Przede wszystkim, jeśli rzeczywiście wartość pojazdu przed uszkodzeniem była wyższa niż przyjęta przez MTU (bez obrazy - nie znam cen rynkowych), należy zacząć od wyceny rzeczoznawcy - takiego, która będzie coś znaczyła (dla TU, dla prawnika, dla sądu), a nie byle dziada z dostepem do Audatexu. Dopiero mając taką solidną podstawę, można się wymądrzać "do ASO", "bezgotówkowo", "jesteś poszkodowanym - mają naprawić". Wartośc przed szkodą jest kluczowa, bo to do jej wysokości ubezpieczyciel odpowiada*.
Nie wiem o jakiej skali zaniżenia jest mowa, ale jeżeli to 1000-2000PLN, to rzeczywiście można się pobawić w odwołania i może jakiś ochłap dorzucą, chociaż własne doświadczenia mam inne - strata czasu i lepiej iśc od razu do jakiejś kancelarii w tym się specjalizującej. Natomiast, jeśli to zaniżenie jest bliższe połowy, to nie licz na jakąkolwiek skuteczność swoich odwołań. W takim przypadku tylko solidni prawnicy i parę lat cierpliwości. Na pocieszenie, jak już/jeśli wygrasz, wypłacą wraz z urzędowymi odsetkami za zwłokę
![[zlosnik]](./images/smilies/zlosnik.gif)
.
Powodzenia, i..... pamiętaj - albo bierzesz to, co dają, naprawiasz i jakoś żyjesz, albo oddajesz sprawę do sądu. Poszczekiwanie, pisemka, grożenie sądem na TU wrażenia nie robią - tylko zdecydowane działanie.
* ja bym się pokusił o opinię biegłego rzeczoznawcy - takiego, który wystawia opinie dot. pojazdów zabytkowych. W końcu to auto ponad czterdziestolenie, i jest to jedyny sensowny sposób ustalenia jego wartości. Do tego wiek pojazdu stawia go na zbliżonej, do tych z żółtymi tablicami, pozycji. Chyba, że to nadwoziowy słabiak z nieswoimi numerami.