(me: how) pisze:
Może mylne, ale cały czas mam wrażenie, że część z was ma trochę żalu do Ministra Spraw Węwnetrznych, że policjanci mogą i jeżdzą szybciej niż pozwalają znaki. Ale jak czekamy na interwencję, to wszyscy mają pretensje, że dojazd trwa za długo.
"Spektakularny" wjazd na skrzyżowanie, jazda w przechyle karetką albo wozem drabiniastym odwrotnie po rondzie z efektownym, niskotonowym sygnałem jak w "Ognistym podmuchu" to element tej pracy i pewnie po trzecim razie nikogo już nie kręci. Wyobrażacie sobie ile decyzji musi podjąć kierowca takiego auta w ciągu minuty i jakim stresem jest taka jazda, kiedy wiadomo na dodatek, że za chwilę będzie trzeba wysiąść i działać dalej? Gdyby załogi jechały sobie do McDonalda na kawę, sprawa byłaby jednoznaczna. Wg mnie nie jest, ale może pojawią się jakieś nowe informacje, że np ktoś coś ewidentnie pokpił.
Zgadzam sie z tobą w 100%. Nie wiem czy reszta ma jakieś urazy z dziecińswa do Policji czy jak. Pomimo, że łapali mnie juz parokrotnie to i tak mam do nich szacunek. Jak jadą do akcji to niech zapieprz..ą ile wlezie. A to, że polscy kierowcy nie umią jeżdzić, bo albo sie ścigaja z uprzywilejowanymi albo w panice wjeżdzają w najwieksze krawężniki to już ich problem. Czasami sie dziwie że karetki na sygnale jeżdzą tak powoli. Wiadomo, że kierowca sanitarki jest odpowiedzialny za życie pacjenta i innych użytkowników drogi, ale jakbym ja leżał na pace to bym pewnie tylko myslał żeby jaknajszybciej dojechać do szpitala.
Ci kierowcy radiowozów z artykułu powyżej faktycznie mieli wyjatkowego niefarta, ale nie można teraz im wypominać że to psy i buraki i czemu w mieście jechali powyzej 50 km/h. Taka praca.