Dwaj skazańcy
W pewnej afrykańskiej wiosce w głębi równikowego lasu znajdowało się więzienie. W wiosce tej mieszkał też szef całego plemienia. To właśnie on rozsądzał wszystkie plemienne spory i jeśli trzeba, wsadzał kogoś do więzienia. Jedni odsiadywali swój wyrok, inni na wyrok dopiero czekali. Pewnego razu w jednej celi tego więzienia znaleźli się dwaj znani w plemieniu rozbójnicy: Mista i Masta. Obu skazano na karę śmierci i zostało im tylko kilka dni życia, bo już przygotowywano egzekucję. Siedzieli i rozmawiali, wspominając stare dobre czasy. Nagle wleciała do ich celi Pszczoła. Zaczęła latać i brzęczeć nad głową Misty. Ten, wystraszony, zerwał się z miejsca, złapał miotłę i byłby pewnie ją zabił, gdyby na to nie zareagował Masta: - Zostaw ją, przecież nie zrobiła ci nic złego! Uważaj, bo zrobisz jej krzywe! Gdy Pszczołą przeleciała w jego stronę, Masta powiedział do niej: - Nie bój się, chodź tu do mnie i schowaj się za moimi plecami. Możesz tam spokojnie siedzieć. Kiedy zechcesz, to sobie polecisz… Pszczoła, zmęczona lataniem, usiadła przy Maście i próbowała powstrzymać swój szybki oddech. Innym razem Mista zobaczył nad sobą Pająka i zaraz zaczął mu wymyślać: - Wynoś się stąd, złośniku! Czekaj, niech tylko wezmę miotłę, to zaraz ci w tym pomogę! I stałoby się tak rzeczywiście, gdyby Masta nie powiedział do Pająka: - Przejdź tu na moją stronę, ja bardzo lubię patrzeć, jak pająki robią pajęczynę… Pracuj dalej, możesz tu spokojnie siedzieć… Jeszcze tego samego dnia do ich celi wlazła Mrówka. Zostałby z pewnością rozgnieciona przez Mistę, gdyby Masta nie wziął jej w obronę. - Chodź tu do mnie pod łóżko. Nic złego ci się tu nie stanie. Możesz tam siedzieć, ile chcesz… Więzienne życie toczyło się dalej aż do przedednia wyznaczonej egzekucji. Szef plemienia kazał przyprowadzić do siebie obu więźniów i kiedy stali już przed nim, tak oto do nich przemówił: - Powoli zbliża się wasza ostatnia godzina. Jutro rano będziecie powieszeni, ale jako władca plemienia chcę wam dać ostatnią szansę. Jutro rano życie zostanie darowane temu, kto jednym uderzeniem siekiery powali na ziemię stary baobab, który rośnie z tyłu więzienia. Obaj więźniowie nie ukrywali zdziwienia i rozczarowania: - Cóż to za łaska?! – powiedział Mista. – Jeśli mają nas powiesić, to niech wieszają, ale nich z nas niepotrzebnie nie drwią! Jakżeż można jednym uderzeniem siekiery ściąć kilkumetrowej grubości drzewo? Słowa te i inne jeszcze, usłyszała siedząca pod łóżkiem Masty Mrówka. Wylazła szybko na łóżko, zbliżyła się do jego ucha i wyszeptała: - Możesz spać spokojnie. Jutro, kiedy uderzysz siekierą w drzewo, runie na ziemię jak podcięte. Ja się tym zajmę… Mrówka wyszła na zewnątrz, poszła do lasu i przedstawiła całą sprawę dwóm znajomym moskitom. Jeszcze dobrze nie skończyła mówić, a już całe rodziny białych mrówek potrafiących ciąć drzewo jak papier ustawiały się do wymarszu. Praca trwała całą noc. Ścięły pień drzewa i zostawiły tylko korę, żeby nic nie było widać. O świcie były z powrotem w mrowiskach. Na chwilę przed egzekucją wręczono obu skazańcom siekiery i ogłoszono wolę władcy plemienia. Masta podszedł do potężnego baobabu, zamachnął się, z całej siły uderzył siekierą w drzewo i… z wielkim trzaskiem łamanych gałęzi baobab runął na ziemię! Wszyscy zebrani nie mogli wyjść z podziwu, niektórzy uciekli ze strachu. Kiedy przyszła kolej na Mistę, zaprowadzono go pod inny baobab. Zamachnął się, uderzył i udało mu się ledwie odszczepić kawałek kory. Baobab stał niewzruszony. Wkrótce właśnie na tym baobabie Mista został powieszony. Zgodnie z obietnicą szefa plemiennego drugiemu skazańcowi darowano życie. Ale o wypuszczeniu go z więzienia jeszcze nie było mowy. Był to w końcu wielki rozbójnik. Szef kazał go znowu przyprowadzić do siebie. - Nie wiem, jak to zrobiłeś – powiedział – ale dokonałeś czegoś wielkiego. Nawet najstarsi ludzie w wiosce czegoś takiego jeszcze nie widzieli. Daruję ci życie, ale pozostaniesz moim niewolnikiem… Chyba że uda ci się jutro rano przejść przez rzekę na drugi brzeg, nie mocząc ubrania… Masta wrócił do celi i zaczął na głos zastanawiać się nad sensem nowej przeszkody. Jego rozważania przerwał głos Pająka: - To bardzo proste, ja zawsze tak robię… Jeżeli tylko o to chodzi, to możesz spać spokojnie. Na jutro rano będzie gotowy most… Pająk zawołał wszystkie znane mu rodziny pająków i wytłumaczył im, o co chodzi. Praca trwała do samego rana i o świcie most był gotowy. Ledwie go było widać… Kiedy przyprowadzono Mastę na brzeg rzeki, Pająk z drzewa szepnął mu do ucha: - Idź prosto przed siebie, most jest przywiązany do tamtego dużego drzewa… Nie bój się!… Nikt z zebranych nie mógł uwierzyć w to, co widział na własne oczy. Masta szedł nad wodą, kiwał się, kołysał, ale wody nie dotykał. Zaszedł tak na drugi brzeg i… zaraz potem wrócił. Sam szef siedział pod palmą i nic z tego nie rozumiał. Były to zadania, których nikt nie mógł wykonać, a Masta radził sobie z nimi z niezwykłą łatwością. To pewnie jakieś czary?! Kiedy Masta był już z powrotem, szef zawołał go do siebie i powiedział: - Zdziwiłeś mnie znowu… Wypuszczę cię na wolność, ale musisz jeszcze coś zrobić… Jeśli ci się nie uda, zostaniesz w więzieniu… Mam chęć na banany, ale jak widzisz, wszystkie są jeszcze zielone. Jeśli sprawisz, że do jutra rana któraś z tych wielkich kiści dojrzeje i będzie żółta, to pójdziesz wolno… Szef plemienia miał ochotę na banany, to prawda, ale też na zostawienie Masty w więzieniu, bo taki sługa przydałby mu się bardzo i dlatego właśnie wymyślał przeszkody nie do pokonania. Kiedy Masta wrócił znowu do celi, był bardzo rozczarowany, , bo myślał, że już po wykonaniu drugiego zadania wyjdzie na wolność. A tymczasem jeszcze te banany… „Kto to widział, żeby zielona kiść bananów dojrzała jednej nocy?! To prawda, że banany są już duże, ale trzeba poczekać jeszcze ze trzy tygodnie, żeby dojrzały… Tym razem koniec ze mną…” – mówił do siebie. Jego rozważaniom przysłuchiwała się uważnie Pszczoła i uśmiechnęła się z zadowoleniem… - Jeśli tylko o to chodzi – zabrzęczała – to możesz dzisiaj spać spokojnie. Jutro będziesz wolny! Ja z przyjemnością zajmę się bananami… Pszczoła zwołała wszystkie znane jej roje i… całą noc słychać było brzęczenie na bananowym drzewie. Pszczoły kłuły banany ze wszystkich stron, jedne odlatywały, inne przylatywały… Nad ranem wszystkie wróciły do swoich gniazd. Jakież było zdziwienie szefa i całej wioski, kiedy rano, w promieniach wschodzącego słońca, wśród wielu zielonych kiści bananów zobaczyli jedną żółtą, zupełnie dojrzałą. Wszyscy ze zdumieniem patrzyli, a potem jedli te banany tak, jakby to robili po raz pierwszy w życiu. Kiedy przyprowadzano Mastę do szefa, zebrała się dookoła cała wioska. Ktoś obok zaczął bić w wielki tam-tam na znak, że dzieje się coś bardzo ważnego… - Jesteś wolny – powiedział szef. – Możesz iść, gdzie zechcesz… Proponuję ci tylko jedno: jeśli chcesz, możesz zostać tu u nas, w wiosce. Będziesz naszym czarownikiem. Wszyscy będą cię szanować i nikt nigdy nie wspomni o twojej przeszłości… Zastanów się… Masta nie musiał się wcale zastanawiać, bo dobrze wiedział, że czarownikiem nie jest i że to, co zrobił, to wcale nie były czary. Odpowiedział, że nie, że musi wracać w swoje strony… Kiedy nareszcie był wolny, szedł sam przez las i mówił do siebie w duchu: „Czarownikiem nie jestem, ale rozbójnikiem już nie będę…”. I rzeczywiście, Masta stał się innym człowiekiem. Nikomu nigdy nic złego już nie czynił. Chętnie wszystkim pomagał… I żył długo i szczęśliwie.
_________________ "Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."
Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower
|