na posterunku...więcej kolejna bajeczka (Ps. bajki prezentuje dzięki takiej jednej wyjątkowej osobie, która mnie nimi zaraziła)
O drodze donikąd
Tuż za wsią droga rozgałęziała się w trzech kierunkach. Jedna wiodła do morza, druga do miasta, a trzecia – jak wszyscy od dawien dawna zgodnie twierdzili – donikąd. Taką też odpowiedź otrzymał mały Jaś, ilekroć pytał, dokąd prowadzą te trzy drogi. Oswoił się już z tą informacją, nie mógł tylko zrozumieć, dlaczego i po co zbudowano tę trzecią drogę donikąd. - Nikt jej nie budował, ona tu była zawsze – kontrastowali zirytowani rozmówcy. - A czemu nikt jeszcze nie szedł tą drogą, żeby zobaczyć, dokąd prowadzi – nie dawał Jaś za wygraną. - Głupi jesteś (koronny argument), jeżeli ci się mówi, że tam nie ma nic do oglądania, to znaczy, że nie ma – kwitowano ciekawego chłopca. - To nie takie pewne, przecież nikt tego nie sprawdził – upierał się mały Jaś. I tak było zawsze, ilekroć rozmowa schodziła na temat drogi donikąd. Chłopiec stawiał okoniem niedorzeczne pytania, nie przyjmował do wiadomości połowicznych wyjaśnień dorosłych. To wystarczyło, żeby jego imię przyozdobić przydomkiem „głupi”. – Głupi Jaś – wołali za nim dorośli i dzieci. Ale on nic sobie z tego nie robił; po głowie chodziła mu jedynie sprawa drogi donikąd. Kiedy głupi Jaś był już na tyle duży, aby móc samemu wybrać się w nieznane, pewnego ranka zapakował w zawiniątko trochę chleba, wziął wody z butelkę po oranżadzie i z zapałem wyruszył drogą donikąd. Tajemnicza droga wyglądała z początku jak każda inna. Z każdym jednak krokiem naprzód stawała się coraz mniej zachęcająca; ba, można powiedzieć: z każdym krokiem przerażała. Coraz więcej wybojów, coraz większe głazy, coraz ostrzejsze kamyki. Po bokach dzikie najrozmaitsze zielska, gęste kolczaste krzaki. U góry splątane korony drzew. Ale Jaś szedł wytrwale, wciąż dalej i dalej! W pewnym momencie już go zaczęły nogi boleć, już piekły podrapane ręce i zastanawiał się, czy lepiej nie zawrócić, gdy nagle zobaczył psa. - Aha – pomyślał – gdzie jest pies, musi też być i dom, a przynajmniej człowiek. Myśl ta dodała chłopcu świeżych sił. Pies tymczasem przybiegł do niego, obwąchał go przyjaźnie, polizał zranione ręce i łasząc się, zaprosił do drogi. Uszli jeszcze dobrych parę kilometrów i dopiero wtedy zaczęło coś prześwitywać. Przed oczami małego wędrowca ukazała się olbrzymia polana, a na niej zamek – jak w najpiękniejszym śnie. Na zamku wszystkie drzwi i okna otwarte na oścież kusiły do wejścia. Kiedy Jaś wahał się jeszcze, czy może przekroczyć tak wysokie progi, w oknie ukazał się piękna pani i uśmiechając się serdecznie, prosiła na pokoje. - A więc tylko ty jeden nie uwierzyłeś w to – powiedziała na przywitanie. - W co? – żachnął się głupi Jaś. - W historię o drodze, która prowadzi donikąd. - To od początku wydawało mi się głupie. Według mnie każda droga wiedzie do jakiegoś celu – odpowiedział rezolutnie. - Słusznie – przytaknęła pnia domu. Trzeba tylko mieć chęci i odwagę wyruszyć tą drogą, a na pewno dojdzie się do celu. Ale pozwól – ucięła rozważania – pokażę ci teraz mój zamek. Ach, co to był za zamek. Chyba przeszło sto pokoi, a w każdym same kosztowności: diamenty, złoto, srebro, kryształy, szlachetne kamienie – wszystko jak w bajce. A piękna pani oprowadzając małego gościa, mówiła tylko bez przerwy: - Bierz, proszę, co ci się tylko podoba! o Transport się nie martwa! Przed bramą stoi już wóz do twojej dyspozycji. Jaś nie dał się dwa razy prosić. Naładował, ile się tylko mogło zmieścić. Kiedy zjawił się w wiosce z takimi skarbami, przyjęto go najpierw ze zdziwieniem, a potem dopiero wybuchła radość. Głupi Jaś obdarował hojnie wszystkich: przyjaciół i wrogów, biednych i bogatych, dorosłych i dzieci. Po sto razy – aż do znudzenia – musiał opowiadać, jak to było na drodze donikąd. Na ogół bywało tak, że jeszcze dobrze nie skończył opowiadania, a raz po raz ktoś żądny przygód i bogactw wykradał się cichaczem z tłumu, aby wyruszyć tajemniczą drogą, co wiedzie donikąd. Jednak wszyscy, jeden po drugim jeszcze tego samego wieczoru wracali do domu z nosami na kwintę. Dla nich droga kończyła się pod nieprzebytą ścianą lasu. Bo tak już jest w życiu, że niektóre skarby dostaje tylko ten, kto pierwszy wyrusza w nieznane!
Kazimierz Wójtowicz
_________________ "Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."
Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower
|