Jadę sobie przyzwyczajony prędkością odpowiednią dla mojego silnika
a na skrzyżowaniu wyprzedza mnie 126p i się przede mną wlecze. Droga staje się dwupasmowa, więc naciskam na gaz, auto jakoś dziwnie ochoczo przyspiesza, łykam kaszla i waracam na prawy. Patrze jednak w lustro, jakieś takie śmiesznie małe, a kaszlak nabiera prędkości i zaczyna mnie wyprzedzać. Zrównuje się ze mną, odwracam wzrok, a tu leci na mnie przez otwarte okno półlitrowy Dr.Witt o smaku pomarańczowym.
Chciałem na hamulec, nacisnąłem na gaz. Huk był taki, że myślałem, że urwało mi cały bok. Na asfalcie pełno szkła. Patrzę wkoło, szyby są. Kaszel w długą, ja na parking. Aż się bałem wysiąść, ale przypomniałem sobie, ze jadę... pożyczonym golfem, a nie mercedesem. Uffff!
Znalazłem gówno na ogromnym parkingu przed hipermarketem i zamiast po lewarek sięgnąłem po komórę. Przyjechali nawet szybko. Mieli tylko problem czy to była kolizja w ruchu drogowym, czy zwykłe zniszczenie mienia. W międzyczasie przyszedł dres z dresówą i zaczęli grozić i pyszczyć. A ja fajka i kulturka, no bo sprowokować się nie dam. Nie było w rejonie drogówki, więc pojechalimy na komendę. Jak zobaczyłem stos formularzy i minę dyżurnego, to wzorem serialu Ally McBeal zaproponowałem ugodę. Gliniarze strzelili banana i trochę mi pomogli dając ziutkowi alternatywę:
"Idziesz na 48 na dołek do wyjaśnienia, albo płacisz temu panu". Bluzgał niesamowicie pod moim i ich adresem, wiec dostał jeszcze mandat za groźby karalne pod moim adresem i obrazę funkcjonariusza.
A na golfie został fiś na tylnym błotniku wielkości 2 gr, w portfelu dwie stówki.
Gdybym był merem, to bym nie sięgnął po telefon... Jestem pewien.
_________________ 123. W, S i C.
Ostatnio zmieniony pn lis 24, 2003 9:25 am przez _me: how_, łącznie zmieniany 1 raz.
|