Pamiętacie zapewne Pierr'a, który z rodziną przyjechał ze Szwecji czerwonym Binz'em. Poniżej tekst jego autorstwa opublikowany w magazynie klubu, do którego należy nasz gość ze zlotu w Szczecinie.
W załączeniu pozdrowienia i podziękowania.
Wszelkie komentarze mile widziane. Pierr pyta nas o wrazenia po lekturze.
Trzebież - takie polskie Ornbau.
Kiedy dowiedziałem się o istnieniu polskiego klubu MB, na początku pomyślałem, dlaczego właściwie miałby ktoś interesować się tam Strichachtami? Przecież tam (dop. tłum.: w Polsce) nie były w ogóle sprzedawane. Nikt chyba nie chciałby wracać do wspomnień z dzieciństwa, jeśli jeździł wtedy Ładą... Ale są: polscy miłośnicy /8, Skrzydlaków, Pontonów i innych. To w jaki sposób nawiązałem z nimi kontakt, chciałbym wam teraz opowiedzieć.
Było to w grudniu zeszłego roku, kiedy z nudów i najzwyczajniej z powodu złej pogody szukałem w internecie zdjęć /8 kombi z zabudową od Binza. Sporo z tych zdjęć już widziałem, nie ma ich aż tak wiele, ale pojawiły się i takie, których kompletnie nie znałem. Były to stosunkowo świeże fotki kombi, niestety z komentarzem w języku, który nic mi nie mówił. Skrót .pl wskazywał na polskie pochodzenie strony. Sporo Polaków zna niemiecki, wysłałem więc pozdrowienia ze zdjęciami mojego Binz'a. Pozostawały bez odpowiedzi.
Kilka tygodni później przyszła jednak odpowiedź po angielsku. On, Michał (dop. tłum.:
*Maniek), zrozumiał, że ja także mam Binz'a i cieszył się z nawiązanego kontaktu. Znalazłem więc "binzowego" przyjaciela"! Ponieważ mój angielski nie jest za dobry, mówiła mi o tym już moja nauczycielka, nasze maile były krótkie, ale za to opatrzone wieloma zdjęciami. Któregoś dnia wysłałem płytę CD z fotkami. Odpowiedź tym razem była natychmiastowa: zdjęcia jego Binz'a i obrazki z różnych zlotów i spotów w Polsce. Miałem okazję zobaczyć, jak wiele im to sprawia radości oraz to, jak dobrze prezentują się ich pojazdy.
Ale to, co mnie rozbroiło, to numer nadwozia 20158. Najwyraźniej oprócz lakieru i silnika - teraz 240D zamiast 220D - nie było nic zmieniane.
Wszystko wskazuje na to, że podobnie jak mój, tak i jego samochód zaczął życie jako Service-Wagen w Mercedesie.
Pokopiowaliśmy i wymieniliśmy wszystkie informacje, które były w naszym posiadaniu, a w kwietniu nadeszło zaproszenie na 10. Zlot Mercedesów w Trzebieży pod Szczecinem.
Dokładnie w zielone świątki i w tym samym czasie co spotkanie w Ornbau. Co robić? Ponieważ nikt nie chciał jechać ze mną na zlot do Niemiec, udało mi się tym samym zorganizować urlop z moimi dziećmi i żoną w Polsce.
Nawiązałem następny kontakt, tym razem z Michałem, który mówi po niemiecku (dop. tłum.:
dzień dobry!). Pomógł nam z rezerwacją i przetłumaczył program zlotu.
Ponieważ Szczecin leży przy samej granicy z Niemcami
pojechaliśmy z Kristianstad do Trellborga i przeprawiliśmy się promem do Sassnitz. Michał zaoferował nam super serwis, odebrał nas z granicy i towarzyszył w drodze do hotelu, co bardzo nas ucieszyło.
Hotel był dosłownie kilka metrów od miejsca zlotu, a piątkowe popołudnie spędziliśmy na zwiedzaniu okolicy na własną rękę.
Wieczorem zaprowadzono nas na specjalnie wynajęte na tę okazję miejsce spotkania, abyśmy mogli się zarejestrować.. Nie było jeszcze wielu osób, więc miałem okazję dowiedzieć się nieco o klubie. Ten został założony w 1997 roku, a od 2004 jest zarejestrowany, lecz nie jest oficjalnym klubem uznawanym przez Mercedesa. Z 70 uczestnikami, większość ma lub jeździ /8, nie jest największy, ale bardzo aktywny. Poza tym klub ma dobrą stronę www z około tysiącem użytkowników.
Każdego roku odywają się dwa spotkania w różnych częściach Polski.
O tym, jak popularny jest klub, świadczyła liczba 140 zgłoszonych uczestników zlotu. To co podobne było do spotkań w Ornbau (Dop. tłum.: miasto w środkowej Bawarii, w którym odbywają się zloty klubów MB z Niemiec), oprócz tego, że mniej osób zna niemiecki, to serdeczność i gościnność. Może także burza i mokre nogi.
W sobotę odbył się rajd turystyczno - krajoznawczy po Szczecinie i okolicach - okazja do rozejrzenia się. Wszystko było świetnie zaplanowane. Podczas drogi pytania, np dotyczące prezentowanego na punkcie kontrolnym Strichachta. O kod lakieru, o to jak brzmi VIN 240D 3.0. Na jednym z punktów kupa kluczy od W114, W123, W202 i innych oraz ich przyporządkowywanie. Ok, poszło dobrze. Dalej serwowane napoje, przynajmniej tak mi się wydawało, ale w szklankach różne płyny. Co mają wspólnego z samochodami?
Od hamulcowego przez olej silnikowy, płyn do spryskiwacza, aż do politury, było wszystko. W przerwie super obiad, a wieczorem impreza towarzyska i grill. Deszcz wisiał w powietrzu, ale jakoś się rozeszło.
Sporo nowych znajomości. Niestety w niedzielne popołudnie odpływał nasz prom z Sassnitz, gdyby nie to wzięli byśmy jeszcze udział w prezentacji aut w Szczecinie. A podczas dojazdu do Szczecina eskorta policji. Nie źle.
Wizyta sprawiła nam wiele frajdy. Z Binzem i jako jedyna załoga zagraniczna zostaliśmy zauważeni.
Co rzuciło mi się w oczy, to fakt, iż sporo aut miało nowoczesne wyposażenie, nie zawsze oryginalne, ale bardzo ładne.
Samochody były w większości w dobrej kondycji, dlatego wierzę, że starszy brat mojego Binz'a niedługo zacznie jeździć po drogach.
Jeśli chodzi o drogi: weźcie ze sobą komplet amortyzatorów, jedźcie G-Klasą albo Unimogiem, ponieważ drogi są częściowo poniżej krytyki.
Dlatego pewnie też wszędzie coś w remoncie. W drodze powrotnej zrobiłem zdjęcie, do którego już dawno się przymierzałem: Binz w miejscowości Binz (dop. tłum.: miejscowość turystyczna w Niemczech, leżąca na wybrzeżu nad Bałtykiem, ok. 20 km na Zachód od Świnoujścia). Zobaczymy, kiedy Michał będzie swoim Binzem w Binz.
Pierre Ruppelt.
