Na dzień dobry odwiedziliśmy
Muzeum Zabawek w Karpaczu. Zlokalizowane jest w budynku dawnej stacji kolejowej (linia Mysłakowice-Karpacz, otwarta w 1895 r., zlikwidowana w 2000 r., otwarta ponownie w 2006 r. i definitywnie zamknięta niedługo później), do którego przeniosło się w maju 2012 r. Muzeum stworzono na bazie kolekcji zabawek zbieranych z całego świata przez Henryka Tomaszewskiego – wybitnego artystę, twórcę Wrocławskiego Teatru Pantomimy, który przekazał kolekcję w darze gminie Karpacz w 1994 roku, a samo Muzeum zostało powołane w 1995 r. Kolekcja zabawek zajmuje cały parter budynku i zawiera zabawki z całego świata. Nas najbardziej rozczuliła księżniczka na ziarnku grochu.
Z Karpacza pojechaliśmy do Kowar, gdzie zwiedziliśmy
Park Miniatur Dolnego Śląska. Co już jest regułą, znów oprowadzała nas młoda dziewczyna z opowiadająca z dużym zaangażowaniem o miniaturach, które są wykonywane na miejscu, jak również o rzeczywistych obiektach, które odwzorowują. Na pierwszych czterech zdjęciach schronisko na Śnieżce, na kolejnych trzech Zamek Książ (choć kolej to raczej licencja artystyczna niż rzeczywistość).
Jadąc do Jeleniej Góry zajechaliśmy do Schloss Buchwald (Pałac Bukowiec). Buchwald (Bukowiec) był własnością rodziny von Zedlitz (od XIV w. do 1573 r.), następnie rodziny von Rebnitz (1573-1760), później przechodził kilka razy z rąk do rąk, aby w 1785 r. trafić do Friedricha Wilhelmowa von Reden, ówczesnego królewsko-pruskiego ministra górnictwa na Górnym Śląsku. W 1854 r. został odziedziczony przez rodzinę von Rotenhan (baronowa Marie Karoline von Rotenhan z domu von Riedesel była chrześnicą Johanny Juliany von Reden), w której rękach pozostał do końca wojny. Po wojnie majątek w Bukowcu został upaństwowiony, a w pałacu urządzono dom wypoczynkowy Uniwersytetu Wrocławskiego. Następnie zabytek był wykorzystywany między innymi jako Szkoła Rolnicza i Karkonoski Uniwersytet Ludowy. Obecnie w budynku znajduje się siedziba Związku Gmin Karkonoskich, można go w zasadzie zwiedzać tylko z zewnątrz. Sam pałac powstał jeszcze w XVI w., następnie przebudowany w latach 1790-1800.
Nieopodal na wzgórzu mieści się herbaciarnia, z której można podziwiać widok na Śnieżkę, a w samym parku są ciekawe drewniane rzeźby.
Wjeżdżając do Jeleniej Góry chcieliśmy skorzystać z hotelu, ale znów był nieczynny.
Budowa Hotelu Sudety w Jeleniej Górze rozpoczęła się w 1980 roku i trwała 9 lat, inwestorem była DOKP. Hotel budowany oficjalnie jako noclegownia dla drużyn konduktorskich, statystycznie były to mieszkania rotacyjnie i tak za komuny był ten obiekt wykazywany (bareizm w czystej postaci). Projekt powstał w Miejskim Biurze Projektów we Wrocławiu przy ul. Oławskiej i ma bardzo ciekawą architekturę. W latach 90- tych Hotel Sudety uznawany był za jeden z obiektów o najwyższym standardzie w regionie. Do dyspozycji gości były 102 pokoje, w tym 5 apartamentów, 3 sale konferencyjne, drinkbar, klubokawiarnia, sauna i podziemny parking. W pokojach była łazienka, telefon, telewizor, lodówka, balkon (dziś to raczej standard). Obiekt był bardzo popularny, choć jeden z najdroższych w regionie. Po sprzedaży obiektu przez PKP trafiał on w różne ręce, ostatecznie w listopadzie 2021 został wystawiony na licytację komorniczą (jak widać bezskutecznie). Oczywiście była dziura w płocie, dzięki czemu mogliśmy obejrzeć obraz nędzy i rozpaczy po dawnej świetności.
Strona internetowa hotelu nadal działa, a ceny nie są wygórowane (26 EUR za dwójkę, 49 EUR za apartement) – bierzemy.
Chyba jednak lokalizacja bezpośrednio na zapleczu węzła kolejowego i stacji PKP była jednym z gwoździ do trumny.
W Jeleniej Górze zrobiliśmy sobie przerwę na kawkę. Jelenia Góra jaka jest, każdy widzi. Miasto nie ucierpiało podczas działań wojennych, jednak w 1971 roku rozpoczęto wyburzanie większości zabytkowych kamienic w obrębie rynku. Obecna zabudowa placu ratuszowego powstała w latach 70. i jest stylizowana na dawną (pozostało tylko sześć fasad dawnych kamienic). Przyczyną rozbiórki był zły stan techniczny dawnych kamienic. Najpierw jeszcze w latach 30-tych ograniczono fundusze na remonty zwłaszcza obróbek blacharskich, rynien, rur spustowych, później niechlujnie przeprowadzono remonty w latach 1957-67, a dodatkowo władze uznały że pozostałości baroku, eklektyzmu to przykład niemieckiej obecności, więc na pohybel im. Jelenia Góra nie była w centrum zainteresowania ani ówczesnej władzy ani mediów, więc można było zburzyć zabytkową starówkę bez konsekwencji.
Z Jeleniej Góry pojechaliśmy dalej na północ, malowniczą drogą wzdłuż doliny Bobra do miejscowości Wleń (Lahn). Tam zwiedziliśmy stację kolejową i tunel. Stacja została wybudowana w 1908 roku przez firmę Gläser z Boberröhrsdorf (Siedlęcin – tu znów ciekawa historia zmiany nazwy, bo w 1945 r. miejscowość nazywała się Bobrowice, co było logiczną kontynuacją nazwy historycznej, ale w 1946 r. zmieniono na Siedlęcin). Budynek wyróżnia się zdecydowanie z uwagi na naczółkowy dach, którego jeden z płatów jest przedłużony i przechodzi od razu w zadaszenie peronowe. Obecnie przekształcony w wielorodzinny dom mieszkalny. Tunel pod Wzgórzem Zamkowym ma długość 320m i jest najdłuższym na linii Jelenia Góra-Żagań. Odcinek Lahn-Löwenberg in Schlesien (Wleń-Lwówek Śłąski) otwarto 1 lipca 1909 roku jako przedostatni odcinek na tej linii (ostatnim był odcinek Boberröhrsdorf-Lahn (Siedlęcin -Wleń) otwarty 28 sierpnia 1909 r.). O historii tej linii pisałem już w poprzednim odcinku i nie będę się powtarzać.
Ze stacji kolejowej pojechaliśmy na Wzgórze Zamkowe, ale ostatecznie do samego zamku nie dotarliśmy. Zresztą zamek jest ruiną już od czasów wojny trzydziestoletniej w XVII w. W latach 2005-2018 był w ogóle zamknięty dla ruchu turystycznego w wyniku runięcia części murów i przechylenia się baszty. Zamiast zamku zwiedziliśmy pobliski Schloss Lähnhaus (Pałac Łupki Wleński Gródek), wzniesiony dla rodziny von Kaulhaus w latach 1653-1663 i przebudowany w 1728 r. Pałac na szczęście przetrwał praktycznie niezmieniony od tamtych czasów, po wojnie mieściło się tutaj Liceum Hodowlane (od 1947 r., po tym jak Armia Czerwona kompletnie ograbiła pałac), ośrodek wypoczykowy MSW, siedziba PGR, sanatorium kolejowe oraz Poczta Polska. W 2000 r. kupił ją Belg Luk Vanhauwaert, który odremontował zniszczone zabudowania, park i ogród. Obecnie się tam napić kawy i zjeść ciasto w „Cafe Lenno” a nawet przenocować (ale nie skorzystaliśmy, bo czekały nas dalsze przygody).
Poruszając się dalej na północ chcieliśmy zwiedzić Zamek Legend Śląskich, ale okazał się niewypałem. Zbudowany przez osiadłego tu malarza, Dariusza Milińskiego jest kiczowaty, tak samo jak stojący obok gród rycerski. Strzeliliśmy tylko kilka fotek i w drogę.
Tymczasem czekała nas jedna z najciekawszych przygód na tej wyprawie. Kolejnym punktem miał być Schloss Neundorf – Liebenthal (Pałac Nagórze). Nawigacja Yanosik pokazywała dojazd od północy, ale google od południa. Zresztą zarówno geoportal jak i openstreetmap wskazywały, że jakaś droga istnieje, wg geoportalu nawet utwardzona. No to jedziemy. Z asfaltu zjechaliśmy w szutrówkę prowadzącą między domami i polami, która po ok. kilometrze zamieniła się w drogę polną, następnie drogę polną z koleinami tak głębokimi, że trzeba było jechać grzbietem aby się nie zawiesić, a ostatecznie przeszła w koleiny wyjeżdżone w środku pola owsa. Ale cały czas jechaliśmy wg nawigacji, a na mapie droga istniała.
Po przejechaniu ni to polem, ni to drogą kolejnych 2 km, i wspięciu się na wzgórze Kołodziej (454m n.p.m.) natrafiliśmy na zakaz wjazdu. No ale przecież nie będziemy się wracać, to pojechaliśmy dalej. Na szczęście to był krótki odcinek, i wkrótce dojechaliśmy pod pałac (na ostatnim zdjęciu po prawej widać ruiny folwarku).
Myśleliśmy, że skończy się tylko na kilku zdjęciach z dystansu, gdyż w pałacu trwał widoczny remont, tymczasem gdy już wsiadaliśmy do samochodu nadjechała Suzuki Vitara i okazało się, że przyjechał właściciel.
Po wymianie zwyczajowych uprzejmości zaprosił nas na zwiedzenie pałacu z bliska. Okazał się być Polakiem w wieku około 60+ mieszkającym wcześniej we Francji, a jeszcze wcześniej uczniem Liceum Morskiego w Gdyni. Nawet na takim odludziu można spotkać ziomala. Pałac kupił, jak twierdził, dla samego widoku, ale okazało się że mury są zdrowe, i rozpoczął remont. Sam pałac pochodzi z 1853 r. i powstał na fragmentach starszego dworu. W 1924 r. ówczesny właściciel, Rudolf Gräulich, rozpoczął przebudowę pałacu (stąd też data 1924 widoczna tuż nad linią 3 okien na drugim piętrze). Po II wojnie światowej pałac służył jako państwowy dom mieszkalny i nieremontowany popadł w ruinę. Ale sam właściciel opowiedział nam jeszcze jedną historię (niestety nie udało mi się jej potwierdzić niezależnie). Otóż z racji widoków oraz oddalenia od okolicznych wiosek (do Plohe (Pławna Górna), skąd przyjechaliśmy jest ponad 4km, do Neundorf-Liebenthal (Nagórze) około 3km, do Ober Görisseifen (Płóczki Górne) blisko 2km), pałac ten upodobali sobie wyżsi funkcjonariusze III Rzeszy na dom schadzek. Wg opowieści miał tu przyjeżdżać Joseph Goebbels ze swoją kochanką, czeską aktorką Lídą Baarová, jak również gauleiter Dolnego Śląska. Jeżeli to prawda, to miejsce nadawało się idealnie. Stosunkowo niedaleko od Lwówka Śląskiego (dobra komunikacja z pozostałymi obszarami III Rzeszy z racji węzła kolejowego), jednocześnie w bezpośrednim oddaleniu od pobliskich wsi z trudnym dojazdem i z przepięknymi widokami na dolinę rzeczki Kwilica.
Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, podziękowaliśmy za gościnę, i udaliśmy się w dalszą drogę. Właśnie dla takich przygód warto jeździć w miejsca odludne i „nieoczywiste”. I na koniec naszła nas refleksja – to dobrze, że znajdują się tacy ludzie, którzy chcą wrócić życie obiektom leżącym na zadupiu, bez żadnej wartości komercyjnej w dzisiejszych czasach (chociażby kwestia dojazdu). Ale z drugiej strony, obecny właściciel jest starym kawalerem (jak się sam przyznał), kto więc odziedziczy ten pałac, nawet jeżeli uda się przywrócić choć część dawnej świetności? Czy też odnowiony, ponownie sczeźnie, porzucony bez właściciela?
Powrotna droga (na północ) w kierunku Nagórza (które w rzeczywistości jest na dole, a tylko pałac Nagórze) była tak stroma, że zjeżdżałem z włączonym reduktorem i zapiętą na stałe jedynką (żeby hamować silnikiem). Po deszczu, nawet lekkim, ta droga może być zupełnie nieprzejezdna. Kolejny argument za domem schadzek. Nikt nie przyjedzie, żeby przeszkadzać.
Dalej w kierunku Lwówka Śląskiego pojechaliśmy znów fragmentem trasy TET (Trans European Trail, poprzedni odcinek był w okolicach Zalewu Mietkowskiego, dzień 2), delikatny szuterek przez las i pola.
Do Lwówka Śląskiego w pierwszym rzędzie na obiad, później zwiedzanie. Lwówek Śląski bardzo ucierpiał podczas wojny, miasto zostało zniszczone w 40%, uszkodzonych było dalsze 35% budynków. Obecnie praktycznie całe centrum miasta jest nowe, tzn. zbudowane po wojnie, ocalał jedynie ratusz oraz kilka pojedynczych domów stojących obok. Pozostałe pierzeje zamykające rynek z czterech stron są nowe.
Ciekawym obiektem jest Czarna Wieża – pozostałość po kościele ewangelickim zbudowanym w latach 1746-1748 (sama wieża dobudowana w latach 1846-1848). Po wysiedleniu Niemców kościół był nieużywany i został zburzony w 1972 r., a sama wieża ocalała gdyż jej zburzenie mogło zaszkodzić okolicznym budynkom. Wieża sczerniała głównie na skutek dymów z pobliskiego browaru. Jej wysokość to 60m i jest najwyższą w Lwówku Śląskim. Wieża została sprzedana w 2009 r. prywatnemu inwestorowi (ponoć prawniczce związanej z Urzędem Miasta) za niewiele ponad 100 tys. zł, ale nowy właściciel z wieżą nic nie zrobił, za to na przyległej działce postawił betonowe budynki z przeznaczeniem na apartamenty na wynajem. Może wieża się sama nie zawali.
Za Lwówkiem znajduje się Schloss Plagwitz (Zamek Płakowice). Pałac zbudowany został w latach 1550-1563, niedługo po wojnie francusko-pruskiej, kiedy to został doszczętnie splądrowany, został sprzedany rejencji legnickiej (w 1824 r.). Urządzono w nim początkowo zakład leczniczo-opiekuńczy, a następnie zakład psychiatryczny. W 1870 r. przekształcony w lazaret, pełnił tę funkcję do końca wojny. Po zakończeniu wojny początkowo funkcjonował tam Państwowy Ośrodek Wychowawczy i stacjonowała młodzież z organizacji Służba Polsce. W 1951 r. zakwaterowano w nim młodzież z Grecji i Macedonii, a w latach 1953 – 1959 sieroty wojny koreańskiej (oczywiście z KRLD). Mieszkało tu 1.270 dzieci pod opieką 600 osób (kucharki, sprzątaczki, nauczyciele, wychowawcy, lekarze, pielęgniarki). W latach 1966-1974 budynek przejął batalion wojsk Obrony Terytorialnej Kraju JW 22-23. Po wyprowadzce żołnierzy dokończono remont dachu rozpoczęty w 1967 r., częściowej renowacji poddano daszki nad krużgankami, zainstalowano rynny, rury spustowe, zabezpieczono otwory okienne, naprawiono kamienne balustrady dziedzińca. W listopadzie 1992 roku pałac zakupili, za 350 mln zł (!), Kenneth i Giselle Herweynen z Kościoła Baptystów i założyli w nim Chrześcijański Ośrodek Elim (śladem po tym ośrodku jest stojący przed wejściem do zrujnowanego pawilonu autobus). Nam udało się bez problemu wejść na dziedziniec i zrobić kilka zdjęć krużganków, jak również pamiątki po wojakach (DO USTĘPÓW).
W drodze powrotnej w kierunku Lwówka zatrzymaliśmy się na chwilę zrobić zdjęcie kamiennego zabytkowego mostu pochodzącego z 1792 r. (słabo widoczny w centrum zdjęcia).
Później wpadliśmy na chwilę na dworzec. Przez Lwówek Śląski przebiegają w tym miejscu dwie linie kolejowe: Jelenia Góra-Żagań (o której pisałem w poprzednim poście) oraz Legnica-Jindřichovice pod Smrkem (Czechy). Pierwsza linia w tym miejscu nie zostanie uruchomiona, gdyż rozebrane są rozjazdy na początku linii, w Jeleniej Górze, ponadto trzebaby wyremontować mosty – m.in. most w Pilchowicach (3 lata temu PKP PLK szacowało koszt remontu mostu na 5 mln zł). Z drugą linią sytuacja wygląda podobnie – za Lwówkiem w kierunku Gryfowa Śląskiego linia kolejowa została przekształcona w ścieżkę rowerową (do Pławnej), a dalej jest rozebrana. Stąd też nie ma najmniejszej szansy na ponowne uruchomienie komunikacji kolejowej do Lwówka Śląskiego od południa. Od północy też nie, bo nawet jeżeli uruchomiono by odcinek Legnica-Lwówek i Lwówek-Zebrzydowa, to stacja Lwówek jest tak podpięta pod te linie, że musiałaby być stacją ślepą i na dodatek pociągi musiałyby zmieniać kierunek jazdy. W ten sposób wykluczony komunikacyjnie od strony kolejowej jest cały obszar województwa od Jeleniej Góry i Lubania na północ aż do Bolesławca i Legnicy – w praktyce cały powiat złotoryjski, większość lwóweckiego i część karkonoskiego. Razem to około 1.000 km2, czyli około 5% całego województwa. Sama stacja kolejowa została oddana do użytku 15 października 1885 roku wraz z połączeniem od zachodu do Greiffenberg (Gryfów Śląski), kolejne podłączane odcinki to: od wschodu do Liegnitz (Legnica), pełne połączenie od 15 maja 1896 r.; od północy do Siegersdorf (Zebrzydowa) 20 lipca 1904 r.; od południa do Hirschberg (Jelenia Góra) 28 lipca 1909 r. Obecnie przekształcona w budynek mieszkalny i usługowy.
Wyjeżdżając ze Lwówka nasunęły się nam porównania z Ziębicami. Lwówek i Ziębice to są praktycznie identyczne miasta, powierzchnia odpowiednio 16,5 km2 i 15 km2, ludność około 8,5 tys. w każdym, centrum jest bardzo podobnie zaplanowane (na foto poniżej Lwówek po lewej, Ziębice po prawej). Dochody budżetowe obu miast też są bardzo podobne (za 2021 r. Lwówek 86 mln zł, Ziębice 88,6 mln zł). A jednak w Ziębicach unosi się jakieś takie przygnębienie w powietrzu, ludzie przygaszeni, centrum zaniedbane, biednie. W Lwówku na odwrót, czuć jest optymizm, ludzie uśmiechnięci, centrum zadbane. Widać to nawet po stronach np. w Wikipedii, gdzie o Lwówku jest kilkakrotnie więcej materiału niż o Ziębicach. W związku z tym, czy ma znaczenie fakt, że Ziębice ocalały w czasie wojny, a Lwówek Śląski został zniszczony w 75%? Czy przez to mieszkańcy Lwówka czują się „u siebie” (bo odbudowali miasto), a mieszkańcy Ziębic „u Niemca”? Im bardziej myślę, tym bardziej nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Na nocleg pojechaliśmy do
Agroturystyki Zielone Wzgórze, Kotliska, gdzie przywitali nas przesympatyczni właściciele Ania i Norbert, oraz dwa równie urocze psy – Lola i Jaga. Gospodarstwo składa się z 3 dużych budynków – mieszkalny po lewej, gospodarczy na wprost i ruiny stodoły po prawej. W budynku mieszkalnym jest kilka pokoi i sala jadalna, w drugim końcu budynku gospodarze planują dodatkowe 4 pokoje na piętrze i dużą salę bankietową na parterze – jest tam fajne pomieszczenie z centralną kolumną i stropem podzielonym przez to na 4 części ładnie wymurowane w kopuły. Przez to na piętrze w naturalny sposób robi się podział na 4 osobne pomieszczenia. Bardzo miło było posiedzieć wieczorem z nimi i podzielić się relacjami – z naszej strony o wyprawie, z ich strony o różnych gościach ich odwiedzających. Właśnie dzięki temu, że tuż obok przebiega trasa TET mają dużo motocyklistów.
Mapka dzisiejszej trasy