Dzisiaj udało mi się odpalić brązową W116'stkę
nawet nie pamiętam kiedy ostatnio pracował silnik ale parę lat będzie. Odpaliła od razu
Okazało się, że wystarczyło młotkiem, jak magiczną różdżką, puknąć w pompę i zaczęła działać. Najpierw na krótko od akumulatora, później podpiąłem akumulator normalnie, przekręciłem stacyjkę w pozycje zapłonu i było słychać pompę jak nabija ciśnienie ale co dziwne nie przestawała działać po paru sekundach, tylko chodziła cały czas (dziwne). Wyłączyłem stacyjkę, spróbowałem jeszcze raz i to samo. Postanowiłem odpalić silnik, no i odpalił ale wszedł od razu na najwyższe obroty, chwile pochodził i szybko zgasiłem, kupa dymu w garażu i smród spalenizny, podobny do palonej gumy. Zdjąłem filtr powietrza, przesmarowałem i rozruszałem cięgno gazu (kiedy wcześniej 116'tka stała, ruszałem pedałem gazu, cięgno musiało się zablokować w pozycji wysokich obrotów, nie używane było zapieczone, ciężko chodziło i sprężyny nie miały siły go cofnąć, prawdopodobnie).
Teraz jak odpalam silnik to chodzi normalnie ale momentami coś w silniku rzęzi przez chwile i przestaje i tak co jakiś czas. Jak wrzucę bieg to chyba tego nie ma. Nie wiem czy to coś z osprzętu czy w samym silniku. Nie wiem czy to przez te wysokie obroty po odpaleniu, czy od stania długi czas (nie licząc kilku prób kręcenia rozrusznikiem ostatnio jak jeszcze nie wiedziałem o co chodzi).
Trochę później jak przekręcałem stacyjkę w pozycję zapłonu to nie słyszałem pompy, ale jak odpalałem to silnik zaskakiwał od razu, no ale to było po niedługim czasie od pierwszego odpalenia.
Tak czy siak miło było usłyszeć pracującą 450'kę po latach stania, mam nadzieję, że to nie jest jakaś poważna usterka z tym rzężeniem.
Pozdrawiam