniu i tak wydaje mi się poręczniej, gdyż nie trzeba wywijać piastą, która swoje waży, a rozpięta na kolumnie wisi na wahaczu. Zanim weźmiesz się za rozłączanie podpierasz wszystko na lewarku hydraulicznym, ale w odwodzie musisz mieć też zwykły trapezowy, a to dlatego, że trapez schodzi prawie do samej ziemi, a hydrauliczny ma swoje ha zero gdzieś 20 cm od gruntu. Jeżeli sprężyna jest walnięta na ostatnim zwoju to wychodzi prawie bez siłowania, pamietaj tylko, ze ta którą będziesz wsadzać nie jest walnięta i jest dłuższa i "silniejsza". Ja za pierwszym razem jakoś nie wziąłem tego pod uwagę i mocowałem się bez zadnych przyrządów coś ze dwie godziny. W końcu z pomocą sąsiada wepchneliśmy to używając łyżki do opon i nóg na miejsce, ale to nie jest dobry sposób.
Lepiej zrób tak: wyrzeźb sobie z czegokolwiek (20 do 30 minut rzeźbienia i jest) taki przyrządzik jak na zdjęciu poniżej i ściśnij tak nie za mocno tak ze 4-5 zwoi sprężyny. Idzie dużo łatwiej. Ja potem postawiłem pod wahacz dechę. Zrobiłem z niej dźwignie, i po podniesieniu oburącz, nogą (ręce zajęte podnoszeniem)wsunąłem trapeza. Potem młotkiem ustawiłem sobie trapeza na miejscu, ale nie idealnie pod sworzniem jeno trochę (5 cm) przed, a to dlatego, że naciągany wahacz idzie po okręgu i przesuwa się nad lewarek. Podnosisz to do takiej wysokości żeby wygodnie wsadzić hydraukę (ja musiałem dwa razy korygować młotkiem połozenie trapezu wzgl wahacza => wspomniany ruch po okręgu) i potem jedziesz z koksiskiem, aż do gniazda sworznia w piaście. Zwróć uwagę czy położenie sworznia względem gniazda gra rolę (może mieć wycięcie pod śrubę jak w w124 [gra], może być zabezpieczone nakrętką jak w w115[nie gra]) jeżeli tak to muszisz to odpowiednio ustawić (patrz fota).
Ogólnie nie ma w tym filozofii, jest za to dużo siły. Ostatnio przerabiałem to w ramach wymiany wahacza i dodałem od siebie gumę między zwoje i nadymiarową gumę pod sprężynę, bo mi wehikół strasznie nisko stał na przodzie, a ja lubie wysoko nad ziemią się wozić i mimo nadwymiarowych gum bezproblemowo udało mi się to postykać w pojedynkę. Jedyne o czym trzeba pamietać to to, że wściekle ściśnięta sprężyna może narobić bałaganu, więc nie należy jej wściekle sciskać przyrzadem (tylko tyle żeby oparła się w gnieździe - należy stale mieć w pamięci, że wyrzeźbiło się go z tzw. "bylekupy"). Wściekłe ściskanie należy zrealizować lewarkami ze szczególnie natężoną uwagą. W przypadku jakichś trzasków należy przerwać podnoszenie, wykryć źródło trzasków i przedsięwziąć kroki zaradcze. Ogólnie jak sie intensywnie rozwaza każdy następny krok to żadna zła przygoda nie ma prawa się zdarzyć. Dobrze rzecz robić we dwóch, 1 gdyż zawsze bezpieczniej, 2 jest moment gdy przydaje się trzecia ręka.
No to foty:
1) windowanie tego do góry
2) przyrząd z piekła rodem
3) ustawianie sworznia w przypadku gdy trzeba go ustawic (ale wydaje mi sie ze w w123 nie trzeba)
To tyle, życzę powodzenia.
Gdybyś nie czuł się na siłach to odpuść