Witam,
W sobotę 6.09. jechałem z moim przyjacielem do Małgosi na punkt kontrolny rajdu XIII zlotu samochodów marki Mercedes-Benz zorganizowanego przez MB/8 Club Poland. Spieszyliśmy się - za bardzo i niepotrzebnie...
Na odcinku z Rucianego-Nidy do Leśniczówki Pranie nie dostosowałem prędkości do warunków. Nagły zakręt w lewo i wyjeżdżające z naprzeciwko auto. 80km/h po szutrze to stanowczo za szybko, żeby wyhamować w takiej sytuacji. W ułamku sekundy - jakby odruchowo - noga wróciła na pedał gazu, żeby w ostaniej chwili ustabilizować tor jazdy. Po prawej stronie gęsty las. Na nasze szczęście na wprost wykarczowana polana z porozrzucanymi stertami gałęzi i pniakami. Polecieliśmy na wprost, skacząc po drodze kilkukrotnie, zanim zatrzymaliśmy po ok. 50-80 metrach. Z drogi było widać tylko górną część pojazdu i antenę CB. Nic nie parowało i nie syczało spod auta, a silnik równo pracował. Wyłączyłem motor, puściłem kierownicę, a przyjaciel tzw. cykor-rączkę. Nie odnieśliśmy żadnych obrażeń - można by rzec, że lot był nawet komfortowy, a wstrząsy wewnątrz kabiny niezbyt mocno odczuwalne. Zapamiętaliśmy tylko te kilka sekund ciszy w kabinie podczas podskoków. Wyszliśmy z auta. Człowiek z auta, które wyjechało nam na tym wąskim zakręcie z naprzeciwka upewnił się, że z nami wszystko w porządku, po czym rzucił w moim kierunku kilka siarczystych epitetów. Miał absolutną rację - przede wszystkim powodem wypadku była nadmierna prędkość. Gdybyśmy dojechali 2 minuty później, to nic by się nie stało, a i nie doszło by do tej sytuacji.
Facet odjechał. Pojawiła się stara Navara i człowiek, który zaoferował pomoc w wyciągnięciu Geli na drogę. Wobec powyższego zrezygnowałem z robienia zdjęć tuż po wypadku. Obeszliśmy auto i ślad, jaki zostawiliśmy na polanie, żeby zebrać elementy, które odpadły podczas podskoków. Urwana tablica rejestracyjna z przodu, wyrwana osłona prawego reflektora i lewy wkład lusterka. Nie wiadomo było, czy coś stało się pod spodem auta. Silnik zaskoczył bez problemu. Przy wskazówkach przyjaciela wycofałem nieco auto do tyłu i bez najmniejszego problemu wytoczyłem się na drogę. Obejrzałem spód auta - żadnych wycieków czy śladów zerwanych instalacji. W grillu na przedzie auta tkwił kołek, który zatrzymał się na jednym z klaksonów - gdyby wbił się nieco bardziej na lewo, to z pewnością szlag trafiłby wiatraki, a w najgorszym wypadku chłodnicę. Być może coś trafiło centralnie w grill, ale na szczęście miałem założoną na nim tablicę zlotową. Kolejny fart.
Do Małgosi pozostało ok. 5km po szutrze. Ruszyliśmy. Auto jechało równo, ale podczas jazdy na wprost kierownica ustawiona była w pozycji "za pięć dwunasta". Coś się stało. Telefon do kolegi z gelenda.pl. Szybka najbardziej prawdopodobna diagnoza wskazała na pogięte drążki kierownicze i/lub stabilizujący Panharda. Po dojździe do Małgosi zamontowałem osłonę reflektora i przykleiłem taśmą wibra-lusterko. W tym stanie auto dojechało poturlało się jeszcze po okolicy, a w niedzielę wróciło do W-wy.
W poniedziałek udałem się do mojego serwisu, gdzie po oględzinach nie stwierdzono śladów żadnych uderzeń. Zniszczeniu uległa kalamitka na przednim wale oraz nadłamana zostałą rurka między ASB a chłodnicą oleju ASB. Po usunięciu kołka i wykonaniu geometrii auto nadawało się do dalszej jazdy.
Bazując na doświadczeniu kolegi lusterko zostało zamocowane na rzepy przemysłowe 3M, co ustabilizowało wkład i przy okazji pozwoliło zaoszczędzić pieniądze. Kalmitka została wymieniona. Uszczelka nad miską ASB została wymieniona. Ww. rurka oraz dysza spryskiwacza dojadą w poniedziałek i zostaną wymienione.
Podsumowując: Miałem więcej szczęścia niż rozumu. Jestem tego w 100% świadomy i cieszę sie, że nie doszło do tragedii. Przyjaciel, który mnie wspomagał, stwierdził, że jak będzie miał sobie kupić kiedyś auto, to będzie to Gelenda. Faktem jest, że auto zdało egzamin wytrzymałościowy i bezpieczeństwa na medal.
Na moim punkcie kontrolnym przepytywałem z przepisów ruchu drogowego oraz naliczałem punkty karne za niezatrzymanie sie przed przejazdem kolejowym oznaczonym znakime STOP (kamera umieszczona na moim punkcie rejestrowała wykroczenia). Tak czy inaczej największa ilość punktów należałaby się mnie za spowodowanie zagrożenia życia i niebezpieczną jazdę. Dla rozładowania napiętej po wypadku atmosfery mój przyjaciel rzekł: Zarobiłeś niezłą ilość punktów karnych, bo o ile z progu wyszedłeś jak Małysz, to lądowanie miałeś bez telemarku.
Pamiętajcie: Im wolniej wjedziecie w zakręt, tym szybciej z niego wyjedziecie. Przepraszam, przestrzegam i pozdrawiam.
_________________ SEBIAN
MB V250d long 4M '21 MB GLC 220 CDI 4M '18
|