Chwila nieuwagi i zwiazana z tym ciezka choroba

spowodowaly, ze nie mialem mozliwosci zajmowania sie ani angolem ani bialym 200/8. W zwiazku z tym nie wystawilem bialego na gieldzie a przygotowania do wyjazdu na zlot przebiegaly w goraczkowej atmosferze - w ostatnim momencie zdecydowalem sie zmienic plany i zamiast
angola postanowilem przewietrzyc jednak biala mysz. Podroz obfitowala w przygody. Wyruszylem w najgorszy czas, razem z wszystkimi Niemcami z poludnia, ktorzy wybierali sie na ferie wiosenne. Efekt byl taki, ze na pokonanie 200 km potrzebowalem ponad 4 godzin! Gdy juz zrobilo sie luzniej i mozna bylo mocniej przycisnac ujawnily sie efekty dlugiego postoju samochodu: rozszczelnil sie uklad wydechowy oraz, co gorsza, okazalo sie, ze w expresowym zuzywa sie pasek klinowy. Pare razy go naciagalem ale za kazdym razem byl coraz cienszy i w koncu okolo polnocy nastapilo nieuniknione:
Zgodnie z przewidywaniami naprawa za pomoca magicznego uniwersalnego paska klinoweg "fachowcowi" z ADAC sie nie udala i dopiero rano udalo mi sie dostac wlasciwy. Dalsza podroz przebiegala juz bez niespodzianek, ruch rowniez zelzal, nawet przejazd przez Berlin byl spokojny. Przekroczenie granicy, mimo wyslikow bylego pracownika Stasi oraz ku mojemu zaskoczeniu, takze odbylo sie bez zadnych problemow (przy wyjezdzie z Polski nawet ucialem sobie z pogranicznikami krotka pogawedke

). Na miejscu bylem w sobote ok. godz. 16 - niestety za pozno zeby wziac udzial w rajdzie.
Samochod od razu wzbudzil zainteresowanie:
Przy okazji naprawy wydechu
mialem mozliwosc zajrzenia do wnetrza dwururki - spalanie godne niejednego wspolczesnego samochodu...
Sfotografowalem rowniez podwozie samochodu. Jego stan przekroczyl moje najsmielsze oczekiwania:
Po zlocie postanowilem zostac jeszcze jeden dzien w Szczecinie.
(me: how), jakby malo sie dotad naorganizowal, zalatwil mi jeszcze nocleg w schronisku mlodziezowym (polecam). Pod wieczor pojawil sie
Stomek, poogladal samochod z zewnatrz i od wewnatrz, opowiedzial mi o nim jeszcze kilka rzeczy, ktorych nie wiedzialem, zrobilismy krotka przejazdzke a nastepnie udalismy sie we trojke na biznesowy obiad gdzie dobilismy targu. Ustalenia byly takie, ze ja wracam samochodem do domu a szczesliwy nabywca kupi zapasowy pasek klinowy, przyjedzie za tydzien autobusem i wroci nim na kolach. Nastepnego dnia odprawa u
(me: how)'a:
Podroz powrotna przebiegala juz calkiem szybko i bez przygod:
W miniony czwartek
Stomek przyjechal autobusem i, mimo, ze zmeczony, od razu rwal sie do przejazdzki

Zabralismy wiec mojego syna i wybralismy sie na wycieczke, najpierw na poludnie, kawalek autostrada w kierunku Jeziora Bodenskiego:
Alexander spal jak susel
Nastepnie pojechalismy do centrum i w okolice symbolu Stuttgartu, wiezy telewizyjnej w Degerloch:
W drodze powrotnej spotkalismy taka perelke (
Stomek od razu rozpoznal "fachowa" robote tutejszych lakiernikow

):
Nastepnego dnia pobudka, pakowanie auta, wyjazd do wydzialu komunikacji, pozegnalne zdjecia i ok. godz. 9:00
Stomek ruszyl w droge:
Ok. 17:00 meldowal, ze jest na miejscu i ze podroz mial bardzo bezstresowa.
Szkoda mi tego auta bo to byl najlepszy /8 jakim do tej pory jezdzilem ale jestem przekonany, ze samochod trafil w dobre rece i ze niedlugo znow sie zobaczymy. Poki co, pocieszam sie
najnowsza zabawka 