Kilkadziesiat minut kozaczenia na A4 w pierwszej sniezycy w roku: stowka za czesci plus 370 za robocizne.
Wrazenia z piruetu pomiedzy ciezarowkami zakonczonego na barierce oddzielajecej pasy: bezcenne.



A jednak pomimo tych bezcennych wrazen bylbym w czarnej d... gdyby nie pomoc Wasyla. Baczka zaliczylem w ubiegly poniedzialek w drodze powrotnej z urlopu. Dzialo sie to wszystko okolo poludnia*, mniej wiecej na wysokosci Legnicy - niecale 5 km od megakorka (ktory zreszta udalo mi sie sprawnie objechac dzieki wskazowkom kierowcy unieruchomionej w korku ciezarowki). Sytuacja, co widac na zalaczonych obrazkach, niewesola bo jazda samochodem w takim stanie - mimo, ze teoretycznie mozliwa - nie miala wiekszego sensu. W Stuttgarcie na dluzsza mete tak bym sie nie mogl poruszac a mozliwosci nawet prowizorycznej naprawy tez brak. Dzwonie wiec kolejno do Sebiego i THC - obaj radza dzwonic do Wasyla. Dzwonie do Wasyla a ten mowi, ze postara sie zrobic co moze. I rzeczywiscie sie postaral: zanim dojechalem do Zgorzelca zdazyl zorganizowac czesci i blacharza, ktory wyprowadzil auto na sztuke. W dodatku obwozil mnie po calym miescie za czesciami i spedzil pol dnia w oczekiwaniu na odbior samochodu. Normalnie bylbym bez Wasyla ugotowany... Aha, i jeszcze nie chcial zadnych pieniedzy ani za wydzwonione telefony, ani za benzyne, ani nawet za olej

.
Dzieki Wasyl zes mnie w drodze poratowal bo jeszcze dzis bym pewnie tkwil gdzies pomiedzy Legnica a Zgorzelcem!!!!!!!!(gdzie sie daje punkty za pomoc, gdzie pochwaly?!)



Dalsza podroz, mimo podobnych warunkow drogowych, przebiegala juz bez przeszkod (nie liczac dwoch czy trzech korkow) - a to glownie dlatego, ze jechalem juz grzecznie jak trusia

(tutaj: na krotko przed wyjazdem w dalsza droge)

* Od tego czasu przeklinam pomysl, zeby w roli zimowozu Polo zastapic W124
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dawno temu juz chcialem napisac bo winien jestem cos takze THC, ktory poratowal paliwem gdy mi go zabraklo ale jakos ciagle wylatywalo mi z glowy. Bylo to jakos w listopadze ubieglego roku. Probowalem pobic rekord predkosci na trasie Katowice - Zgorzelec i bylbym pewnie dojechal w niecale dwie godzinki gdyby wlasnie nie zabraklo mi paliwa.
No i Lukasz w srodku nocy zrobil chyba z 60 km zeby mi je dowiezc za co rowniez jemu niniejszym serdecznie dzekuje.Wniosek jest taki, ze na chlopakow ze Zgorzelca mozna liczyc!