Witam, nawet nie wiem od czego zacząć... Ciężkie zadanie postawiłem przed sobą. Podyktowane było ono ogromną chęcią posiadania własnej beczki do jazdy na codzień. Bardziej zorientowani w temacie wiedzą, że pokazywana już na forum pomarańczowa 300D była dzielona wspólnie z moim ojcem. O ile byłem w domu miałem to auto do dyspozycji w każdym momencie. Wystarczyło mi to. Niestety odkąd zacząłem studia w domu bywałem (i nadal bywam) rzadko. Aby nie stracić na mobilności kupiłem sobie tanie wozidło, czyli Clio I z '94r. Właśnie remont pomarańczowej 300D i praca zarobkowa, oraz kupno Clio sprawiły, że w wakacje '09 zostałem bez pieniędzy i czasu na kontynuowanie prac przy w115. Obiecałem sobie, że w wakacje 2010 to nadrobię, bo nie będzie już takich przeszkód. Nawet w ferie zimowe trochę grosza zarobiłem, żeby w czerwcu móc od razu zacząć. No cóż... nie udało się. Nie mogłem pogodzić się z faktem, że nie mam beczki pod ręką, że jeżdżę plastikiem, który bądź co bądź był bez wad. No może nie był tak wygodny jak w123. Nie przyszłoby mi jednak do głowy pomysł, żeby go sprzedać i kupić beczkę. Nie zrobiłbym tego, ale zostałem delikatnie podpuszczony przez forumowego kolegę i potem sam zacząłem się nakręcać coraz bardziej i bardziej. Mimo, że środki miałem mizerne i takie same szanse na znalezienie czegoś za tą cenę, to udało się. W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować forumowemu koledze
LiveLetDie i jego kumplowi Karolowi. Jak się okazało Ci goście mają "mapę beczek" w głowie i wiedzieli gdzie co stoi. Pojeździłem z nimi trochę po trójmieście, popytałem ludzi, powtykałem kilka karteczek za wycieraczki i czekałem. Były może z dwa telefony w tym jeden od egzemplarza, który średnio mnie
interesował, bo miał wszystko to, czego w beczce mieć nie chciałem: lakier metallic, benzynowy silnik, automatyczną skrzynię, czarną tapicerkę, baroki i pewnie jeszcze pare
innych o których nie pamiętam teraz. Stwierdziłem, że nie stać mnie na eksploatację
beczkowego benzyniaka, ale okazało się że ma LPG, więc umówiłem się z właścicielem. W
międzyczasie postanowiłem sobie, że jej nie kupię, jeśli nie będzie chodziła na gazie lub na
benzynie poprawnie i jeśli skrzynia będzie niesprawna. Przyjechałem na miejsce. Nie chodziła na gazie. Nie sprawdziłem, czy chodzi na benzynie, bo pompa paliwowa nie działała. Nie przejechałem się, żeby sprawdzić automat. Kupiłem... Debil...
Auto miało iść na szrot i tam się nadawało. Właściciel też był miłośnikiem Mercedesów, ale nie traktował ich jakoś łaskawie. Dogadaliśmy się na 900zł... Kupiłem beczkę za 900zł
NIe ważne, czy za dużo, czy mało, ale powiem wam, że się orientowałem w temacie i podobne beczki chodziły wtedy na allegro po 1500-2000zł i były to egzemplarze mocno namieszane. Moja 200 była w miarę kompletna i nieszczepiona, a nawet zgodna z VIN'em. Nawet kolor się zachował. Stwierdziłem, że dam radę przez wakacje. Sprzedałem Clio za 2000zł i to miał być mój budżet na remont
Prawdziwy survival się zapowiadał... Był maj. Zanim zacząłem remont, umyłem auto, zrobiłem kilka niezbędnych napraw, powymieniałem płyny, przerejestrowałem i wyruszyłem na uczelnię.
Do pokonania 250km autem, które stało przez ostatni rok i sądząc po podzespołach miało przebieg grubo ponad 500 tyś. km. Spisało się doskonale! Od tamtego momentu nic nie grzebałem w mechanice i jeżdżę bezawaryjnie do dziś. Ostatnio przejechałem 600km na raz i też nic nie poczuła.
Wracając do pierwszego wyjazdu na uczelnię... To było coś. Nieźle mi znajomi pojechali po psychice. Wszystko przyjmowałem z uśmiechem na twarzy, bo wiedziałem jakie będą mięli miny gdy wrócę w październiku.
Zanim skończył się rok akademicki, zdążyłem przywiązać się do beczki i przeżyć w niej wiele pamiętnych chwil (jakkolwiek to brzmi)
Czerwiec, wyjazdy nad jezioro wszyscy normalne samochody, a ja podjeżdżam trzaskam drzwiami i zostawiam kilka płatów szpachli.
Naprawdę dużo śmiechu z tego było.
Zanim przejdę do zdjęć, powiem, że wszystko dobrze się skończyło. Okupione to było bardzo ciężką pracą. Plan był taki, żeby wyrobić się w 1-1,5 miesiąca. Wyrobiłem się w 3 miesiące, totalnie na styk... Jednak z tych trzech miesięcy, dwa tygodnie auto stało u lakiernika, a 3 tygodnie musiałem popracować aby zdobyć dodatkowe środki na ukończenie w123. Można więc powiedzieć, że wyrobiłem się w dwa miesiące.
To dobry wynik, ale sporo mnie to kosztowało... Pierwsze 1,5 miesiąca siedziałem w warsztacie 7 dni w tygodniu po minimum 13 godzin. Zero odpoczynku. Właściwie to przez całe wakacje nigdzie się nie ruszyłem, ale nie żałuje. Potrzebowałem odpoczynku, przedewszystkim od życia studenckiego z którego korzystam
ile wlezie. Nie było mi więc żal ani trochę, że znajomi jeżdżą w weekendy nad jeziora, imprezy, a ja siedzę w rdzy po pachy.
Ok starczy narazie. Przygotowałem ok 160 zdjęć, ale nie uda mi się prawdopodobnie wrzucić wszystkiego dzisiaj.
Załącznik:
1.JPG [ 223.65 KiB | Przejrzano 23281 razy ]
Załącznik:
2.JPG [ 32.53 KiB | Przejrzano 23281 razy ]
Na tym zdjęciu chyba najlepiej widać z jakim grzybem miałem do czynienia
Załącznik:
3.JPG [ 36.78 KiB | Przejrzano 23281 razy ]
Załącznik:
4.JPG [ 203.91 KiB | Przejrzano 23281 razy ]
Załącznik:
5.JPG [ 30.38 KiB | Przejrzano 23277 razy ]
Załącznik:
6.JPG [ 216.84 KiB | Przejrzano 23277 razy ]
Znaczek AUTOMATIC - myślałem, że trafiłem na rzadko spotykany w w123 emblemat, ale po odklejeniu nie znalazłem żadnych nr. katalogowych, czy czegoś podobnego. Czy to oznacza, że jest nieoryginalny?
Załącznik:
7.JPG [ 25.87 KiB | Przejrzano 23277 razy ]
Załącznik:
8.JPG [ 211.63 KiB | Przejrzano 23277 razy ]
Załącznik:
9.JPG [ 217.43 KiB | Przejrzano 23277 razy ]
Załącznik:
10.JPG [ 200.69 KiB | Przejrzano 23277 razy ]