he,he to juz mam przewalone
nie ukrywam, jest we mnie jadu,
i nie jest na miejscu rzucanie publicznie nazwiskami jestem tego swiadomy i nie powienienem tego robic,ale z drugiej strony chwalic mozna a ganic za to ze ktos robi zle juz nie???nawet jezeli jest profesorem i dla niektorych "autorytetem"?
profesorom wolno publicznie upokarzac studentow???
wiele razy widzialem roznego typu scenki, na mnie tez probowalo dwoch zakompleksionych magistrow ok 60, tyle ze ja sobie nie pozwalilem co zakonczylo sie warunkiem ponownym zaliczeniem i dodatkowa oplata za laborke i predzej wylece z uczelni zanim dam sie ponizyc, ale inni spuscili glowe i kuli na pamiec bzdury ktore byly sprzeczne z tym co wczesniej mosci "naukowcy" wykladali
kazdy jest czlowiekiem i wypada zeby jeden drugiego szanowal, ja u tego goscia bylem raz na egzaminie i sobie darowalem, moi znajomi chodzili po 10 nawet 15 razy (to szczera rzeczywistosc) tylko ze wzgledu na widzimisie i dziwne chumory profesora nie mogli i nadal nie moga zaliczyc, a zaznaczam ze ten przedmiot trwal tylko pol semestru, to byl tylko zarys materialu i z tego mialo byc tylko zaliczenie a nie egzamin, czyli nic najwazniejszego, takich talentow jak ten profesor moglbym wymienic jeszcze sporo, ale nie o to chodzi, chodzi o to ze jezeli nawet dziekan nie bierze pod uwage (nie liczy jako warunek) UTC prowadzonych przez profesora w momencie kiedy ktos ma to niezaliczone to chyba cos jest nie wporzadku,
dwa lata temu( moze w innym terminie tez) na uczelni byla komisja akredytacyjna ktora zbierala opinie na temat wykladowcow, podobno w celu poprawy jakosci pracy wykladowcow, studenci wypelniali ankiety byly spotkania ze studentami i z tego co wiem to nikt nie powiedzial dobrego slowa o tym profesorze, lecialy same skargi i nikt na to nie wplynal, wiec albo ktos ma to gdzies albo ten koles ma zajebiste plecy, domyslam sie takich przykladow jest wiecej
moje pytanie jest takie, po co uczelnie sie tak wysilaja zeby sciagnac do siebie jak najwiecej studentow, kiedy pozniej ich nie szanuja, przeciez kazda uczelnia utrzymuje sie dzieki studentom za ktorych placi panstwo, nie ma studentow nie ma kasy, a tym samym profesorkowie nie maja pracy,
druga sprawa, nawet jezeli wykladowca nie wie jak ma przekazywac wiedze,bo nikt go tego nie nauczyl to nie znaczy ze nie moze probowac w rozny sposob dotrzec do ludzi, wystarczy zadac sobie pytanie, "jak ja bym chcial miec wylozony temat i jak mialby byc prowadzony wyklad zeby mnie to zainteresowalo i spowodowalo ze bede w stanie sie tego nauczyc" podejscie "ja jestem profesorem, a studenci to smiecie" do nieczego nie prowadzi.
moze to nic nie znaczy, ale na podam przyklad, czasami dorabiam sobie jako opiekun na koloniach obozach i innych takich, i za kazdym razem traktuje podopiecznych na rowni ze soba, nie ma gorszych i lepszych, zawsze na poczatku ustalam zasady, jestem z grupa szczery, i jezeli wiem ze na cos moge przymknac oko to robie to, kiedy moge isc na kompromis tez to robie i nigdy nie mialem najmniejszych problemow i nawet z grupami ludzi w wieku podobno najciezszym do upilnowania, czyli ok 14-18 lat, bo zawsze zadaje sobie pytanie " jakiego wychowawce chcialbym miec" i takim staram sie byc, jezeli zasluza na ochrzan to sami dobrze o tym wiedza i szybko naprawiaja blad i nikt do nikogo nie ma pretensji
wiec moje wnioski sa takie obserwowac sluchac i rozmawiac z ludzmi, szczegolnie kiedy sie z nimi pracuje, to jest bardzo proste i bardzo skuteczne w relacjach, wykazywac szczere zaangazowanie a to bedzie procentowac bardziej niz moze sie wydawac
ale zaloze sie zaraz ktos powie , co tam jakis szczaw moze wiedziec, ale tego nie bede komentowal, bo sporo takich opinii juz slyszalem od starych belfrow ktorzy sobie nie radzili z grupa pomimo dlugiego stazu w szkole
nie powinno sie trzymac wykladowcow na sile, tylko dlatego ze pracuja na uczelni ilesdziesiat lat, wielu z nich jest znudzona tym wszystkim i szukaja wrazen, bawiac sie w gnebienie studentow, bo na taki widok tylko jedno mi przychodzi do glowy, gosc nic w zyciu nie osiagnal nie zna sie na tym co robi, nawet go to nie interesuje, tylko przez cale zycie udawal ze jest kims kim nigdy nie byl i nie bedzie
a kitu pod tytulem ze studia to nie szkola srednia i ze studia sa miejscem samoksztalcenia nie chce mi sie odbierac, bo na egzaminach, zaliczeniach, kolosach wymagac mozna ale od siebie dac to juz nie ma obowiazku ani potrzeby, doprawdy zalosne
wychodzi na to ze lepiej sobie kupic dyplom, tylko ze nie kazdy tak umie
a jezeli student konczy renomowana szkole i wychodzi z niej bez zadnej wiedzy to tylko swiadczy o tej uczelni i o profesorach w niej wykladajacych, gdybym mial opierac sie na wiedzy zdobytej na studiach to nigdy nie zdobylbym sie na konfrontacje z absolwentem szkoly zawodowej lub technikum
jezeli ktos sie nie zgdza chetnie wyslucham krytyki
![[oczko]](./images/smilies/oczko.gif)