MB/8 Club Poland - Klub i forum miłośników samochodów Mercedes-Benz

Forum dyskusyjne klubu właścicieli i miłośników samochodów marki Mercedes-Benz
Dzisiaj jest czw mar 28, 2024 6:02 pm

Strefa czasowa UTC+01:00




Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 72 ]  Przejdź na stronę Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna
Autor Wiadomość
Post: pt gru 16, 2011 1:38 pm 
Offline
weteran
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob cze 12, 2004 3:35 pm
Posty: 2505
Lokalizacja: Lublin
"Pewien młody człowiek przybył podczas swojej wędrówki do pełnego przepychu miasta. Na skale ponad rzeką wznosił się wspaniały zamek, zaś dumne kamienice i domy kupieckie świadczyły o bogactwie obywateli. Z nieba śmiało się słońce, a w konarach parkowych drzew śpiewały barwnie upierzone ptaki. Pomimo to ludzie tu zdawali się być przygnębieni. Na zielonej łące skubał sobie trawę szlachetny koń, jednak nikt nie zwracał na to piękne zwierzę najmniejszej uwagi.
Młody człowiek czuł się przez tą roztaczającą się wokół niego dziwną atmosferę niczym we śnie. Wszak o takim rasowym koniu jak ten, który stał zaledwie kilka metrów od niego, mógł dotychczas jedynie śnić. Zagadnął zatem mijającego go ze spuszczoną głową miejscowego, do kogo należy ów koń biegający bezpańsko po mieście.
- Przed trzema dniami zmarł nasz król – usłyszał w odpowiedzi. Zgodnie ze starym zwyczajem wypuściliśmy na wolność jego najlepszego konia. Kto go schwyta, zostanie naszym nowym królem. Ale ten koń jest zbyt mądry i zbyt szybki, by dać się tak po prostu złapać lub podporządkować rozkazowi. Wielu dotychczas tego próbowało, aż do utraty tchu, lecz nadaremni. Nikt nie mógł go schwytać.
- Czy także obcy może spróbować upolować konia? – zapytał młodzian. – Bo ja chętnie bym spróbował.
- Jeśli chcesz zrobić z siebie błazna, masz wolną rękę. Koniowi nie sprawi to żadnej różnicy. Kto go złapie, ten jest królem. Takie są reguły.
Ostatnich słów młody człowiek już nie słyszał, bo oto dwoma wielkimi susami chciał pochwycić konia za ogon. Ale czyniąc elegancki zwrot, koń w mig mu się wywinął i pogalopował ulicami w kierunku bram miasta. Niezrażony tym młodzian pobiegł za nim. Czasami wydawało mu się, że zbliża się do konia, po czym nagle dystans stawał się większy niż uprzednio. Biegł tak godzina za godziną, odczuwając przy tym jedynie rozczarowanie i rosnące wyczerpanie. Jednak poprzysiągł sobie, że nie da za wygraną, dopóki nie schwyta konia.
I polowanie toczyło się dalej. Koń zdawał się unosić z lekkością ponad równiną, gdy tymczasem krok ścigającego go młodzieńca stawał się coraz krótszy, a oddech coraz cięższy. Od czasu do czasu koń pozwalał mu się zbliżyć na odległość paru metrów, lecz zawsze, kiedy młody człowiek mniemał, że teraz ostatkiem swych sił już go pochwyci, uciekał mu lekkim, rączym krokiem.
Dzień chylił się ku końcowi, kiedy zbliżyli się o zmierzchu do dużego starego drzewa. Oparty o jego pień siedział mędrzec, który już od jakiegoś czasu przyglądał się tej gonitwie.
- Możesz tak gnać bez końca, aż padniesz trupem – zawołał do młodego człowieka, gdy ten ziejąc mijał go pędem. – Tak nigdy go nie złapiesz. Zamiast gonić za nim do końca życia, powinieneś raczej wybiec mu naprzeciw.
Młodzian zmienił kierunek i stał się cud: Zaraz odniósł upragniony sukces."

Norbert Lechleitner


Bajki mają to do siebie, że za każdy może dostrzec w nich coś innego, coś swojego. Zabarwienie zmienia się w zależności od naszego tu i teraz.

_________________
"Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."

Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower


Na górę
Post: sob gru 17, 2011 4:42 am 
Jasio idąc do szkoły znalazł na ulicy jakiś różowy przedmiot.
Wziął go do szkoły i zaczął oglądać na lekcji. Wychowawczyni pyta:
- Jasiu co tam masz?
- Kawałek różowego puchu - pokazał Jasio
- Natychmiast idż do dyrektora!
No to poszedł. Dyrektor pyta
- Co znowu narozrabiałeś?
- Siedzialem na lekcji, pani sie spytala co mam w rece to jej powiedzialem.
- A co miales w rece
- Kawalek rozowego puchu- pokazal Jasio
- Natychmiast idz po rodzicow!
No to poszedl Jasio do domu. W chacie byl tata.
- Co tu robisz Jasiu?
- Siedzialem na lekcji, pani powiedziala zebym szedl do dyrektora, a
dyrektor wyslal mnie do domu po rodzicow.
- Ale dlaczego?
- Bo czyms sie bawilem
- A co to takiego?
- Kawalek rozowego puchu- pokazal Jasio
- Policja! Policja!
Akurat przechodzil policjant.
- Jasiu, natychmiast idz do pana policjanta! Juz juz!
- O co chodzi?- pyta policjant Jasia.
- Bylem na lekcji, pani kazala mi isc do dyrektora, dyrektor do domu, a w
domu tata kazal mi zglosic sie do pana
- A z jakiego powodu
- Z powodu kawalka rozowego puchu- pokazal mu Jasio
Policjant poczerwienial, chwycil go za fraki i zabral ze soba do
komisariatu. Tam wpakowal go do celi razem z jakims kryminalista
- Za co kiblujesz?
- Znalazlem cos na ulicy, pokazalem wychowawczyni, a ona wyslala mnie do dyrektora, ten do rodzicow, tata do policjanta, a policjant zamknal mnie w areszcie
- A co takiego znalazles na ulicy?
- Kawalek rozowego puchu- pokazal mu Jasio
- Nie odzywaj sie do mnie! Straznik! Wezcie go z mojej celi!
Nie chce z nim siedziec!
No i zamkneli Jasia w osobnej celi. Przyszedl czas rozprawy. Sedzia pyta co by Jasio opowiedzial swoimi slowami za co go zamkneli
- Znalazlem cos na ulicy, pokazalem wychowawczyni, a ona wyslala mnie do dyrektora, ten do rodzicow, tata do policjanta, a policjant zamknal mnie w areszcie.
- A co takiego znalazles Jasiu?
- Kawalek rozowego puchu
- 30 lat wiezienia!
No i przesiedzial Jasiu w wiezieniu wyrok. W koncu wyszedl na wolnosc. Idzie
sobie, patrzy, a po drugiej stronie ulicy widzi sklep, a na nim napis:
"Dzis polecamy: kawalki rozowego puchu"
Zawrzalo w Jasiu. Wreszcie dowiem sie o co w tym wszystkim chodzi. Zaraz tam
pojde i zapytam o wszystko sprzedawcy.




































































I gdy przechodzil przez ulice przejechal go samochod...


Na górę
   
Post: sob gru 17, 2011 2:08 pm 
Offline
weteran
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob cze 12, 2004 3:35 pm
Posty: 2505
Lokalizacja: Lublin
Bodziu - witaj po przerwie.

O próbie świętości

Doniesiono papieżowi Grzegorzowi XIV, że gdzieś na prowincji jakaś zakonnica ma mistyczne wizje i dokonuje niezwykłych cudów. Ojciec Święty zlecił zbadanie tej sprawy św. Filipowi Neri (1515 – 1595). Ten po długiej podróży dotarł wreszcie do odległego klasztoru i zaraz poprosił o widzenie z ową wizjonerką.
Kiedy weszła do rozmównicy, ściągnął zabłocone „oficerki” i poprosił grzecznie, by je zechciała wyczyścić. Zakonnica zdębiała i z wyniosłością fuknęła na męża bożego:
- Co sobie ksiądz myśli? Ja tu na co dzień rozmawiam z Panem Jezusem, a teraz mam paprać się w błocie? Nigdy z życiu! – tupnęła i obróciwszy się na pięcie, wyszła.
Święty założył zabłocone buty, wsiadł na konia i wrócił, aby zdać sprawę papieżowi; powiedział wówczas:
- Niech Wasza Świątobliwość śpi spokojnie i nie wierzy tym plotkom; gdzie bowiem nie ma pokory, nie może być świętości.

Kazimierz Wójtowicz

_________________
"Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."

Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower


Na górę
Post: ndz gru 18, 2011 10:20 am 
ObrazekObrazek


Na górę
   
Post: ndz gru 18, 2011 2:50 pm 
Offline
weteran
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob cze 12, 2004 3:35 pm
Posty: 2505
Lokalizacja: Lublin
Talizman

Byli sobie pewnego razu królewicz i królewna, którzy przeżywali jeszcze miodowe miesiące. Czuli się bezgranicznie szczęśliwi, niepokoiła ich tylko jedna myśl: czy zawsze będą tacy szczęśliwi jak obecnie. Dlatego pragnęli mieć talizman, który by potrafił zabezpieczyć ich przed niesnaskami w małżeństwie. Często słyszeli o człowieku, który mieszkał w lesie i był poważany przez wszystkich za swoją mądrość: potrafił dać dobrą radę w każdym nieszczęściu i w każdej biedzie. Królewicz i królewna udali się więc do niego i opowiedzieli, co im leżało na sercu. Wysłuchawszy ich, mądry człowiek powiedział:
- Podróżujcie po wszystkich krajach świata i gdy spotkacie zgodne małżeństwo, poproście, aby wam dali mały skrawek bielizny, jaką mają na sobie, i noście go zawsze przy sobie. To jest najlepszy sposób.
Królewicz z królewną wsiedli na konie i odjechali. Wkrótce posłyszeli o pewnym rycerzu, który podobno miał wieść szczęśliwy żywot ze swoją małżonką. Udali się więc na zamek i zapytali ich sami, czy rzeczywiście byli tak radzi ze swego małżeństwa, jak głosiła fama.
- Tak jest – brzmiała odpowiedź. – Tylko jednego nam brak: nie mamy dzieci.
Tak więc nie można było znaleźć talizmanu i królewicz z królewną musieli pojechać dalej, aby znaleźć w pełni zadowolone małżeństwo.
Przybyli do miasta, w którym – jak słyszeli – mieszkał uczony człowiek żyjący ze swą żoną w największej harmonii i zadowoleniu. Poszli do niego i zapytali podobnie jak poprzednio, czy istotnie jest tak szczęśliwy w swym małżeństwie, jak to ludzie opowiadają.
- Tak, jestem szczęśliwy – odpowiedział mąż – moja żona i ja żyjemy ze sobą doskonale, ale mamy za dużo dzieci, sprawiają nam one wiele zmartwień i kłopotów.
A więc i tu nie można było znaleźć talizmanu i królewicz z królewną pojechali dalej po kraju, wypytując się wszędzie o zadowolone małżeństwa, ale nikt się nie zgłaszał.
Pewnego dnia, gdy jechali konno przez pola i łąki – zauważyli niedaleko od drogi pastucha, który radośnie przygrywał na fujarce. W tej samej chwili podeszła do niego kobieta z dzieckiem na ręku, prowadząc małego chłopczyka. Gdy pastuch ją zobaczył, wyszedł jej naprzeciw, przywitał się z nią serdecznie i wziął od matki małe dziecko, całował je i pieścił. Pies pastucha podszedł do chłopca, lizał jego małą rączkę, szczekał i skakał z radości. Tymczasem kobieta postawiła garnczek, który przyniosła, i powiedziała:
- Siadaj, stary, i jedz.
Mąż usiadł i zabrał się do jedzenia, ale pierwszy kęs dał małemu dziecku, drugi podzielił między chłopca i psa. Królewicz i królewna widzieli i słyszeli to wszystko. Podeszli teraz bliżej i przemówili do nich:
- Wy jesteście chyba szczęśliwym i zadowolonym małżeństwem?
- Jesteśmy istotnie szczęśliwym małżeństwem – odpowiedział mężczyzna. – Dzięki Bogu! Żaden królewicz i królewna nie mogliby być szczęśliwsi od nas.
- W takim razie, posłuchajcie – powiedział królewicz – zróbcie nam przysługę, której nie pożałujecie. Dajcie nam mały skrawek koszuli, którą macie na sobie.
Na te słowa pasterz i jego żona spojrzeli dziwnie po sobie; wreszcie mężczyzna powiedział:
- Bóg świadkiem, że z przyjemnością dalibyśmy wam nie tylko skrawek, ale nawet całą koszulę, gdybyśmy ją mieli, ale nie posiadamy na sobie ani jednej nitki.
I tak nic nie załatwiwszy królewicz z królewną musieli pojechać dalej. Znudziła im się wreszcie ta długa, bezcelowa włóczęga i wracali do domu. Kiedy przejeżdżali koło chatki mądrego człowieka, czynili mu wymówki, że dał im taką złą radę. Opowiedzieli mu wszystkie swoje przygody w podróży.
Wtedy mądry człowiek uśmiechnął się i powiedział:
- Czy rzeczywiście pojechaliście na próżno? Czy nie przyjeżdżacie do domu bogatsi w doświadczenie?
- Owszem – odpowiedział królewicz – przekonałem się, że zadowolenie jest rzadkim dobrem na tej ziemi.
- A ja się nauczyłam – powiedziała królewna, że po to, by być zadowolonym, nie trzeba nic – tylko właśnie być zadowolonym.
Wtedy królewicz podał królewnie rękę, spojrzeli na siebie z niewymowną miłością, a mądry człowiek pobłogosławił ich i rzekł:
- Znaleźliście prawdziwy talizman w waszym sercu. Strzeżcie go wiecznie, a nigdy duch niezadowolenia nie będzie miał nad wami władzy.

Hans Christian Andersen

_________________
"Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."

Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower


Na górę
Post: ndz gru 18, 2011 3:36 pm 
bajka bez morału (ale za to z happy endem)
A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś, ściskając Misiowi łapkę - Co wtedy? Nic wielkiego - zapewnił go Puchatek - Mało to Krzysiów jest na świecie, cymbale sentymentalny? Ale dlaczego tak mówisz, chciałem... - cicho łkał Krzyś. Ogarnij się chłopcze - rzucił obcesowo Puchatek przypalając kolejnego papierosa - jesteś już prawie dorosły, a bawisz się pluszakami, jak jakiś durny pedał! Zdruzgotany Krzyś wyszedł z pokoju i ruszył przed siebie. Chciał się zabić, ale nie bardzo wiedział jak, więc poprzestał jedynie na niewielkim samookaleczeniu. Jakiś czas potem poznał fajną dziewczynę, a o swej minionej miłości do Puchatka, myślał coraz rzadziej i zawsze z pewnym zażenowaniem...


Na górę
   
Post: pn gru 19, 2011 10:32 am 
Offline
weteran
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob cze 12, 2004 3:35 pm
Posty: 2505
Lokalizacja: Lublin
Byłem szczęśliwy. Byłem tak szczęśliwy, jak tylko mógłbym to sobie
wyobrazić. Z moją dziewczyną spotykałem się ponad rok i w końcu
zdecydowaliśmy się wziąć ślub. Moi rodzice byli naprawdę zachwyceni i pomagali nam we wszystkich przygotowaniach do naszego wspólnego życia, przyjaciele cieszyli się razem ze mną, a moja dziewczyna... była jak spełnienie moich najśmielszych marzeń. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju - dręczyła i spędzała sen z powiek... Jej młodsza siostra. Moja przyszła szwagierka miała dwadzieścia lat, ubierała wyzywające obcisłe mini i króciutkie bluzeczki, eksponujące krągłości jej młodego, pięknego ciała. Często, kiedy siedziałem na fotelu w salonie, niby przypadkiem schylała się po coś tak, że nawet nie przyglądając się, miałem przyjemny widok na jej majteczki. To nie mógł być przypadek. Nigdy nie zachowywała się tak kiedy w pobliżu był ktoś jeszcze. Któregoś dnia siostrzyczka mojej dziewczyny zadzwoniła do mnie i poprosiła abym po drodze do domu wstąpił do nich rzucić okiem na ślubne zaproszenia. Kiedy przyjechałem była sama w domu. Podeszła
do mnie tak blisko, że czułem słodki zapach jej perfum i wyszeptała, że wprawdzie będę żonaty,ale ona pragnie mnie tak bardzo... i czuje, że nie potrafi tego uczucia pohamować... i nawet nie chce. Powiedziała, że chce się ze mną tylko ten jeden raz, zanim wezmę ślub z jej siostrą i przysięgnę jej miłość i wierność. Byłem w szoku i niemogłem wykrztusić z siebie nawet jedeneg o słowa. Powiedziała "Idę do góry, do mojej sypialni. Jeśli chcesz, chodź do mnie i weź mnie, nie będę czekać długo". Stałem jak skamieniały i obserwowałem ją jak wchodziła po schodach, kusząco poruszając biodrami. Kiedy była już na
górze, ściągnęła majteczki i rzuciła je w moją stronę. Stałem tak
przez chwilę, po czym odwróciłem się i poszedłem do drzwi frontowych. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z domu, prosto w kierunku zaparkowanego przed domem samochodu. Mój przyszły teść stał przed domem - podszedł do mnie i ze łzami w oczach uściskał mówiąc "Jesteśmy tacy szczęśliwi, że przeszedłeś naszą małą próbę. Nie moglibyśmy marzyć o lepszym mężu dla naszej córeczki. Witaj w rodzinie!"

Morał: zawsze trzymaj prezerwatywy w samochodzie!

_________________
"Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."

Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower


Na górę
Post: pn gru 19, 2011 10:38 am 
Offline
weteran
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob cze 12, 2004 3:35 pm
Posty: 2505
Lokalizacja: Lublin
Podarek

Tobiasz był dzieckiem milczącym, ale pogodnym. Chodził do czwartej klasy szkoły podstawowej. Mieszkał z rodzicami i z rodzeństwem w domku na skraju miejscowości położonej na wzgórzu pokrytym oliwkami, kilka kilometrów od morza.
W ostatnich dniach nauki przed świętami Bożego Narodzenia wszystkie dzieci z jego klasy prześcigały się w wymyślnych prezentach, jakie każde z nich przynosiło nauczycielce o imieniu Mariza, zawsze bardzo uprzejmej i sympatycznej. Na katedrze leżał stos kolorowych paczuszek. Nauczycielka spojrzała na najmniejszą z nich, z bilecikiem wykaligrafowanym ładnym pismem Tobiasza: <<Dla mojej Nauczycielki>>.
Pani Mariza dziękowała wszystkim dzieciom, każdemu z osobna.
Gdy nadeszła kolej Tobiasza, otworzyła paczuszkę i zobaczyła maleńką, piękną muszelkę. Tak piękniej jeszcze nie widziała. Mieniącą się tęczowo masę perłową pokrywał fantazyjny wzór.
<<Skąd wziąłeś tę muszelkę, Tobiaszu?>> - spytała.
<<Znalazłem ją na dole, na Wielkiej Skale Podwodnej>> - odpowiedział chłopiec.
Wielka Skała znajdowała się daleko i trzeba było do niej iść wąską groblą. Wędrówka była długa i uciążliwa, ale jedynie tam można było znaleźć piękne muszle, takie jak ta Tobiasza.
<<Dziękuję, Tobiaszu. Zawsze będę miała przy sobie ten wspaniały podarunek. Będzie mi przypominać twoją dobroć. Ale czy po prezent dla mnie musiałeś iść tak daleko?>>.
Tobiasz uśmiechnął się i powiedział: <<Ta długa i trudna droga jest częścią daru>>.

Nie darowuje się przedmiotu. Darowuje się część swej miłości.
Jedynym prawdziwym darem jest cząstka samego siebie.

Bruno Ferrero

_________________
"Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."

Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower


Na górę
Post: wt gru 20, 2011 1:21 pm 
Offline
weteran
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob cze 12, 2004 3:35 pm
Posty: 2505
Lokalizacja: Lublin
"Pewnego dnia wielki Nauczyciel zebrał wszystkich uczniów, by wybrać swego asystenta.
- Przedstawię wam problem – powiedział Mistrz. – Ten, kto go rozwiąże, zostanie moją prawą ręką.
Powiedziawszy to, ustawił stolik na środku sali, a na nim postawił cenny porcelanowy wazon, ozdobiony delikatnymi, złotymi różami.
- Oto problem. Rozwiążcie go!
Zakłopotani uczniowie zastanawiali się nad <<problemem>>. Był to wspaniały porcelanowy wazon: podziwiali jego niezwykłe ozdoby i elegancję róż.
<<Co on przedstawia? Jaka jest jego zagadka? Co należało zrobić?>> - pytali siebie.
Czas mijał i nikt nie ośmielił się zrobić czegokolwiek, poza kontemplowaniem <<problemu>>.
W pewnym momencie jeden z uczniów wstał, spojrzał na Nauczyciela i na kolegów, a potem zdecydowanym krokiem ruszył ku wazonowi i zrzucił go na ziemię, rozbijając na drobne kawałki.
- Wreszcie ktoś to zrobił! – Zawołał wielki Nauczyciel. – Zacząłem wątpić w formację, jaką starałem się wam przekazać przez wszystkie lata.
Potem zwrócił się do młodzieńca:
- Ty będziesz moim asystentem!
Podczas gdy młodzieniec wracał na swoje miejsce, Nauczyciel wytłumaczył:
- Wyraziłem się jasno. Powiedziałem, że to jest <<problem>>. Nieważne, jaki może być piękny, czy pociągający, problem musi zostać wyeliminowany!"

Istnieje tylko jeden sposób na rozwiązanie problemu: trzeba się z nim zmierzyć.

Bruno Ferrero

_________________
"Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."

Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower


Na górę
Post: wt gru 20, 2011 3:30 pm 
taa, były dwie siostry, jedna była dobra, druga zła, i postanowiły z wiaduktu pluć na ludzi, z góry, wcale łatwo nie było, trafić, i zła trafiała rzadko, a dobra... była naprawdę dobra, trafiała za każdym razem, bo dobro zawsze zwycięża


Na górę
   
Post: wt gru 20, 2011 6:39 pm 
Offline
weteran
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob cze 12, 2004 3:35 pm
Posty: 2505
Lokalizacja: Lublin
Dwóch mężczyzn, obaj bardzo chorzy, byli w tym samym pokoju,w szpitalu. Jednemu wolno było siadać na łóżku, każdego popołudnia na godzinę, żeby ułatwić mu odprowadzenie wody z płuc. Jego łóżko było na wprost jedynego okna. Drugi musiał cały czas leżeć na wznak. Obaj rozmawiali godzinami. Rozmawiali o swoich kobietach, rodzinach, domach, pracy, pobycie w wojsku,
gdzie byli na wakacjach. Każdego popołudnia, kiedy mężczyzna z łóżka przy oknie mógł usiąść, opisywał swojemu sąsiadowi wszystko co widział przez okno.Człowiek z drugiego łóżka zaczął czekać na te godziny, kiedy jego świat
się powiększał i nabierał życia o wszystkie zdarzenia i kolory świata
zewnętrznego. Okno wychodziło na park z cudownym jeziorem, kaczkami i łabędziami pływającymi po nim, a dzieci puszczały kaczki. Młodzi, zakochani spacerowali trzymając się za ręce, między kwiatami o wszystkich kolorach tęczy. Wielkie drzewa ozdabiały pejzaż i w oddali można było zobaczyć piękny widok z miastem w tle. Kiedy mężczyzna w oknie opisywał to wszystko z
najmniejszymi detalami, ten z drugiego końca pokoju, zamykał oczy i wyobrażał sobie ten idylliczny widok. Pewnego gorącego popołudnia opisał
paradę, która przechodziła. Mimo, że nie mógł słyszeć orkiestry, widział ją
oczami wyobraźni, tak jak ją opisywał człowiek w oknie swoimi magicznymi słowami. Mijały dni i tygodnie. Pewnego poranka, dzienna pielęgniarka przyszła żeby ich wykąpać i znalazła mężczyznę od okna martwego, zmarł
podczas snu. Wezwała pomoc i zabrano go. Drugi tak szybko, jak tylko uznał to za stosowne, poprosił o przeniesienie na łóżko przy oknie. Pielęgniarka zgodziła się i po upewnieniu się że jest mu wygodnie wyszła z pokoju. Wolno i z trudnością mężczyzna podniósł się na łokciu, żeby rzucić pierwsze spojrzenie na świat zewnętrzny, wreszcie mógł zobaczyć go sam.. Obrócił się
powoli i spojrzał przez okno przy swoim łóżku... i zobaczył białą ścianę. Mężczyzna spytał pielęgniarkę co mogło kierować zmarłym żeby opisywać tak wspaniałe rzeczy przez okno. Pielęgniarka powiedziała, że człowiek ten był
niewidomy i że nie mógł widzieć nawet ściany i podpowiedziała mu: "może chciał pana podtrzymać na duchu?" Epilog: Jest bardzo łatwo uczynić szczęśliwymi innych, nie ważne jaka jest twoja własna sytuacja. Ból dzielony jest o połowę łatwiejszy do zniesienia, ale dzielona radość jest podwójna. Jeśli chcesz się czuć bogaty, opowiadaj o wszystkim co masz czego pieniądze nie są wstanie kupić. "Dziś jest prezentem, dlatego nazywa się go teraźniejszością"

_________________
"Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."

Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower


Na górę
Post: pt gru 30, 2011 11:20 am 
Offline
weteran
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob cze 12, 2004 3:35 pm
Posty: 2505
Lokalizacja: Lublin
Dwóch sprytnych żebraków dotarło „za chlebem” nawet do króla. Ten za każdym razem obdarowywał ich hojną jałmużną. Pierwszy z żebraków dziękował wciąż królowi za jego serce i wspaniałomyślność; drugi natomiast dziękował zawsze Bogu za to, że obdarzył króla taką władzą i takimi środkami, iż może on pomagać swoim podwładnym. Postawa ta nie podobała się monarsze.
Pewnego razu kazał wiec upiec dwa jednakowe chleby i do jednego włożyć parę drogich kamieni, które miały być osobistym podarkiem i nagrodą dla tego, który chwalił króla. Ten, co chwalił Boga, miał otrzymać zwykły bochenek.
Piekarz zrobił, ja król przykazał. Stało się jednak inaczej: gdy żebracy opuścili pałac, „król-chwalca” zauważył, że jego bochenek ma podejrzany ciężar. Myśląc więc, że jest źle wypieczony wymienił się chytrze z kolegą. Oczywiście, że gdy ten znalazł hojny dar, podziękował serdecznie Bogu, iż w ten niespodziewany sposób uwolnił go od żebrania.

Kazimierz Wójtowicz

_________________
"Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."

Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower


Na górę
Post: śr sty 04, 2012 9:59 pm 
Offline
Swoja BABA
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw cze 05, 2003 9:12 pm
Posty: 726
Lokalizacja: Warszawa
mojojojo13 pisze:
Jedynym prawdziwym darem jest cząstka samego siebie.
Bruno Ferrero[/i]

mojojojo13 pisze:
Istnieje tylko jeden sposób na rozwiązanie problemu: trzeba się z nim zmierzyć.


dobre morały bajek, a własciwie złote myśli na Nowy Rok :)
pozdrawiam

_________________
Małgosia
Skarbnik MB/8 Club Poland

W114 250 '71 Amelka:)
Yariska AMG:) 1.4 '10


Na górę
Post: pn sty 09, 2012 6:44 pm 
Offline
weteran
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob cze 12, 2004 3:35 pm
Posty: 2505
Lokalizacja: Lublin
niestety, jestem w trakcie nauki do poważnego egzaminu ale jak się uwinę to nadrobię absencję...
- Powiedz mi, ile waży płatek śniegu? – spytała pewnego zimowego wieczoru sikorka turkawkę.
- Nic, absolutnie nic – padła pewna odpowiedź.
- To muszę ci opowiedzieć coś niesamowitego – ciągnęła sikorka – siedziałam właśnie na świerku, na grubym konarze przy pniu, gdy zaczął padać śnieg: wolno, bezgłośnie i lekko; ponieważ nie miałam nic do roboty, liczyłam z nudów płatki spadające na igły mojej gałązki – było ich dokładnie 1 611 945 i właśnie, gdy dołączył kolejny 1 611 946 płatek (ten, co absolutnie nic nie waży) usłyszałam trzask: to odłamała się gałąź, na której siedziałam. Czy to nie dziwne?

Kazimierz Wójtowicz

_________________
"Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."

Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower


Na górę
Post: pn lut 06, 2012 11:34 am 
Offline
weteran
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob cze 12, 2004 3:35 pm
Posty: 2505
Lokalizacja: Lublin
Był sobie kiedyś dobry człowiek – taki, co to muszki nie potrąci. Sam cieszył się życiem i szanował każde stworzenie. I oto przyleciał do niego komar, siadł na ręce, aby napić się krwi.
Dobry człowiek poczuł wprawdzie ukłucie, ale pomyślał: biedny, mały komarek, niech przynajmniej raz będzie syty! Komar napił się ile mógł i odfrunął, wdzięcznie falując skrzydełkami. Był tak szczęśliwy i radosny, że rozpowiadał wszystkim naokoło o dobrym człowieku i jego smacznej posoce.
Za parę godzin niebo pociemniało od komarów, które chciały zobaczyć dobrego człowieka i skosztować krzepiącego napoju. I zaczęły dobierać się do dobrego człowieka: kłuć i kłuć, pić i pić, ale żaden z nich nie mógł się nasycić, bo ich było zbyt dużo, jak na jedne pięć litrów ludzkiego krwiobiegu.
W ten sposób dobry człek przelał swoją krew w owadzie odwłoki ani na moment nie przypuszczając, że głupio i źle robi odłączając dobroć od rozumu.

_________________
"Jestem Książę i pewnych tematów nie drążę..."

Miałem k...tyle aut co niektórzy w podpisie, na drugie popularność, na trzecie szacunek - teraz mam rower


Na górę
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 72 ]  Przejdź na stronę Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna

Strefa czasowa UTC+01:00


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Limited
Polski pakiet językowy dostarcza phpBB.pl